piątek, 3 lutego 2012

Gwiazda

Tyle lat… tyle długich i ciężkich lat pracowałam, by w końcu móc Cię zobaczyć… Dawałam z siebie wszystko każdego dnia, za wszelką cenę usiłując spełnić swoje marzenie. Wszystko, co robiłam, robiłam z myślą o tym, że być może, któregoś dnia… będzie mi dane się z Tobą zobaczyć.
I kiedy w końcu postawiłam stopę na tej obcej, ale dzięki Tobie tak bliskiej dla mnie ziemi… Ty tak po prostu zginąłeś.
Nie mogłam w to uwierzyć… wciąż nie potrafię. Ktoś tak wyjątkowy jak Ty… jak mógł dać się zabić w tak zwyczajny, prozaiczny sposób? Jak mogłeś być tak nieuważny, Ty, który tak mocno stąpałeś po ziemi? Czy to jest tylko jeden z Twoich sposobów na zwrócenie na siebie uwagi? Och, udało Ci się, więc proszę, wróć…
Ale Ty nie możesz tego zrobić. Tym razem odszedłeś na zawsze i nie ma szans na powrót…

Trzymam w ręku książkę o Tobie… Otwieram ją drżącymi rękoma i trafiam na zdjęcie, na którym jesteś tak pięknie roześmiany… To właśnie po ten uśmiech jechałam do Ciebie… Po uśmiech i odpowiedź na kilka pytań. Bo to nie miała być ostateczna wersja Twojej biografii… Miałam zadać Ci kilka pytań… a Ty miałeś mi na nie dokładnie odpowiedzieć.
Zdziwiłbyś się, widząc właśnie mnie. Powiedziałbyś, że miał tu być mężczyzna. Odpowiedziałabym, że tamten mężczyzna, a mój pracodawca wiedząc, jak bardzo chciałam Cię spotkać twarzą w twarz, pozwolił mi tu przyjechać zamiast niego. Spytałbyś, czy jestem Twoją fanką, a ja bym zwyczajnie przytaknęła… Zadałabym Ci kilka pytań, a Ty zacząłbyś na nie odpowiadać… Słuchałabym Twojego głosu jak najpiękniejszej muzyki na świecie… Patrzyłabym na Ciebie, jak na arcydzieło... którym przecież byłeś. Zarejestrowałabym każdy Twój ruch i zatrzymałabym go w pamięci na długi czas… Patrzyłabym w Twoje piękne, wielkie oczy z zachwytem spuszczając wzrok, gdy tylko nasze spojrzenia by się spotkały… Obserwowałabym piękne długie palce u dłoni, trzymające filiżankę z kawą… Spytałabym jak to możliwe, że ktoś ma tak wspaniałą, mleczną skórę, a Ty odpowiedziałbyś, że… och, właściwie nie wiem… może, że ktoś tak cudowny jak Ty musiał dostać skórę, która by tę Twoją wyjątkowość podkreślała…
Ale Ty postanowiłeś to wszystko zniszczyć. Och, wiem, że tego nie planowałeś… że to był wypadek… Ale dlaczego nie walczyłeś, gdy o Ciebie walczono? Dlaczego pozwoliłeś swojemu sercu przestać bić?
Dlaczego ktoś o tak silnej osobowości i tak wielkiej sile jak Ty zwyczajnie się poddał?! Powiedz, istniał ku temu jakiś powód…? Czy byłeś czymś zmartwiony, kiedy to się stało…? Kiedy jakiś samochód… rozpędzony samochód tak po prostu w Ciebie uderzył? Powiedz, męczyło Cię coś, że nie zdążyłeś uskoczyć na czas? Czy też samochód pędził tak szybko, że nie było na to szans…?
Milczysz. I dalej uśmiechasz się do mnie ze zdjęcia. Teraz już tylko ze zdjęcia… I nigdy już nikomu na te pytania nie odpowiesz…
Mam nadzieję, że nie umarłeś tuż po tym, jak stało się w Twoim życiu coś smutnego. Że odchodziłeś z tego świata mniej lub bardziej… szczęśliwy.

Ach… Całą drogę tutaj zastanawiałam się, jaki będziesz na żywo… Cieszyłam się jak głupia, że moje marzenie się spełni… Dlaczego sprawiłeś, że legło w gruzach w jednej chwili…?! Kto dał Ci prawo niszczenia wszystkich moich marzeń…?!
Czy zdajesz sobie sprawę z tego, dla ilu ludzi byłeś całym światem? I jak wiele światów przez Ciebie przestało istnieć? Jak wiele istnień straciło sens życia…? Czy rozumiesz, jak ważnym człowiekiem byłeś?
Pozwoliłeś sobie umrzeć… pozwoliłeś cierpieć dziesiątkom tysięcy dusz. Dusz, które kochały Cię platonicznie i bezwarunkowo… i pewnie niejedna, gdyby mogła, zginęłaby za Ciebie…
Ach, dlaczego musiałeś umrzeć? Dlaczego musiałeś umrzeć wiosną, kiedy wszystko kwitnie i świat jest taki piękny? Dlaczego nie mogłeś zginąć jesienią, gdy dookoła jest szaro i gdy atmosfera sprzyja melancholii…?
Sprawiłeś, że znienawidziłam wiosnę, którą tak kochałam do tej pory. Nienawidzę wiosny, bo ośmieliła się zabrać mi Ciebie.
Nienawidzę słońca, które świeci mocno i radośnie, boleśnie smagając moje oczy. Nienawidzę szafirowo niebieskiego nieba, na które teraz spoglądam, bo przypomina mi o Tobie. Nie znoszę chmur, które po tym niebie płyną, bo przypominają mi o przyjaciołach, których tak nagle opuściłeś… Czy powiedziałeś im kiedykolwiek, jak ważni są dla Ciebie…? Czy oni zdążyli Ci to powiedzieć…?
Byłeś tak porywczą osobą… czy zdążyłeś pogodzić się ze wszystkimi, z którymi się pokłóciłeś…? Czy nikt nie żałuje przez Ciebie swoich słów…?

Jestem już prawie na miejscu. Za chwilę stanę twarzą w twarz z najboleśniejszym widokiem mojego życia…
Biały, dość duży pomnik, a na nim dziesiątki kwiatów. Tak wiele osób przyszło Cię tu odwiedzić… Kładę książkę na środku, delikatnie opierając ją o jeden z pięknych bukietów. Mają białe płatki… Mlecznobiałe, jak Twoja skóra.
Książka wciąż jest otwarta na Twoim zdjęciu; nie potrafię jej zamknąć. Wciąż patrzę na Ciebie… na Ciebie, którego już nie ma. Patrzę na twoje oczy, które już niczego nie widzą. Na usta, które niczego więcej nie wypowiedzą ani nie złożą pocałunku na niczyim policzku… Na uszy, do których nie dotrze już żaden dźwięk i na dłonie, które już nigdy niczego nie dotkną. Na ręce, które już nigdy niczego nie podniosą i na długie, smukłe nogi, które nie zrobią już ani kroku…
Wpatruję się w Twoją twarz o idealnych rysach… i nie mogę uwierzyć w to, że to całe piękno zamieniło się w kilka garści prochu… Tyle piękna w jednej niedużej urnie…

Składam ręce do modlitwy. I zastanawiam się jak wiele osób robi właśnie to samo. Szepczę cicho słowa modlitwy głęboko ufając, że nie modlę się na marne.
Czy jesteś teraz w miłym miejscu…? Czy jesteś szczęśliwy tam, gdzie jesteś – żywy, choć umarły…?

Wiatr rozwiewa moje włosy i strąca kilka kwiatów z nagrobka.
Kwiat, którym byłeś, zwiądł… Pozostały po nim tylko Płatki, powoli usychające bez źródła ich życia…
Czy przestałeś być Kwiatem po to by stać się Gwiazdą…?
Czy obserwujesz mnie teraz z góry, szczęśliwy, że nią jesteś…? Wielką Gwiazdą Wszechświata, która rozświetla drogę innym zagubionym gwiazdkom…? Czy to Ty świecisz tak jasno i mocno…?
Bądź szczęśliwy i niech Twoja dusza będzie spokojna.
Twoje Płatki dadzą sobie radę. Tylko im świeć. I pozwól im błyszczeć równie mocno.

Wracam do domu i dopisuję do Twojej biografii ostatnie zdanie…
„Kim Hee Chul zginął potrącony przez samochód 23 kwietnia…”

Żegnaj, Gwiazdo…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy