piątek, 3 lutego 2012

Księżycowy chłopak i deszczowa dziewczyna



Zmierzch zapadł tak szybko, jak gdyby jakiś niesforny aniołek rozlał po niebie buteleczkę z atramentem. I wydawałoby się, że ten sam aniołek, z zamiarem naprawienia małego błędu, przykłada do niego miękką gąbkę, pozostawiając widoczne na Ziemi ślady w postaci gęstych, szarawych chmur.
Gdzieś jednak spomiędzy nich, majestatycznie wyglądał srebrzysty Księżyc, przykuwając uwagę każdego, kto na niego spojrzał.
- Patrz, Damian, patrz! Księżyc!
Wieczorna cisza została przerwana przez ciepły, dziewczęcy głos. Jego posiadaczka wzrok miała utkwiony w jednym punkcie; niebieskie tęczówki migotały w słabym świetle lamp. Lewą ręką pociągała za rękaw kurtki dużo od niej wyższego chłopaka, który uśmiechnął się szeroko, podążając za wyciągniętym palcem prawej dłoni dziewczyny.
- Widzę, widzę - miękkie tony jego głosu rozpłynęły się łagodnie w szumiącym cichutko i rozwiewającym ich włosy, wietrze. - Jest tak blisko. Najbliżej Ziemi od piętnastu lat. Prawie na wyciągnięcie ręki.
Oboje, tknięci nagłą potrzebą serca, wyciągnęli ręce w kierunku ogromnej tarczy tak, jakby ją obejmowali, a potem jednym, sprawnym ruchem zamykali go w swoich dłoniach.
- Gdyby jeszcze jutro spadł deszcz... wtedy byłabym naprawdę szczęśliwa, wiesz?
Blondwłosy chłopak kiwnął, przytakując i poklepał towarzyszkę delikatnie po głowie.
- Tak, tak. Na pewno.
- Deszczowa dziewczyna i księżycowy chłopak! Niesamowite! - Przechodząca obok nich staruszka klasnęła w dłonie.
Mocny głos zerwał delikatną nić ciszy, jaka ich oplatała; podskoczyli, obracając się przy tym w kierunku starszej pani.
Kobieta była wysoka i w słabym świetle pobliskiej lampy nie przypominała staruszki. Zdradzały ją tylko zmarszczki na jej twarzy i zapadnięte policzki delikatnie zarumienione z wrażenia.
- Pomożecie mi nieść zakupy? Może na to nie wyglądają, ale są naprawdę ciężkie.
Chłopak podbiegł do niej i odebrał część reklamówek. Posłał dziewczynie zaskoczone spojrzenie. Widząc to, roześmiała się cicho.
- Pewnie, że pomożemy, proszę pani - oznajmiła, kiwając głową na powitanie. - To moja sąsiadka - szepnęła do blondyna. - Zawsze pomagam jej nosić zakupy. I od dziś, ty także musisz - wystawiła koniuszek języka i przymknęła powieki.
- Hę? Ja? Dlaczego?
- Tak o. Jak mówię, że musisz, to musisz.
- Znów się nade mną znęcasz.
- Ja mogę dopiero zacząć.
-  O nie - westchnął głośno i podążył za starszą panią, która cały czas przysłuchiwała się ich rozmowie i przyglądała im się z nakrapianą, na jej bladej twarzy, radością. Palce jej prawej dłoni bębniły bezdźwięcznie po szerokich ustach, wygiętych w kącikach ku górze.
- Niesamowite - powtarzała z uśmiechem - niesamowite. - Starsza pani weszła po schodkach prowadzących do jednego z rzędy domków jednorodzinnych i otworzyła drewniane, zdobione drzwi. Dziewczyna podążyła za nią, lecz Damian został na zewnątrz. Jego oczy świdrowały wypolerowaną powierzchnię, zatrzymując się na każdym, nawet najmniejszym, wgłębieniu.
- Damian? - Niebieskooka delikatnie dotknęła jego ramienia, łącząc swoje spojrzenie z jego - piękne, prawda?
- Czy to... anioły? - spytał, drżącą rękę wysuwając do przodu, jakby bał się, że jednym, delikatnym muśnięciem opuszka zbudzi zaklęte w drewnie istotki.
- Księżycowy chłopaku! Deszczowa dziewczyno! Gdzie mi uciekliście?
- Już idziemy, proszę pani! - odpowiedziała jej dziewczyna. - Piękne, prawda? Zostały zrobione na zamówienie. No, ale chodź już, bo inaczej nigdy stąd nie wyjdziemy.
- Dlaczego...?
Odpowiedział mu tajemniczy uśmiech towarzyszki. Podążył w głąb mieszkania, rozglądając się dookoła.
- Tędy, tędy, kochani -  staruszka wyłoniła się z jednego z pomieszczeń, kierując swoje kroki do przestronnej kuchni, szurając kapciami po wypolerowanej, drewnianej podłodze.
- Przepraszam, że pytam... - zaczął nieśmiało chłopak, kiedy zakupy zostały pochowane, a w jego dłoni spoczął granatowy kubek w złote gwiazdki, wypełniony parującą cieczą.
- Tak, księżycowy chłopaku?
- ...Dlaczego księżycowy chłopaku?
- Damian... - blondynka nachyliła się do jego uszu. Czuł delikatną woń jej perfum; pachniała jak takie małe kwiatki, które kwitną na wiosnę, a których nazwy nigdy nie mógł zapamiętać. Jej bliskość sprawiała, że wszystkie jego zmysły rozpoczynały dziki, niepohamowany taniec, mieszając mu w głowie. Teraz też, ledwo słyszał jej szept. - ... jest pisarką. To znaczy... była. Podobno. Nie naciskaj jej, w końcu sama powie, o co jej chodziło.
Kiwnął głową, uporczywie wpatrując się w herbatę. Upił jej łyk, po czym na jego twarz wpłynął dziwny grymas.
-  Co, do...
-  Zielona herbata - zaśmiała się starsza pani, przeczesując włosy palcami.
-  Smakuje jak... - zastanowił się, nie mogąc znaleźć odpowiedniego określenia. Skupił się do tego stopnia, że nie zareagował, kiedy dziewczyna wyjęła mu kubek z ręki i napiła się. Drgnął dopiero wtedy, kiedy z powrotem włożyła mu go do ręki, delikatnie przesuwając palcami po jego dłoni.
- ... deszcz  - oznajmiła stanowczo, kiwając głową.
Spojrzał na nią ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- No, jeśli ty nie jesteś deszczową dziewczyną, to ja nie wiem - rzuciła wesoło starsza pani, ukrywając zaciekawienie za zasłoną uśmiechu. - Jak tak na was patrzę, to aż ciepło mi się na sercu robi. Ale! Ja miałam wam opowiedzieć pewną historię. Dawno temu chciałam napisać o nich książkę, o księżycowym chłopaku i deszczowej dziewczynie... ale mi się nie udało. Ale kiedy was tak dzisiaj zobaczyłam, pomyślałam, że koniecznie muszę opowiedzieć wam tę historię.
Księżyc spełnia każde skierowane ku niemu marzenie. I choćby było nie wiadomo, jak skomplikowane... on naprawdę je kiedyś spełni.
Nie wszyscy jednak są tego świadomi. Oni nie byli.


Ona była córką piekarza, którego wypieki znane były w całej okolicy. To właśnie ojciec nauczył ją jak robić jej ulubione, cynamonowe ciasteczka.
Oprócz ojca i cynamonowych ciasteczek dziewczyna ponad wszystko uwielbiała deszcz. Potrafiła godzinami wpatrywać się w wirujące krople i wsłuchiwać się w jego rytmiczne dudnienie. Kiedy przymykała oczy, wyobrażała sobie, że jest w samym środku odwiecznego, deszczowego rytuału.
Od czasu do czasu, gdy chmury odsłaniały okrągłą tarczę Księżyca, szeptała z przejęciem, że pragnie, tak bardzo pragnie być częścią deszczu. Księżyc zdawał się do niej uśmiechać i delikatną, srebrzystą poświatą przekonywać, że naprawdę tak się stanie.
Natomiast on codziennie przychodził do piekarni, wiedziony zapachami, jakie wypływały przez niewielkie okienka sklepiku. Kupował ciastka, czasem chleb czy bułki, ale tak naprawdę pociągała go córka piekarza i jej nowy... teleskop. I sam nie wiedział, co go fascynuje bardziej - srebrzysto-złoty księżyc, czy złotowłosa istota, z którą spędzał swój wolny czas.
- Chciałbym zamieszkać na Księżycu - powiedział jej, kiedy oboje przypatrywali się Pełni.
Mijały jednak lata, a oni z dzieci stali się młodymi ludźmi, coraz bardziej potrzebującymi swojej obecności. Zupełnie zapomnieli o tym, że kiedyś skierowali ku Księżycu swoje największe marzenia.
Uczucia, jakimi od dawna się darzyli, powoli zmieniały swoją postać, a oni poddawali się ich wpływom. W końcu kochali się do tego stopnia, że nikt ani nic nie było w stanie ich rozdzielić. Tak przynajmniej myśleli zarówno wszyscy, którzy ich znali, jak i oni sami.
Pewnej nocy, kiedy oboje poznawali się wśród ciszy traw, zawstydzony i najwyraźniej zazdrosny księżyc postanowił właśnie w tamtej chwili spełnić ich marzenia. Oboje poczuli, że ich ciała stają się coraz mniej materialne, że ulatywali. Byli jednocześnie szczęśliwi... i przerażeni. Jednocześnie wiedzieli, że przecież mogą dzielić los ukochanej im osoby. I mimo niezaprzeczalnej miłości, jaka ich łączyła, on nie pokochał jej deszczu na tyle, by móc razem z nią w nim trwać, a ona nie pokochała jego Księżyca na tyle, by już na zawsze na nim zamieszkać.
Zanim się spostrzegli, los wydarł ich sobie w szaleńczym porywie.
Ale oni nigdy o sobie nie zapomnieli i nigdy nie przestali się kochać.
I zawsze wtedy, kiedy podczas Pełni pada deszcz, słychać ciche, jakby dziewczęce łkanie. To deszczowa dziewczyna błaga Księżyc, by pozwolił jej i księżycowemu chłopakowi żyć razem, na Ziemi. By oddał im życie, które zabrał w zamian za spełnione marzenia.
Również księżycowy chłopak, słysząc jej błaganie, wyciąga ręce ku miejscu, w którym żyli szczęśliwie, będąc razem.
Czekają. Bo Księżyc, prędzej czy później, spełni ich marzenie.


Staruszka zamilkła i spojrzała na swoich gości. Blondyn schował w ramionach dziewczynę. Jej drgające ramiona zdradzały, że ukrywa przed kobietą swoje łzy.
Starsza pani podeszła do nich i pogładziła po głowie najpierw chłopaka, potem dziewczynę.
- Księżyc nareszcie spełnił ich marzenie. Wasze marzenie.
Za oknem deszcz zadudnił o parapet.
I wtedy Damian zrozumiał.
- Mogę być nawet deszczem, byle z tobą - wyszeptał dziewczynie do ucha, a ona w odpowiedzi wtuliła się w niego jeszcze mocniej.
- A kiedy nam się znudzi, zamieszkamy na Księżycu - dobiegła go stłumiona odpowiedź. - I będziemy spełniać marzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy