sobota, 10 listopada 2012

Księżycowy


Nie mogłaś uwierzyć w to, co usłyszałaś przed paroma sekundami. A jednak władcze spojrzenie twojej szefowej nie pozwalało ci myśleć, że to tylko sen.
I to właśnie ta kobieta, wręczając ci naręcze kwiatów, z krzywym, nieco prześmiewczym uśmiechem wyrecytowała adres, pod który tenże bukiet miał być dostarczony.
- Miałam zawieźć go sama, ale coś czuję, że jeśli pozwolę to zrobić tobie i dam ci wolne na resztę dnia, morale w firmie gwałtownie wzrosną – widziałaś, że twoja pracodawczyni usiłuje powstrzymać się od śmiechu. Widocznie miała dobry humor.
Zastanawiałaś się tylko, skąd wiedziała, że niemal umrzesz z radości po usłyszeniu tego polecenia…? Czyżby miała jakieś tajne konszachty z twoim chłopakiem…?
Chciałaś zadać jej kilka pytań, ale nie zdążyłaś. Kobieta opuściła pomieszczenie chwilę temu.
A ty, tak bardzo pochłonięta sobą, nawet tego nie zauważyłaś.
Wzruszyłaś ramionami i w nieco niezgrabnych podskokach wsiadłaś do samochodu dostawczego, obierając właściwy kierunek.
Zobaczysz go! Być może tylko na krótką chwilę, ale mimo wszystko będziesz mogła zajrzeć do tego tajemniczego świata, który do tej pory był przed Tobą zamknięty.
Ta myśl bardzo mocno uderzała w twoje zmysły, wywołując delikatne drżenie dłoni.

Nie mogłaś sobie poradzić z otwarciem ogromnych, ciężkich i metalowych drzwi, które miały zaprowadzić cię do studia, na dodatek kwiaty skutecznie ograniczały twoją widoczność. Po kilku marnych próbach samodzielnego dostania się do środka, postanowiłaś zmienić taktykę. Cieszyłaś się, że nie założyłaś dziś trampek, tylko porządne buty, którymi można porządnie… kopać.
Wykonałaś tę czynność na tyle mocno, by móc przypuszczać, że zostaniesz usłyszana, ale nie na tyle, by wyrządzić jakąkolwiek krzywdę.
I nie musiałaś czekać długo. Drzwi rozsunęły się a ty stanęłaś twarzą w twarz z najpiękniejszym człowiekiem we Wszechświecie. Z mężczyzną, który przywitał cię swoim zwyczajnym, radosnym uśmiechem spod półprzymkniętych powiek. Jego jasne, przedłużone włosy połyskiwały w świetle słońca, które wpadało do środka od strony drzwi, a ciemna koszulka, którą miał na sobie sprawiała, że jego jasna cera wyglądała niemal anielsko.
A ty stałaś tam, obładowana roślinkami w pastelowych kolorach i z błyskiem w oczach, po prostu się na niego gapiłaś.
- Wejdź w końcu – odezwał się do ciebie zmysłowym, lekko zachrypniętym głosem, od którego przyjemny, drobny dreszcz przebiegł po twoich plecach - Z wszystkimi klientami tak robisz? – zapytał, wskazując na miejsce, w którym, według niego, kopnęła drzwi.
- Tak, ale tylko ty na to poleciałeś – parsknęłaś, przypominając sobie wasze pierwsze spotkanie, podczas którego niosła dla niego jakiś ogromny bukiet od fanek i również pomogła sobie wtedy butem.
Mężczyzna pokręcił głową, tłumiąc śmiech.
- Gdzie mam zanieść te kwiaty? – rzuciłaś po chwili, rozglądając się uważnie dookoła z otwartymi z wrażenia ustami. Tyle reflektorów, aparatów, różnokolorowych rzeczy…!
- Pierwszy raz widzisz plan sesji zdjęciowej, prawda? – szepnął Sungmin, obejmując cię ramieniem i przypadkiem trącając nosem o twoje ucho. Usłyszałaś własny, przepełniony niezręcznością chichot i w duchu się za niego skarciłaś. Kiwnęłaś głową, bo miał rację. Pierwszy raz przekraczałaś próg tej tajemniczej krainy pełnej artyzmu. Była tak różna od twojej codzienności…
- Ktoś tu ma na mnie ochotę – usłyszałaś i ostatkami sił powstrzymałaś się, żeby nie potwierdzić jego przypuszczeń.
- Reflektory ci chyba przypaliły mózg – odrzekłaś zamiast tego, uśmiechając się z satysfakcją i szukając jakiegoś wazonu, do którego mogłabyś włożyć kwiaty.
Kiedy w końcu się ich pozbyłaś, twoje ramiona zdawały się ważyć kilogramy.
- Chyba muszę cię troszkę rozluźnić – Sungmin podążał za tobą przez cały ten czas – chodź, mam jeszcze z godzinę, zanim mnie zawołają – pociągnął cię za rękę i zniknęliście wszystkim z oczu, choć i tak nikt nie przejmował się dwojgiem ludzi, kręcącym się po pomieszczeniu.

Wpadliście do jakiegoś pokoju, który zdaje się, miał służyć za garderobę. Oprócz dziwnej mieszanki męskich perfum, której mogłaś się spodziewać, przywitali was ich właściciele, każdy z nich utkwiwszy wzrok na tobie. Czułaś się nieco niezręcznie wśród jego przyjaciół.
- Jesteście…? – Sungmin, ku twojemu zaskoczeniu, nie krył rozczarowania. Zadziwiające. Przecież na co dzień mógł o nich opowiadać godzinami. Teraz jednak, jego brązowe tęczówki wyrażały odrobinę irytacji ich obecnością.
W pokoju zapanowało nagle poruszenie, gdy wszyscy na raz podnieśli się z miejsc i uśmiechając się dwuznacznie, wychodzili, wcześniej poklepując twojego chłopaka po ramionach i szepcząc mu coś na ucho.
Widziałaś, że niezbyt jest zadowolony z ich słów i prawdopodobnie dość kąśliwych uwag, jednak on, kiedy tylko napotkał twoje spojrzenie, wyprostował się dumnie i mrugnął porozumiewawczo.
Przez chwilę nie byłaś pewna, cóż takiego chodzi mu po głowie. Ale tylko przez chwilę. Gdy drzwi za pozostałymi członkami zespołu szczelnie się za nimi zamknęły, mężczyzna wyciągnął rękę w twoją stronę.
Chwyciłaś jego dłoń i już chwilę później schował cię w silnym, ale jednocześnie pełnym czułości, uścisku. Przywarłaś do niego całym ciałem, czerpiąc przyjemność z bliskości, która stała się waszym udziałem i chłonąc to niesamowite ciepło, które od niego wypływało.
- Tęskniłam – wyszeptałaś – tak bardzo.
Opuszkami palców musnął twoje wargi ; głośno wciągnęłaś powietrze do płuc.
- Ja też – ukrył twarz w twoich włosach, by po chwili zaskoczyć cię przelotnym pocałunkiem – dawno cię nie widziałem – oparł głowę na twoim ramieniu, po prostu cię przytulając.
Nie mogłaś się powstrzymać od zanurzenia palców w jego miękkie kosmyki, przez moment zastanawiając się, które z nich zostały doczepione.
- Jesteś zajęty ostatnio – powiedziałaś bez wyrzutu, szukając jego czekoladowego spojrzenia, które tak bardzo kochałaś. Pragnęłaś się w nim zatopić, utonąć w morzu czekolady, a potem zwyczajnie rozpłynąć się w słodyczy jego uśmiechów.
Ucałowałaś jego policzek mimo, iż wiedziałaś, że cała jego twarz, a nawet cały on przygotowany był już do nadchodzącej sesji zdjęciowej. Ale ty nie mogłaś czekać aż będzie po wszystkim. Chciałaś obdarować go swoją miłością już teraz, zanim będzie zbyt zmęczony, by przyjąć je z należytym oddaniem.
Już teraz widziałaś znużenie malujące się na jego twarzy, które jednak ukrywał pod grubym płaszczem spragnionego ciebie spojrzenia. Nie miał siły obsypywać cię wymyślnymi pieszczotami, ale wcale ci to nie przeszkadzało. Wystarczyło, że raz po raz układał własne usta na twoich wargach, że szeptał miłe słowa i że po prostu był.
Odsunęłaś się od niego na moment.
- Coś się stało? – zapytał, unosząc brew ku górze.
- Skąd. Po prostu… wydajesz mi się taki… - zawahałaś się przez moment, bojąc się, że weźmie twoje słowa za żart albo za ujmę - … piękny.
- A nie: męski? – wydął policzki, obrażony nie całkiem na serio.
- Męski też. Nie wiem jak to wyrazić…
- Ja wiem – błysk w oku zdradził falę serdeczności, jaką obdarzył cię chwilę później, wkładając cały wysiłek w udowodnienie ci, jak bardzo stanowczy i męski potrafi być.
Poddawałaś się mu; jego miękkim, gorącym ustom, zwinnym i ciekawskim palcom i giętkiemu językowi, znaczącemu twoją skórę.
Ty także nie pozostawałaś bierna; nie minęło kilka chwil, a wy dawaliście się ponieść swoim zmysłom, nie zwracając uwagi na upływający czas. Głodni siebie, za jedyny cel obraliście nasycenie.
Początkowo nie słyszeliście nieśmiałego pukania, które jednak, wraz z upływem czasu stawało się coraz bardziej nieznośne i natarczywe.
Trzeba było przerwać tę magiczną chwilę, którą zdołaliście utkać do tej pory.
- Wrócę do ciebie szybko – poczułaś na ustach ostatni pocałunek, zanim w pośpiechu opuścił pomieszczenie, kilkakrotnie jednak się za tobą oglądając.

Mogłaś poczekać tutaj na niego, ale skoro już tu byłaś, chciałaś choć raz zobaczyć, jak wygląda proces zapisywania piękna na profesjonalnych fotografiach.
Kiedy dotarłaś na miejsce, podawano mu właśnie kwiaty, które wcześniej dostarczyłaś. Nieopisana radość opanowała twoje serce, gdy ucałował różany kwiat, przez moment spoglądając ci głęboko w oczy. Po chwili jednak pozowanie pochłonęło go całkowicie i miałaś wrażenie, że odpłynął gdzieś myślami, uporczywie wpatrując się w jeden, konkretny punkt - jak zawsze, gdy o czymś intensywnie rozmyślał.
Przymrużyłaś oczy, kiedy ktoś obrócił reflektor w twoją stronę po to, by po chwili skierować go na twarz Sungmina, która stała się niezwykle rozświetlona.
Cały on wyglądał teraz tak, jakim go jeszcze nigdy nie widziałaś. Jakby nie należał do ciebie – mało tego, jakby nie należał do tego świata – z tymi bardzo jasnymi włosami, błyszczącymi oczami i bladymi ustami wyglądał jakby znalazł się tutaj przypadkiem i natrafiwszy na łąkę pełną kwiatów, chciał stać się jej częścią; jakby był wędrowcem o księżycowych włosach i niebiańskiej aparycji, a nie Lee Sungminem, ziemskim artystą.
Cała jego postać onieśmielała cię, ale sprawiała również, że mogłaś poznać tę, dotąd przed tobą ukrytą, ale niezmiernie męską i piękną i subtelną stronę swojego mężczyzny.
Z kilku stron słyszałaś komentarze, jakoby był zbyt kobiecy.
Nie zgadzałaś się z nimi; wyglądał inaczej, ale z całą pewnością nie niemęsko – wszystko kryło się w jego czekoladowym spojrzeniu i w sposobie, w jakim tam po prostu stał. Szczegóły nieuchwytne dla innych, dla ciebie były oczywiste.

- Księżycowy – wyszeptałaś mu na ucho, gdy ponownie zamknął cię w uścisku jakiś czas później. – Mój ukochany, księżycowy wędrowcze…
- Co takiego?
- Kocham cię.

niedziela, 4 listopada 2012

Skarby


Lubiła to.

Uwielbiała czuć jego duże dłonie, tak pewnie oplatające jej kibić. Kochała, gdy spierzchnięte, wydatne usta subtelnie muskały jej skórę. Szalała za spojrzeniem niedużych, migdałowych oczu, tonących w jej miodowych tęczówkach.
Codzienna dawka drobnych pieszczot, które zapalały w jej sercu łagodne płomyki, rozgrzewając ją całą, przynosiła ukojenie.
Małe, niepozorne gesty chowała w szkatułce umysłu jak najpiękniejsze klejnoty.
By móc je odnaleźć, kiedy reszta się zagubi. Gdy wielkie, gorące zapewnienia o wiecznej miłości znikną, ustępując miejsca chłodowi codzienności.
By móc wtedy wrócić do krainy swoich wspomnień; do wyspy, na której schowała swój skarb.

&

Nigdy wcześniej nie była fanką. Niczyją. A już z pewnością nie jakiegoś durnego zespołu podstarzałych ahjussich. Fakt, iż można szaleć za grupą dziwnych, śpiewających i tańczących fircyków zupełnie przekraczał granice jej pojmowania. I kompletnie nie była w stanie zrozumieć niemal ekstatycznych uniesień swojej przyjaciółki, rozpływającej się nad „czekoladowym absem najwspanialszego Siwona”. Ani nad cudownym charakterem tegoż osobnika, jak i jego wątpliwej jakości „przyjaciół” z zespołu.
Jednak z niemal anielską cierpliwością słuchała wynurzeń słodkiej Youngmi wiedząc, że powinna ją wspierać w tej pasji – mimo, iż była to pasja, według niej, totalnie idiotyczna.

Również i tego dnia, swoim wieloletnim zwyczajem, wygodnie rozkładając się na łóżku, przyjęła na siebie kolejną dawkę kwiecistych komplementów, skierowanych bynajmniej nie do niej, lecz do któregoś z ulubieńców koleżanki, udzielających właśnie jakiegoś mało interesującego wywiadu w telewizji.
- Czyż oni nie są przezabawni? – rzuciła Youngmi w jej stronę, klaszcząc w dłonie i śmiejąc się do rozpuku.
- Raczej średnio – zgasiła ją, chłodnym spojrzeniem omiatając ekran telewizora i szukając jakiegokolwiek powodu, dla którego jej przyjaciółka uważa tych ahjussich za zabawnych i nieziemsko przystojnych. I za pierwszym razem go nie znalazła. Początkowo zauważała tylko garstkę mężczyzn, paradoksalnie zbyt idealnych, by można ich było nazwać przystojnymi.
Ale potem zauważyła, że wśród nich znajduje się jeszcze ktoś; osoba, na którą nigdy wcześniej nie zwróciła uwagi, a która wyraźnie różniła się od reszty swoją aparycją zwyczajnego człowieka. Osoby, która mogłaby mieszkać tuż obok.
„Eunhyuk” – przeczytała na plakietce, którą miał przyczepioną do piersi.
- Youngmi-ah… ten Eunhyuk jest tam nowy czy jak? Nie widziałam go wcześniej… - zagadnęła koleżankę, chociaż wiedziała, że za przerywanie w trakcie oglądania jej idoli, w najlepszym wypadku czeka ją cios którąś z poduszek. A poduszki w domu Youngmi były twarde.
Jednak przyjaciółka, wyraźnie zaskoczona nagłym zainteresowaniem towarzyszki, nie wykonała żadnej czynności, sugerującej potępienie jej haniebnego czynu.
- No jak to, pokazywałam ci go miliony razy – pospieszyła z wyjaśnieniami, uśmiechając się tajemniczo. – A co, jednak ci się podoba?
Kobieta obruszyła się, spoglądając na przyjaciółkę z oburzeniem.
- Może i nie jestem już najmłodsza i najmądrzejsza też nie, ale jakieś resztki dobrego wzroku i mózgu zachowałam – odcięła się niezwłocznie, mimo wszystko ukradkiem spoglądając na ekran, na którym mężczyzna ten uśmiechał się, w jej przekonaniu, co najmniej głupkowato.
Problem w tym… że ona miała słabość do głupawych, męskich uśmiechów…
- Ale, ej. Czy to nie Ty wybierałaś mu ubranie do sesji zdjęciowej do piątego albumu…?


- To ten sam koleś?! Ten z blond hełmem na głowie?! To on nie nazywa się Lee Hyukjae? – zdawała się nie ufać przyjaciółce, ale gdzieś w głębi umysłu zaczęły napływać do niej wspomnienia.
- Tak, to jego prawdziwe imię; Eunhyuk to jego imię sceniczne – tłumaczyła jej jak dziecku, ale ona już jej nie słuchała.
Przed jej oczami pojawiły się wydarzenia, o których nigdy nikomu nie powiedziała. A które jeszcze niedawno postrzegała jak dziwny sen.

&


Dawno nie była tak wściekła. Przed momentem otrzymała telefon, który sprawił, że miała ochotę dokonać jakiegoś niezwykle bestialskiego morderstwa.
Ubrania do dzisiejszej sesji zdjęciowej, których szukała od miesiąca… nie dotrą na miejsce. Policja zatrzymała jej kierowcę… który był pijany! Nie wiedziała, co ma powiedzieć; jednego była pewna – na pewno nie pójdzie ratować tego idioty z kłopotów. Co to, to nie. Wystarczy jej fakt, że za moment na miejscu pojawi się dziesięciu artystów, których w coś trzeba ubrać. W coś niesamowitego, co choć odrobinę pasowałoby do konceptu. I co po wielu godzinach spędzonych w przeróżnych sklepach znalazła.
Ale nie. Życie byłoby zbyt piękne, gdyby wszystko poszło po jej myśli. Oczywiście, jak zwykle coś musiało się stać.
Została całkowicie na lodzie. Bez pokaźnego zastrzyku gotówki, który pozwoliłby jej na kupienie czegoś podobnego, ale przede wszystkim bez czasu, który mogłaby wykorzystać. Cholera.
- Seunghwa-ssi, co z tymi ubraniami? – usłyszała za sobą mocno poirytowany głos kogoś z ekipy. Jedyne, na co miała ochotę w tej chwili to obrócić się i z całej siły przywalić temu komuś w twarz. Zamiast tego posłała krępemu mężczyźnie przepraszający uśmiech.
- Chyba muszę sama je odebrać – zaczęła po cichu, obawiając się jego reakcji – mój kierowca miał… wypadek. Zróbcie tym piosenkarzom fryzury i makijaż. Zaraz wracam.
Chwilę później wyszła na ulicę, która zaskoczyła ją nagłym skwarem. Kiedy pojawiała się w hali, było jeszcze ciemno, a teraz słońce bezlitośnie świeciło jej w oczy.
Miała koło dwóch, trzech godzin, żeby znaleźć coś, co będzie się nadawać.

Powoli zaczynała mieć wszystkiego dość. Biegała od sklepu do sklepu, kompletując garderobę zupełnie przypadkowo, dodatkowo płacąc za wszystko z własnych pieniędzy.
Jakby tego było mało, zaczęło jej się kręcić w głowie, a telefon, schowany w którejś z toreb za wszelką cenę chciał zostać odebrany.
- Spieprzaj! – wrzasnęła w przestrzeń i natychmiast zebrała dziesiątki zdziwionych i zdegustowanych spojrzeń przechodniów. 
Nie przejąwszy się nimi, pędem ruszyła przed siebie, co chwilę zatrzymując się, by podnieść rzeczy, które wypadały jej z rąk.
Była wściekła, głodna, spóźniona i miała ochotę zwymiotować. 
Dzień jak dotąd nie był dla niej zbyt cudowny. 
Ze wszystkich sił pragnęła, by ten stan rzeczy zmienił się w przeciągu kilku najbliższych chwil.

Rzuciła wszystko na podłogę, dysząc naprawdę ciężko i za wszelką cenę próbując zapanować nad nogami miękkimi jak wata i trzęsącymi się jak osika.
Ktoś zapytał jej czy wszystko gotowe. Jedyne, co mogła zrobić, to zaprzeczyć, kręcąc głową.
- Muszę dokonać kilku poprawek – wydyszała, z trudem łapiąc oddech, szukając w torebce błyskotek i kleju, za pomocą których zamierzała poprawić niektóre zbyt normalnie wyglądające gadżety. 
- Pospiesz się i powiedz mi, co mogę zabrać i dać im do ubrania.
Kobieta zmarszczyła brwi i wskazała na kilka toreb
- Porozwieszaj to na wieszakach, zaraz wszystko posegreguję – odparła, oklejając zabawkowy pistolet.
- Nie mamy czasu, któryś z nich musi już zacząć sesję, bo ma jeszcze jakieś inne zobowiązania czy coś… - kontynuował tamten, przestępując z nogi na nogę.
- Dobra, wołaj go tu – zawyrokowała, biorąc głęboki wdech.
Musiała improwizować. Miała nadzieję, że to, co ma, w zupełności wystarczy.
Podniosła torby, z których powyjmowała wszystko to, w co zdołała się zaopatrzyć i pozawieszała wszystko w odpowiednim miejscu, przez cały czas walcząc z uczuciem ogromnego osłabienia. 
- Mogłam coś zjeść wczoraj wieczorem… - mruknęła do siebie.
- Przepraszam… - usłyszała nieznany sobie głos – czy mógłbym dostać coś do przebrania, troszkę zależy mi na czasie… - ten ktoś mówił do niej tonem pełnym szacunku; wydawało jej się nawet, że jest odrobinę zawstydzony… albo po prostu zmęczony.
Nie odwracając się, podała mu czerwony kombinezon, rozglądając się jednocześnie w poszukiwaniu pasujących dodatków. 
- Może to? – średniej wielkości dłoń sięgnęła po coś w rodzaju pozłacanego diademu. Przystała na jego propozycję; chcąc zobaczyć, kto tak właściwie do niej przemawiał, gwałtownie się obróciła.
Ale, na nieszczęście, nagle wszystko zawirowało i jedyne, co zdążyła zauważyć, zanim straciła przytomność, to burza jasnych włosów.

- Już wszystko w porządku?
Rozejrzała się po pomieszczeniu. Dookoła porozrzucane były peruki, grzebienie i inne akcesoria do włosów, a obok niej stał sanitariusz i podłączał kroplówkę.
- Tak, chyba tak – odparła słabym głosem, podnosząc się do pozycji siedzącej – Uhm, mogę wrócić do pracy?
- Jest pani zbyt osłabiona. Wezwaliśmy pani asystentkę i to ona się wszystkim zajmie – do pomieszczenia weszła jedna z charakteryzatorek.
Kobieta syknęła. Wykonała całą brudną robotę, a ta mała siksa będzie zbierać za nią profity?
Rzuciła charakteryzatorce i sanitariuszowi wściekłe spojrzenia.
- Czyli co, mam wracać do domu? – warknęła.
„Cóż, beznadziejnie się zaczęło, beznadziejnie się skończyło” – pomyślała.

Na zły dzień najlepsza jest długa przyjemna kąpiel, czerwone wino i muzyka klasyczna. Takie zestawienie sprawiało, że czuła się odprężona i wracał jej dobry nastrój.

Powoli zapominała już o wszystkim, co sprawiło, że wpadła do mieszkania tak zła, jak jeszcze nigdy wcześniej.
Jedyne, czego nie była w stanie zapomnieć… to ten wyjątkowy, męski głos. Krótkie zdanie, które wypowiedział wciąż dźwięczało jej w uszach i za nic w świecie nie chciało zaprzestać.
Toteż, zamiast próbować się go pozbyć na siłę, rozkoszowała się tym wspomnieniem tak długo, aż samo uleciało i zostało zastąpione przez inne, równie ciekawe myśli.

Telefon dzwonił już od jakiegoś czasu, ale ona nie miała najmniejszej ochoty wychodzić z wanny. Zebrała się jednak w sobie i owinąwszy mokre ciało ręcznikiem, zaczęła szukać aparatu w torebce.
- Słucham?
- Och, dodzwoniłem się – usłyszała głos pełen ulgi – Wszystko w porządku? Zemdlała pani tak przede mną…
Ściągnęła brwi. 
„To ten koleś, który mówił, że się spieszy? W sumie brzmi jak on…”
- Tak, to tylko przemęczenie – wyjaśniła – dziękuję za… e… troskę. Do widzenia. 
- Proszę poczekać! – zawołał – Zostawiła pani portfel w studio. Mam go ze sobą…
Westchnęła przeciągle i rozmasowała dłonią czoło.
- Proszę je zatem przekazać mojej asystentce…
Głos w słuchawce chrząknął zmieszany.
- Tylko, że mnie już dawno nie ma tam, na miejscu… Mówiłem wcześniej, że się spieszę… więc może przekazałbym ten portfel osobiście za jakieś… dwie godziny?
„Czy on chce mnie poderwać… na portfel? Niby gwiazda, a taki prymityw…”
Przemyślała wszystkie za i przeciw i ostatecznie postanowiła, że się zgodzi. W sumie dlaczego nie? 
Umówili się w jakiejś kawiarni, o której podobno wie niewiele osób. Musiał zachować ostrożność.

Mimo, iż przyszła wcześniej, on już na nią czekał. Tym drobnym gestem wyraźnie u niej zapunktował. Potem było już tylko lepiej – okazało się, że Lee Hyukjae, jak się przedstawił, jest naprawdę dobrze wychowanym i przyzwoitym człowiekiem. I mało tego – jak nikt do tej pory potrafił ją oczarować opowieściami. Większość mężczyzn, których spotykała do tej pory, zaliczała się do potwornych nudziarzy, więc miło było spędzić trochę czasu w towarzystwie kogoś tak elokwentnego jak on.
I tylko jeden szczegół doprowadzał ją do szału. Coś, co chyba było jego fryzurą, a co wyglądało jak żółty, niedopasowany hełm. To kłóciło się z jej poczuciem estetyki. Poza tym grzywka niemal zupełnie zasłaniała mu oczy, czego nie była w stanie pojąć. Po co idol miałby ukrywać swoje oczy…? Kiedy go o to zapytała odparł, że nie ma najładniejszych i z zakrytymi wygląda lepiej. Uważała, że to głupie, ale nic nie powiedziała, nie chcąc psuć przyjemnej atmosfery.

Po tamtym spotkaniu wymienili kilka wiadomości i kontakt się urwał. Nie żałowała tego jakoś szczególnie mocno, zupełnie pochłonięta pracą i spotkaniami z przyjaciółką nie miała nawet czasu by zastanowić się nad tym, czy w ogóle chciałaby utrzymywać z tamtym kolesiem jakikolwiek kontakt. To było tylko jedno spotkanie. I już.
Co z tego, że wciąż, gdzieś w ciemnych zakamarkach pamięci, chowała obraz jego wspaniałego uśmiechu…


&

- Coś ty się tak zamyśliła? – Youngmi pomachała ręką przed nosem, uważnie jej się przyglądając.
- Rany, to już nie można się normalnie zawiesić? – odburknęła, udając złą.
- No, tobie to raczej się nie zdarza… - przyjaciółka wzruszyła ramionami – Przypomniałaś sobie coś fajnego?
- Nie…

&

Mało rzeczy zaskakiwało ją w życiu. Naprawdę mało. Poruszała się przecież w świecie, w którym dozwolone są najdziwniejsze chwyty i który żyje według własnych, nieco dla niej niezrozumiałych, zasad. A ona do tego świata należała – i to właśnie było coś, co wciąż ją zadziwiało – fakt, że ona ten świat poniekąd tworzyła.
Kolejną rzeczą, która sprawiła, że jej oczy stały się nagle okrągłe jak spodki była wiadomość, którą otrzymała przed kilkoma chwilami. Od człowieka, o którym, przez tamto spotkanie z Youngmi, nieustannie myślała, a którego widziała teraz w całkiem nowym świetle.
„Seunghwa-ssi, słyszałem, że w tym roku też zajmujesz się naszą garderobą podczas sesji zdjęciowej.”
Skąd on o tym wiedział? Nie podpisała przecież jeszcze żadnych papierów, więc wszystko mogło się jeszcze zmienić. Czy ten facet miał w wytwórni jakieś szczególne dojścia? Może warto by było z tego skorzystać…
”Jeszcze nic nie jest przesądzone.” – odpisała po jakimś czasie. Na odpowiedź, o dziwo, nie musiała czekać długo.
”Rozmawiałem dzisiaj z paroma osobami. Przyjdź jutro do SM podpisać umowę. Liczymy na Ciebie.”
Skłamałaby, jeśli by powiedziała, że ta niby-znajomość nie jest jej na rękę.

Dziwnie się czuła, widząc go po raz kolejny. Tym razem jednak nie zasłaniał swoich oczu i spoglądał na nią spod niedługich, prostych rzęs, radośnie się do niej uśmiechając i nie szczędząc zapewnień o tym, że ich współpraca na pewno przebiegnie pomyślnie.
Zastanawiała się tylko, dlaczego właściwie jej towarzyszy…
- Później idziemy do mnie – odparł z właściwą dla siebie prostotą, a ona zakrztusiła się kawą, której łyk właśnie upiła.
Wszyscy, którzy znajdowali się akurat w pomieszczeniu, nie ukrywali nawet tego, że śmieją się z jej, wskazującej na jednoznaczność myśli, reakcji.
Zirytowała się. Jak on śmie zawstydzać ją tak przy wszystkich?!
Hyukjae podał jej serwetkę i cicho przeprosił za żart, który, jak stwierdził „mógł być nieco nie na miejscu.”
- Tylko, że naprawdę musisz iść potem do naszego akademika, Seunghwa-ssi… - powiedział ściszonym głosem i wzruszył ramionami.
- Dlaczego? – była ciekawa powodu, dla którego miałaby się tam znaleźć.
- Tniemy koszta – wyjaśnił manager – użyjemy tego, co już mamy. Zresztą, przy tym koncepcie nie potrzebujemy zbyt wiele… - manager chciał powiedzieć coś jeszcze, jednak Eunhyuk wszedł mu w słowo.
- Ale twoja pomoc zawsze się przyda, prawda manager hyung?
Tamten po prostu kiwnął głową. Wydawało jej się, że ma na ten temat nieco odmienne zdanie. Ale kto by się tym przejmował, skoro właśnie podpisała umowę…

Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła jej się w oczy była góra ubrań porozrzucanych na samym środku pokoju.
- Wy tak normalnie, te ubrania…? – zapytała, z niesmakiem spoglądając na swojego towarzysza, który pokręcił głową i skoczył do przodu, żeby wszystko pozbierać.
- Nie, oczywiście, że nie. Po prostu wczoraj wieczorem kazano nam przynieść wszystkie rzeczy, których jeszcze nie mieliśmy na sobie… a, że chyba nikt nie wiedział, gdzie ma to rzucić… - mówił, zawieszając wszystko na dwóch pustych stojakach.
- … to wyszło, jak wyszło – dokończyła za niego, przyglądając się jego poczynaniom.
- Dokładnie… - odparł; pod nosem wymruczał jeszcze coś, co brzmiało mniej więcej jak „totalne ćwoki pozbawione mózgów”. Roześmiała się.
- Co cię tak rozbawiło? – zainteresował się.
- Nic, nic – machnęła ręką – Mam wybierać z tego, co się tutaj znajduje, tak?
- Tak, zaraz przyniosę jeszcze dodatki, są w moim pokoju… mam nadzieję – mężczyzna opuścił pomieszczenie, więc miała chwilę, żeby się rozejrzeć. Nie, żeby była specjalnie zainteresowana tym, jak mieszkają idole – po prostu wiedziała, że Youngmi wypyta ją później o wszystkie szczegóły, gotowa użyć wszelkich sposobów i posuwając się do różnych tortur w postaci łaskotek i wyjadania jej słodyczy, by tylko wyciągnąć z niej jak najwięcej informacji.

Przez cały czas czuła na sobie jego spojrzenie. Paliło jej plecy prawie dosłownie. Nie mogła się przez to skupić na swojej pracy.
Nigdy wcześniej jej się to nie zdarzało. Przez kilka ostatnich lat pracowała dla różnych artystów i tego typu uczucie nie pojawiło się ani razu, a teraz wystarczy, że wyczuwała jego obecność i od razu peszyła się jak głupia dzierlatka, do których zazwyczaj pałała najwyższą pogardą.
Co ten mężczyzna miał w sobie, że wciąż o nim myślała? Przecież był taki zwyczajny…
Ale może to właśnie w tym tkwił cały problem. Że był zbyt zwyczajny, zbyt normalny na gwiazdę. Wręcz tą normalnością, tym zachowaniem kolegi z sąsiedztwa epatował.
I nie wiedziała, czy bardziej ją to denerwuje… czy też pociąga.
- I jak, skończyłaś już?
- Od kiedy to jesteśmy na „ty”? – warknęła, zła właściwie nie bardzo wiedząc, na kogo.
- Od zeszłego roku, tak mniej więcej. I to ty zaproponowałaś to jako pierwsza.
Chcąc, nie chcąc, musiała mu w końcu przyznać rację.
- Och, tak, faktycznie – przeklinała się w duchu za głupotę i gorączkowo szukała tematu, którego mogłaby się uczepić. – Nikogo nie ma?
- Ależ są – Hyukjae upił łyk czegoś, co wyglądało całkiem jak mleko truskawkowe – odpoczywają po wczorajszym dniu. Ale pewnie zaraz się zlecą. Nie często gościmy tu kobiety. Nawet, jeśli dla nas pracują.
Jęknęła mimowolnie. Tego się właśnie obawiała. Stada nieogarniętych i niewyżytych samców, którzy będą kręcić się dookoła i domagać jej uwagi. I którzy chwilę później zaczęli pojawiać się w pokoju.
Seunghwa miała ochotę uciekać jak najdalej. Ale była przecież profesjonalistką, toteż udawała, że wszystko jest w porządku i że ich obecność wcale jej nie przytłacza.
I tylko czasami posyłała Eunhyukowi błagalne spojrzenie. Miała wrażenie, że tylko on może ją uratować z tej sytuacji.
Ale on, jakby zadowolony z takiego obrotu spraw kręcił się tu i tam i podśmiewał pod nosem.
„Perfidny cham, więcej się do niego nie odezwę.” – obiecała sobie w myślach.

Nie istniała taka tajemnica, złożona samej sobie, której by dotrzymała. Także i ta, jak wszystkie poprzednie, została złamana dosyć szybko.
Początkowo udawała przed samą sobą, że ich kontakty dotyczą tylko i wyłącznie pracy, ale wszystko w niej krzyczało, że to jedno wielkie kłamstwo. Że tak naprawdę, ich kontakty z tymi służbowymi nie miały nic wspólnego. Ich coraz częstsze spotkania również.
Nie zauważyła nawet, kiedy jej zainteresowanie tym człowiekiem zaczęło przybierać ogromne rozmiary i kiedy zamieniło się w totalne zauroczenie.
I zaczęła pragnąć jego obecności; łaknąć jego spojrzeń i wyczekiwać na każdą sposobność usłyszenia jego głosu, który według niej, brzmiał zupełnie tak, jakby ktoś rozsypał perły na marmurowej posadzce.
A najlepsze było to, że on również zdawał się być oczarowany. Do tego stopnia, że wynajdował dziesiątki wymówek, by tylko móc zobaczyć się z nią choć na moment. Cieszyło ją to i sprawiało, że stała się tak radosna, jak jeszcze nigdy. Mimo, iż ich coraz większą zażyłość musiała trzymać w tajemnicy.
Ale to była niewielka cena za jej małe, prywatne szczęście.

Zadzwonił, żeby powiedzieć, że ma się ładnie ubrać, bo chce ją zabrać w pewne eleganckie miejsce. Już miała na niego nakrzyczeć, że po pierwsze – ona takich miejsc nie znosi, a po drugie – o takich rzeczach mówi się z kilkudniowym wyprzedzeniem, ale potem uzmysłowiła sobie, że najwyraźniej Hyuk ma jej do powiedzenia coś ważnego, więc tym razem postanowiła mu odpuścić.

Oczy mu błyszczały niczym dwa śliczne klejnoty, kiedy szeptał, że ją kocha i że nie może już tego przed nią ukrywać.
- Od jak dawna ty… - zawiesiła głos, nie wiedząc jak sformułować zdanie.
Ale on zrozumiał.
- Nie wiem dokładnie… od jakiegoś czasu… dłuższego czasu, jakby się tak zastanowić… – podrapał się po głowie i wyszczerzył zęby.
- Głupi jesteś, że tak zwlekałeś – ofuknęła go i nie zwracając uwagi na kelnera, który podszedł właśnie przyjąć zamówienie, posmakowała tego cudownego uśmiechu.

Niełatwo jej było utrzymać ich związek w tajemnicy przed Youngmi, która wiedziała, że z kiś się spotyka i za każdym razem próbowała coś od niej wyciągnąć.
- To jest ktoś sławny, nie? Jakby nie był, to byś tego nie ukrywała… - po raz kolejny ciągnęła Seunghwę za język.
- Jest z branży – odpowiedziała wymijająco, uśmiechając się chytrze – nie powiem ci, kim on jest, bo nie mogę.
- Przecież nie puszczę pary z ust – zastrzegła się przyjaciółka.
- No właśnie… ja wiem, że jednak puścisz.
- Nie ufasz mi…?
- Nie w tym wypadku. Jeśli ci powiem, to na bank nie wytrzymasz i wypaplasz całemu światu.
Tamta obruszyła się i przez kilka następnych tygodni nie poruszyła tego tematu. 
Z jednej strony było to dla niej dużym udogodnieniem – nie musiała szukać wymówek ani wynajdować wymijających odpowiedzi, ale z drugiej… czuła, że ta tajemnica położyła się cieniem na ich znajomości. Niewielkim, ale jednak.
Ale przecież tyle razy tłumaczyła Youngmi, że gdyby mogła, opowiedziałaby jej wszystko ze szczegółami…
Gdyby tylko jej najlepsza przyjaciółka nie była fanką jej faceta…

Mimo, iż darzyła go naprawdę szczerym uczuciem i kochała wszystkie jego wady – a przynajmniej bardzo starała się to robić, miała ogromny problem z przyzwyczajeniem się do jego irytującej potrzeby bycia akceptowanym i lubianym przez wszystkich. Ona nie potrzebowała tego typu zainteresowania ze strony ludzi. Uważała, że talent, umiejętności… i dobre, ciepłe serce obroni się samo.
- To dla dobra zespołu – wykręcał się za każdym razem gdy mówiła mu, że przesadza.
- Ale po pracy też taki jesteś – tłumaczyła.
- Jaki? – dociekał, skradając jej w międzyczasie drobne pocałunki.
- Taki... – szukała w głowie dobrego określenia – taki słodko-pierdzący.
Kawiarnia wypełniła się ciepłym, męskim śmiechem. Chwilę później Hyukjae, ocierając łzy, które napłynęły mu do oczu i próbując opanować oddech, zadał jej pytanie, na które nigdy mu nie odpowiedziała.
- To źle, że próbuję być dobrym człowiekiem?

Została jego osobistą stylistką, choć wszyscy wiedzieli, że on wcale takowej nie potrzebuje. Jednak on uparł się, że chce mieć ją przy sobie tak często, jak się tylko da. Nie mogła powiedzieć, że nie czuła się tym mile połechtana, ale raz na jakiś czas, niestety, słyszała pod swoim adresem nieprzychylne komentarze. Zamiast jednak się nimi przejąć, pracowała jeszcze ciężej by udowodnić, że mimo wszystko, nadaje się do tej roboty. I chyba jej się to udawało, bo z czasem rzesza ludzi, którzy wytykali jej różne rzeczy, zaczęła się zmniejszać, a po kilku miesiącach zniknęła zupełnie.
A on powtarzał, jaki jest dumny, że ma taką cudowną i silną dziewczynę. I to właśnie jego słowa, miękka barwa jego głosu sprawiała, że miała siłę na drobne zmagania ze światem, który ciągle miał coś przeciwko nim.

- Masz jakieś plany? – zapytał któregoś wieczora, gdy spotkali się w parku, rozświetlonym przez światła podłączone do kolorowej fontanny.
- Plany? Ale na kiedy? – nie wiedziała, co Eunhyuk ma na myśli. On, jakby odgadując jej zdezorientowanie przybliżył się do niej i wyłożył z kieszeni malutkie pudełeczko, bardzo uważnie się mu przyglądając.
- No tak… na najbliższe… całe życie?
- Nie – odpowiedziała mu, próbując nie wybuchnąć śmiechem.
- No to… - kontynuował, wyciągając już otwarte pudełeczko w jej stronę – może spędzimy ten czas razem?

&

Ale on umarł. Odszedł tak nagle, jak pojawił się w jej życiu dwa lata wcześniej. Splot niespodziewanych przypadków postanowił zabrać go z tego świata.
Nagle zabrakło jego obecności; jego wszędobylskiego uśmiechu, który rozjaśniał wcześniej tak bardzo szare dni.
Pozostały jej po nim tylko skarby, które zbierali razem każdego dnia. Wspomnienia zapisane na dziesiątkach fotografii i wyryte w jej sercu.
Skąd wiedział, że będzie ich niedługo potrzebowała?
Że zniknie razem ze swoim głosem, który tak często dźwięczał jej w głowie?
Że nie zostanie z nią na zawsze…

&

- Będziesz ze mną zawsze, prawda?
Uśmiech, którym ją obdarzył był inny niż zazwyczaj. Tamte były ciepłe i skrzące się jak klejnoty w pełnym świetle, zaś ten przypominał raczej chłodne srebro.
- Zawsze…? Chciałbym. Ale nie mogę ci tego obiecać.
- Masz zamiar ze mną zerwać? – prychnęła, biorąc jego słowa za żart i odszukując jego, schowaną gdzieś między poduszkami, dłoń. Splotła swoje palce z jego.
Ucałował ją w czoło. 
- Nie – zaprzeczył, kciukiem gładząc wierzch jej dłoni – nigdy. Ale w życiu zdarzają się różne sytuacje…
Zamarła. Co próbował jej powiedzieć?
- Jesteś…- kolejne słowo miała na końcu języka, ale bała się je wypowiedzieć. W końcu, zachęcona ciepłym spojrzeniem czekoladowych tęczówek, dokończyła – chory?
Tym razem wycisnął delikatny pocałunek na jej policzku.
- Nie. Nie chodzi mi o takie rzeczy…
- Więc o co ci chodzi? Dlaczego uważasz, że… - zacisnęła usta – że nie będziesz ze mną na zawsze…?
Westchnął i przymknął powieki. Widziała, że nie wie, jak ma jej wytłumaczyć, o czym właśnie myślał. Miała ochotę to z niego wyciągnąć. Teraz, zaraz, już. Chciała znać odpowiedź; powód, dla którego najważniejsza dla niej osoba mówiła takie rzeczy.
- Wiesz… już nie raz, nie dwa przekonałem się, że ludzie odchodzą szybciej, niż ktokolwiek mógłby się tego spodziewać. Nie znaczy to, że mam zamiar cię już zostawić czy coś, po prostu… uważam, że trzeba być gotowym na każdą ewentualność. Równie dobrze to ty mogłabyś… - ścisnął mocniej jej dłoń – ach, to taka straszna myśl…
Po raz kolejny sprawiła, że nie miała pojęcia, co mu odpowiedzieć. Kiedy rozmawiali na lekkie tematy albo gdy żartowali, zawsze to ona miała ostatnie słowo. Ale gdy tylko rozrywkowy Hyukjae robił się poważny, zaczynało brakować jej słów. To nie tak, że nie była przyzwyczajona do jego poważnej strony. Po prostu przy nim czuła się potwornie niedojrzała. I nie rozumiała jak on, tak niepozornie wspaniały, mógł kochać kogoś takiego jak ona. A jednak kochał.
- Hyuk… a jak tak jedno z nas opuści drugie… to… to co tej jednej osobie po tej drugiej zostanie…?
Zastanowił się przez moment.
- Skarby, Seunghwa, skarby.
- To znaczy co?
- Wspomnienia. Zdjęcia. Piosenki. Drobiazgi. Miejsca, które będą nam się dobrze kojarzyć… no, skarby.
- To my niewiele tego posiadamy…
- No to, póki mamy czas, zacznijmy je zbierać.

Obserwatorzy