poniedziałek, 13 października 2014

Nie zostawiaj mnie

Opowiadanie nie ma tytułu, bo na żaden nie wpadłam, ot. Miałam go tu nie wstawiać, ale ostatecznie stwierdziłam, że skoro i tak przez dłuższy czas nie pojawi się tu nic nowego, to mogę je tu wrzucić.
Miłego czytania (o ile ktoś to w ogóle czyta? w co wątpię  ;o)
Acha. Tym razem też nie ma korekty. Ups, ja nieprofesjonalna.




KONIEC


Nie zostawiaj mnie… błagam, zostań tu jeszcze przez moment, wciąż mam ci tyle do powiedzenia…
Wiem, że nie masz pojęcia, co się dzieje; nie rozumiesz, dlaczego właściwie spod twoich delikatnych palców wychodzą tak dziwne słowa. Doskonale rozumiem twoje zmieszanie; jak nikt inny zdaję sobie sprawę, że chciałabyś po prostu skasować kilka poprzednich zdań i z satysfakcją wyłączyć ten dokument – w końcu właśnie skończyłaś pisać swoją najważniejszą powieść. Mogłabyś to zrobić, a potem wmówić sobie, że to się nigdy nie zdarzyło.
Mogłabyś, ale nie potrafisz, prawda? Coś każe ci pisać, prawda?
To ja przejąłem teraz nad tobą władzę. Ja, bohater właśnie ukończonej powieści. Ja, nikt inny.
Musisz czuć się teraz naprawdę skołowana… przepraszam, że pozwoliłem sobie na coś takiego, ale nie potrafiłem znaleźć innego sposobu, by móc do ciebie dotrzeć. Tylko tak mogłem sprawić, że twoje myśli jeszcze przez chwilę przy mnie pozostaną… bałem się, że jeśli spróbuję odezwać się do ciebie innym razem, nie będziesz w stanie usłyszeć mojego głosu i nie pozwolisz mi sobą pokierować. Że mnie nie rozpoznasz.
Boję się, że jeśli niczego nie zrobię, w twoim sercu pozostanę tylko papierową postacią; kolejnym z bohaterów, o których z czasem zaczniesz zapominać, aż w końcu mój obraz zupełnie zatrze się w twoim umyśle. Tak być nie może. Nie chcę, byś o mnie zapomniała. Nawet na sekundę. Pragnę stać się kimś więcej niż tylko niematerialnym bytem; duchem, który jedynie podzielił się z tobą swoimi wspomnieniami, po czym odszedł w niepamięć wraz z ostatnią pozostawioną przez ciebie kropką. Być może inni tak robią, ale ja tak nie potrafię. Nie jestem w stanie znieść myśli o tym, że prędzej czy później mnie porzucisz i skupisz się na kimś innym. Nie mogę do tego dopuścić. Sprawię, że będziesz o mnie myśleć jeszcze przez bardzo długi czas. Ponieważ tylko w ten sposób mogę przy tobie pozostać. 
Nie chcę, byś zaczęła tworzyć kolejną historię, bo wtedy mogę stracić cię jeśli nie na zawsze, to na pewno na bardzo, bardzo długo. Nie jestem na to gotowy. Nie teraz.
Jeszcze raz bardzo przepraszam za to, co robię. Ale musisz wiedzieć, że dla mnie to też jest pierwszy raz. Nigdy wcześniej nie próbowałem wedrzeć się do wnętrza swojego twórcy bardziej niż to było konieczne. Mam nadzieję, że wybaczysz mi to i zrozumiesz, że naprawdę zależy mi na tym, by wciąż istnieć w twoim sercu.
Gdybym tylko posiadał materialną postać w twoim świecie, nie musiałbym się do tego posuwać… wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. A tak… pozostaje mi tylko radzić sobie w ten sposób. Naprawdę mi przykro… wybacz. Musisz mi to wybaczyć… choć może lepiej by było, gdybyś mnie znienawidziła... miałbym wtedy gwarancję, że dopóki tli się w tobie choć niewielka iskra tej nienawiści, będę mógł mieszkać w twoim ciepłym, przytulnym sercu. Zdążyłem się już w nim zadomowić i naprawdę nie chcę go opuszczać.
Ale… dlaczego milczysz? Pozwalasz mi mówić, czy może wciąż nie wierzysz w to, co się dzieje?


A ty byś uwierzył? Gdybyś był mną… czy miałoby to dla ciebie jakikolwiek sens?


Gdybym był pisarzem, tak jak ty? Owszem, uwierzyłbym. Dlaczego nie? Ludzie potrafią uwierzyć w różne dziwne rzeczy, więc dlaczego nie dać wiary czemuś takiemu? Tylko dlatego, że nikomu wcześniej się to nie zdarzyło? Albo raczej – że nikt nigdy nie miał odwagi o tym mówić? To za mało, by móc zniechęcić kogoś, kto przecież i tak widzi więcej i czuje mocniej niż zwykła osoba. Kogoś z Darem Słowa nie powinno to dziwić. Ktoś z tym Darem potrafi zrozumieć istnienie światów i zjawisk, o których nikt inny wcześniej nie słyszał.
Tak, uwierzyłbym. I ty też to zrób, tak będzie prościej dla nas obojga. Najwyżej zrzucisz to potem na te dwa kieliszki wina, które wcześniej wypiłaś, albo na zmęczenie, które odczuwasz od kilku dni…


Wiesz o mnie nawet to?


Wiem to i o wiele więcej. Od ponad roku obserwuję cię zza zasłony słów i myśli. Jestem z tobą za każdym razem, gdy tylko sobie o mnie przypomnisz, a szczególnie wtedy, kiedy opisujesz moją historię w swojej powieści. Przez ostatni rok towarzyszyłem ci prawie każdego dnia. Nie mam pojęcia, co sprawia, że tak się dzieje. Mój świat jest tak podobny do twojego, a jednak całkowicie od niego inny… nie rozumiem jego zasad, wciąż nie odnalazłem tu własnego miejsca…
Jestem pewien tylko jednego. Chcę być przy tobie tak długo, jak tylko będę mógł. Może nawet do końca świata. Albo i dłużej, jeśli moje piętno wyraźnie odciśnie się na twojej nieśmiertelnej duszy.




Co się stało? Pospieszyłem się? Powiedziałem coś nie tak? Wystraszyłaś się czy coś? Nie jestem nikim strasznym, znasz mnie przecież. Tak dobrze, jak nikt inny. Tak dobrze nie znała mnie nawet ta dziewczyna, którą kiedyś kochałem do nieprzytomności i której historię opisałaś na moją prośbę…


… to nie dzieje się naprawdę. To zbyt niedorzeczne, zbyt nierealne, by mogło mieć naprawdę miejsce.


Wszystko, co właśnie widzisz, jest tak prawdziwe jak gęsia skórka, pojawiająca się właśnie na twoich odkrytych ramionach.


Niemożliwe. To po prostu kaprys zmęczonego umysłu. Tak. Najzwyczajniej w świecie wymyśliłam sobie i ciebie, i to, co do mnie teraz piszesz. Co uważasz, że piszesz. Tak. Panuję nad tym. To po prostu kolejne z moich opowiadań. Tyle, że trochę bardziej dziwne. Takie, w którym rozmawiam sama ze sobą. Tak.


Nie. Nie wymyśliłaś mnie. Wiem, że nie. Przecież to ja pierwszy odwiedziłem cię którejś nocy we śnie i poprosiłem, byś opisała moją historię. Nie pierwszy raz wkradałem się do snów Twórcy, ale tylko ty odpowiedziałaś na moją prośbę…


Nieprawda. Oczywiście, śniło mi się coś takiego, ale przecież to był tylko sen. Wcale mi niczego nie opowiadałeś. Wymyśliłam sobie ciebie, rozumiesz? Stworzyłam cię ze Słów, kopiując wielkie, Boskie Dzieło Stworzenia. Nigdy mi o niczym nie mówiłeś; nikt tego nie robi. Żadna z postaci, których losami kieruję. To tylko takie gadanie, żeby jakoś wytłumaczyć innym, skąd się biorą moje pomysły. To tylko kolejna z moich bajeczek. A ty nie istniejesz.


Bzdury. Totalne bzdury. Naprawdę uważasz, że mnie nie ma?


Tak. Nie istniejesz. Wydaje mi się, że po prostu tracę zdrowy rozsądek. Wariuję. Pomieszało mi się w głowie i mam zwidy. Tyle.


Nic z tych rzeczy, wszystko z tobą w porządku. Może nawet bardziej niż w porządku, skoro mimo wszystko dostrzegasz moją obecność i masz mój obraz przed oczami… nawet, jeśli nie chcesz tego przyznać. Widzisz moje słowa na ekranie komputera i czujesz, że to, co właśnie wystukujesz na klawiaturze nie pochodzi od ciebie. Przyznaj to w końcu. Przecież nie po to odezwałem się do ciebie, by kłócić się o tak nieistotne sprawy…


Nieistotne? Jak to nieistotne? Czy jest w tej chwili coś ważniejszego niż to, co już zdążyłeś mi do tej pory napisać… co ja napisałam, bo tak mi coś kazało?


Cóż… chyba nie. Jakby się tak nad tym zastanowić, to w sumie nie ma znaczenia, o czym rozmawiamy. Dopóki prowadzimy jakikolwiek dialog, jest dobrze. Naprawdę. Jestem szczęśliwy, że udało mi się wyszarpnąć losowi taką szansę z rąk. Szansę, która może się przecież nie powtórzyć.


Dlaczego nie? Czy to jakaś istotna zasada świata, którego właściwie nie znam? Świata słów, myśli i cieni, do którego ty należysz? Możemy porozumieć się w ten sposób tylko ten jeden, jedyny raz i już nigdy więcej?


Nie jestem pewien, ale… mam wrażenie, że tak właśnie jest. Mało tego, wydaje mi się, że złamałem jedną z najważniejszych reguł mojego świata… być może tak właśnie jest i będę musiał ponieść tego konsekwencje, jakiekolwiek by nie były. Ale nie żałuję. Gdybym mógł… nie. Jeśli będę mógł, zrobię to jeszcze raz. Chcę to robić. Nawet jeśli miałoby to zachwiać równowagę we Wszechświecie.


Wciąż nie rozumiem, dlaczego tak bardzo ci na tym wszystkim zależy… nie wystarczyło ci, że mogłeś być ze mną przez ten rok? Że pokazałeś mi ogromną część siebie, pozwalając mi napisać moją nową powieść? Dlaczego podejmujesz tak ogromne ryzyko i postępujesz tak strasznie samolubnie…? Naprawdę musisz to robić?


Tak. Ponieważ to nie wystarczy. To za mało, wciąż mi ciebie za mało!


Dlaczego?




Co jest? Najpierw zasypujesz mnie lawiną słów, piszesz o tym, jak bardzo się boisz, że cię zostawię, a kiedy usiłuję to wszystko zrozumieć, stajesz się małomówny? Nagle milkniesz?


Prawdę mówiąc, obawiam się, że mnie wyśmiejesz i po tym, co powiem, już na pewno mnie zostawisz. Będziesz miała mnie dość i zwyczajnie sobie pójdziesz… Nie patrz tak na mnie. Nie lekceważ mojego strachu.
Jak byś się czuła, gdyby osoba, którą kochasz najbardziej na świecie, miała za moment zostawić cię na zawsze?!


Osoba… którą kocham? Czy ty chcesz przez to powiedzieć, że…


Tak. Kocham cię.


To największa głupota jaką dziś przeczytałam.


Niby dlaczego?! Dlaczego uważasz to za głupie?! To, że nie posiadam materialnego ciała w twoim świecie, nie znaczy że w ogóle go nie mam! Posiadam je! Piękne, zdrowe ciało, w którym bije serce, które kocha!


Może i kocha, ale nie mnie. Co z tą dziewczyną z powieści? Chcesz powiedzieć, że najpierw szalałeś na jej punkcie, a teraz tak po prostu ci się odmieniło?


Nie. Kochanie jej nie ma już większego sensu. Ta dziewczyna już dawno nie żyje. Właśnie dlatego poprosiłem, byś opowiedziała naszą historię w moim imieniu. Chciałem… zasłużyła na to. Zasłużyła na to, by o niej pamiętano.


Och… jak umarła? Kurczę, to strasznie przykre, zdążyłam ją polubić i myślałam, że będziecie ze sobą naprawdę długo… Była taka milutka i kochana… Straszna szkoda, doprawdy…


Haha.


Co cię tak bawi? Mówię to całkiem serio…


Wiem. I właśnie to jest w tym wszystkim takie zabawne. Zaczynasz brać wszystko na poważnie. Zaczynasz mi wierzyć. Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie to cieszy. Myślałem, że zaczniesz kwestionować fakt, jakoby bohater powieści mógł zakochać się w swoim twórcy, a tu nic takiego nie nastąpiło… otwierasz się na mnie? Naprawdę mi wierzysz? Chcę się upewnić. Zobaczyć to na własne oczy. Odpowiedz. Wierzysz mi?


Jak mam ci nie wierzyć, skoro wyraźnie czuję w sobie twoją obecność? Trudno mi to wyjaśnić, ale czuję się tak, jakby nagle pojawiła się we mnie druga dusza. Czy to ty? To musisz być ty…


Jesteś niesamowita. Potrafisz wyczuć tak delikatną obecność…


Nie jest taka znów delikatna, skoro kontroluje pracę moich dłoni…


Przepraszam… gdybym mógł… gdybym tylko mógł, nie posuwałbym się do tego, już ci to mówiłem.


Wiem. Nie szkodzi. Chyba… zdążyłam się już przyzwyczaić. Jak się nad tym zastanowić, to jest to nawet zabawne. Odrobinę. Trochę przerażające, ale jednak zabawne. Na sto małych kaczuszek! Rozmawiam z bohaterem mojej powieści! Mało tego, ten bohater uważa, że mnie kocha! Musiałam zupełnie zwariować. Albo nie. Może faktycznie mnie kochasz, może rzeczywiście istnieje ten drugi świat, świat ludzi-opowieści. Dlaczego nie? Kim jestem, żeby twierdzić, że czegoś takiego nie ma, prawda? Nie mam takiego prawa. Ale pozwól, że zadam ci pytanie. Skąd dowiedziałeś się o moim świecie i jak udało ci się do mnie dotrzeć?


Nie mam pojęcia. Znam twój świat, odkąd pamiętam. Z czasem doszło nawet do tego, że zacząłem go uważać za swój własny. Dopóki nie zrozumiałem, że to nieprawda.


Kiedy… kiedy to odkryłeś?


Gdy zacząłem cię kochać. Zrozumiałem, że na nic zdają się próby mówienia do ciebie, skoro nie potrafisz mnie usłyszeć nawet wtedy, kiedy jestem tuż przy tobie. Na nic mi moje własne ciało – niepotrzebne mi ręce, które nie mogą cię objąć, dłonie, którymi nie mogę otrzeć twoich łez, które przez ten rok widywałem tak często. Tego właśnie nie znoszę najbardziej. Nie mogę cię dotknąć. Nigdy nie mogłem. Bo jestem tylko… tylko mieszkańcem mojego świata. I choćbym nie wiem jak próbował, nie potrafię zniszczyć dzielącej nas bariery.
Jestem skazany na spoglądanie na ciebie zza słów. Nie mogę zrobić nic, by ci pomóc, gdy czujesz się źle. Nie mogę sprawić, byś dzięki mnie się uśmiechnęła, nie potrafię cię objąć i pocałować, dotknąć twoich długich, jasnych włosów, nie mogę przynieść ci kwiatów ani wręczyć urodzinowego prezentu, nie mogę zabrać cię do teatru, który tak kochasz… nie jestem w stanie zrobić żadnej rzeczy, które może robić zakochany mężczyzna z twojego świata. Nawet nie wiesz, jak strasznie mnie to boli.


Ale teraz do mnie mówisz. Dotarłeś do mnie. Widzę cię, potrafię cię zobaczyć. Widzę, jak smutno teraz wyglądasz, jak pochylasz ramiona i ciężko wzdychasz… chciałabym cię jakoś pocieszyć, powiedzieć, że będzie dobrze… ale nie mogę. Nie mam pojęcia, czy będzie dobrze.


Naprawdę jesteś cudowna. Dziękuję, że tak bardzo się mną przejmujesz. Dziękuję ci z całego serca. Sprawiasz, że po raz kolejny chcę zacząć szukać wyjścia. Musi istnieć jakieś wyjście. Los nie może być tak okrutny, by pozwolić mi cię pokochać, ale nie pozwolić na to, bym mógł być zawsze przy tobie. To niesprawiedliwe…


A gdybym… gdybym napisała historię, w której ty i ja… jesteśmy razem? Czy to ci wystarczy? Czy będziesz szczęśliwy, mogąc mieć część mnie w swoim świecie? Myślę, że mogłabym to dla ciebie zrobić, jeśli to cię ucieszy…


Nie chcę mieć części ciebie. To nie będziesz cała ty, prawdziwa ty, tylko twój mały zamiennik. Nie chcę. Wolę nigdy cię nie spotkać niż cierpieć z powodu niemożności bycia ze stuprocentową, prawdziwą tobą. Nie chcę ciebie ze słów, pragnę ciebie z krwi i kości, a tego nie możesz mi dać…


Przepraszam.


Nie, to ja przepraszam. Nie powinienem w ogóle zaczynać tej rozmowy… Nie. Nie powinienem był nawet pozwolić sobie na pokochanie ciebie. Ale nie potrafiłem nie kochać cię widząc cię taką piękną, tak cudownie skupioną na tworzonej przez siebie opowieści. Nie mogłem zapanować nad sercem, które kołatało za każdym razem, kiedy spoglądałaś na mnie oczami wyobraźni i kiedy widziałaś we mnie kogoś wspaniałego, choć ja miałem siebie za niewiele wartą postać. Nie potrafiłem powstrzymać uczucia, które do reszty zawładnęło mną, gdy zobaczyłem, jak bardzo martwisz się tym, czy opowiadasz wszystko tak jak trzeba. Ujęłaś mnie do reszty łzami, które wylałaś nad moją nędzną przeszłością…
Nie rumień się. Wyglądasz tak pięknie, kiedy się rumienisz…


Przepraszam. Nie mogę nic dla ciebie zrobić…


Możesz. Po prostu noś mnie w sercu. Zawsze, przez całe życie. Pamiętaj o mnie zawsze, nawet jako szalonego dziwoląga, który przyszedł nie wiadomo, skąd i mówił niestworzone rzeczy. Po prostu o mnie myśl. Jak najczęściej.


To ci wystarczy?


Musi. Dopóki nie znajdę jakiegoś sposobu, by móc się pojawić przed tobą jako ktoś, kogo możesz dotknąć.


Nie napiszesz do mnie więcej? Nie zajrzysz do mnie we śnie? Nie wiem dlaczego, ale jest mi smutno z jakiegoś powodu… chciałabym móc z tobą rozmawiać… nie podoba mi się fakt, że tylko ty będziesz mógł mnie zobaczyć, a ja… ja będę po prostu musiała wierzyć, że mnie obserwujesz, tak? To dopiero jest niesprawiedliwe.


Zobaczysz mnie. Wiem, że będziesz w stanie to zrobić. Jesteś niesamowita, jesteś kimś o niesamowitej, niespotkanej wrażliwości, nie zapominaj o tym… jeśli bardzo tego zapragniesz, będziesz mogła mnie zobaczyć. Będę czekał…


Już idziesz? Tak szybko…?


Na mnie już pora, sama chyba czujesz, że tracę kontrolę nad twoimi dłońmi. Twoimi cudownymi, ślicznymi dłońmi… Dziękuję, że mi ich użyczyłaś. Dziękuję. I pamiętaj. Będę przy tobie zawsze, gdy tylko przywołasz mnie myślami. Zawsze. Do widzenia. Do zobaczenia. Kocham cię.


Nie. Zostań tu jeszcze przez moment. Porozmawiajmy jeszcze. Nie znikaj tak szybko, dopiero zaczęłam w to wszystko wierzyć, nie możesz tak po prostu sobie pójść mówiąc, że niby jestem w stanie cię zobaczyć. Nie jestem. Nie umiem. Proszę. Nie zostawiaj mnie…

sobota, 20 września 2014

Dziewczynka bez twarzy


Przyznaję bez bicia. Tekst jest bez jakiejkolwiek korekty, bo... no nie wiem, chyba jest za świeży, żebym sama mogła ją zrobić, albo coś... tak czy inaczej, pisałam na konkursiwo pod wpływem chwili, nie wyszło, więc wrzucam tu. Miłego czytania. Opinie mile widziane... no, tak myślę.




Dookoła mnie ciemność i cisza. Oplatała mnie i drażniła wszystkie zmysły. Zdawało mi się, że powoli zaczynam panikować. Nie chciałam tam być. Miotałam się przez chwilę w miejscu jak ptak zbyt prędko wyrzucony z gniazda. Obracałam się w kółko jak bączek wprawiony w ruch. Nie potrafiąc oswoić tej przerażającej ciszy i ciemności, która opadła na moje oczy, Bałam się ruszyć nawet o milimetr. Nie miałam pewności, że jeśli zrobię krok do przodu, wciąż będę bezpieczna. Mogłabym zrobić krok w tył. Ale istniała szansa, że i tam będzie czaić się niebezpieczeństwo… choć nie byłam pewna, co takiego miałoby napaść na mnie w ciemności i ciszy.
- Halo – szepnęłam cokolwiek, byle tylko móc cokolwiek usłyszeć. Jakikolwiek szmer, odgłos, cokolwiek. Mimo, iż moje usta się poruszały, nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Nie czułam też drgania strun głosowych. Przestraszyłam się jeszcze bardziej. Czyżbym była martwa? Nie czułam się jak ktoś, kto przestał żyć… choć tak naprawdę nie miałam pojęcia, jak to jest umrzeć. Coś takiego przytrafiało mi się po raz pierwszy.
- Halo? – spróbowałam jeszcze raz i tym razem usłyszałam swój przytłumiony głos. Nie poczułam ulgi. Ani trochę, a wręcz przeciwnie, niepokoiłam się coraz bardziej i bardziej. Bałam się, a mimo to po raz pierwszy w życiu towarzyszyło mi jakieś dziwne uczucie lekkości. Było to trochę tak, jakbym pozbyła się wszystkiego, co przygniatało mnie do tej pory, choć nie do końca. Jakbym odłożyła swoją skórę, swój ciężar żył i mięśni gdzieś na bok. Cieszyłam się tym nowym doświadczeniem i jednocześnie nie byłam z tego zadowolona. Nie było to nic nowego, całe moje dotychczasowe życie składało się z takich dwoistości. Jakby istniały we mnie dwie tożsame, a jednak różne istoty. Dwie dusze żyjące w tym samym miejscu i w tym samym czasie, jedna wymieszana z drugą. Lubiące i nienawidzące tę samą rzecz. Choć może to była jedna dusza…
Za wszelką cenę postanowiłam się trochę uspokoić i dopiero potem zdecydować, co będę robić dalej. Przymknęłam powieki. I wtedy poczułam na nich oraz na chłodnych dotychczas policzkach, przyjemne ciepło, takie samo, które towarzyszy ludziom, gdy nagle zapali się światło. Ostrożnie otworzyłam jedno oko, a potem, i drugie, otwierając jednocześnie oczy ze zdziwienia.
Miejsce, w którym się znajdowałam nie było pustką, jak mi się wcześniej wydawało, a raczej czymś w rodzaju dość ciemnego przedsionka, z dwojgiem drzwi – po prawej i po lewej stronie. Zastanawiałam się, skąd pochodzi to nikłe światło, które nagle pojawiło się znikąd i delikatnie opromieniło to pomieszczenie, ale nie udało mi się znaleźć jego źródła.
Ku mojemu zaskoczeniu, nie było też zupełnie cicho. A nawet jeśli, to z pewnością nie przypominało tamtej nienaturalnej, ciężko opadające na moje uszy, bezwzględnej i przytłaczającej ciszy. Tę nową byłam w stanie oswoić niczym zabłąkane, nieznane wcześniej zwierzątko. Byłam niemal pewna, że do moich uszu dociera znajomy mi z codzienności szum, ale towarzyszyło mu coś jeszcze, jakby… pulsowanie. Dźwięk ten dochodził do mnie bez przeszkód, mimo iż nie potrafiłam wyjaśnić jego pochodzenia.
Gdzie też mogłam się znaleźć, że było tam tak dziwnie…?
Przymknęłam oczy raz jeszcze, po cichu licząc na to, że gdy je podniosę, znów coś się zmieni i zdołam w końcu odgadnąć, gdzie się właśnie znajduję.
Coś dotknęło moich ust. I chociaż było miękkie i delikatne, wystraszyłam się nie na żarty. Chciałam krzyknąć, ale z jakiegoś powodu znów nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu. Cofnęłam się kilka kroków i zamiast otworzyć oczy, wciąż je zaciskałam, nie chcąc jeszcze mierzyć się z tym, czego obawiałam się, że nie udźwignę. Ale nie mogłam tam stać w nieskończoność. W końcu ta druga część mnie była zaintrygowana całą sytuacją.
Przede mną stała drobna, jasnowłosa dziewczynka ubrana w śliczną, jasnoniebieską sukienkę. Spoglądała w dół, a jej długie włosy nie pozwoliły mi dostrzec rysów jej twarzy.
- Cześć – czułam, jak mimowolnie poruszam ustami. Nie miałam zamiaru się z nią witać… a mimo to moje wargi poruszały się, wypowiadając poszczególne głoski. Nie panowałam nad nimi… albo tak mi się tylko zdawało. Niczego już nie byłam pewna.
Dziewczynka uniosła głowę i spojrzała na mnie. To znaczy z pewnością by to zrobiła… gdyby miała twarz. Pomachała mi dłonią przed nosem i wskazała na jedne z drzwi. Z zewnątrz wyglądały zwyczajnie, tak bardzo, jak tylko zwyczajne mogą być drzwi. Ciemne, bez ozdób, zupełnie jednolite.
Dziewczynka otworzyła je na oścież i gestem zaprosiła mnie do środka. Ja jednak nie byłam w stanie oderwać wzroku od wewnętrznej strony drzwi. Obdrapane i postrzępione w wielu miejscach wyglądały tak, jakby jakaś bestia próbowała stawić jej czoła, ale osłabiona ciągłą walką, w końcu dała za wygraną. Nie oznaczało to wcale, że przestała walczyć ani że znikła. Z pewnością wciąż czaiła się gdzieś w środku, tylko czekając na okazję, by móc rozedrzeć mnie na strzępy.
Po jakimś czasie, czując narastającą irytację mojej małej towarzyszki, postanowiłam do niej dołączyć.
Niemal ogłuszył mnie panujący tam hałas, a panująca tam nieprzyjemna woń prawie pozbawiła mnie przytomności.
Chciałam zapytać, co to za miejsce, ale zanim zdążyłam otworzyć usta, już znałam odpowiedź. Nie była może dokładna i wyczerpująca, ale w jakiś sposób wyjaśniała, skąd ten hałas i ten potwornie brzydki zapach.
Było to mieszkanie zła. Czystego zła. Tej jego postaci, która walecznie broniła swojego terytorium, nie bojąc się niszczyć sama siebie. Tu mieszkała nienawiść, długimi palcami śmiertelnie oplatająca szyje intruzów, którzy byli niewystarczająco zwinni, by jej umknąć. Tu przesiadywała zazdrość ze swoją bliźniaczką zawiścią, rozcinając twarze wszystkiemu, co nosiło znamiona piękna i czerpiąc pociechę z nienawiści. Tu wreszcie swój wygodny, wyściełany rozpaczą, wspaniały tron miał demon nicości i pustki. Demon miażdżący, nieznoszący konkurencji, stwór zachłanny i samolubny, strzegący kolejnych drzwi. Dłoń – wstrętną, wychudzoną i powyginaną trzymał na niewielkiej klamce. Wiedziałam, że gdyby tylko mógł, zająłby terytorium, które znajduje się po drugiej stronie.
Chciałam opuścić to miejsce najszybciej, jak się dało. Dziewczynka najwyraźniej myślała tak samo, gestem zachęcając mnie, bym podeszła do drzwi. Ale nie mogłam.
Zbyt przejęta byłam wpatrywaniem się w oczy demona. Smoliście czarne, zdawały się pochłaniać wszystko, na czym tylko spoczęły - w tym i mnie. Powoli poddawałam się temu mrocznemu spojrzeniu, czerpiąc dziką przyjemność z wypełniającej mnie ciemności. I nagle zmieniłam zdanie. Poczułam, że chcę tam zostać, zanurzyć się w ciemności; zapragnęłam niszczyć i zostać zniszczoną. Zapragnęłam krwi dziewczynki czując, że tylko ona może zapewnić mi miejsce u jego boku. Ona, rozumiejąc, w jakiej sytuacji się znalazłam i wiedząc, że nie ma już odwrotu, oparła ramię o tron z rozpaczy.
I wtedy stało się coś dziwnego. Poczułam jej ból… ból, który nieprzerwanie wyciskał mi z oczu łzy, który w cudowny sposób oczyszczał mnie ze wszystkich złych pragnień. 
Z ramienia dziewczynki spływały strużki krwi. Demon był najwyraźniej zadowolony z tej ofiary, ponieważ otworzył drzwi i pozwolił nam przejść. Obie uciekłyśmy stamtąd tak szybko, jak tylko byłyśmy w stanie.
To pomieszczenie było jaśniejsze, ale pełne szarości. W kąciku smętnie pogrywała na jakimś strunowym instrumencie mała kreaturka, koło siebie mając wpatrzoną w nią jak w obrazek postać niemal tonącą we łzach, które sama roniła. Wyglądały jak melancholia i smutek, całkowicie pogrążone w swoim świecie. Kilka metrów za nimi siedziało osamotnienie, malutkie bure kociątko zwinięte w kłębek. Swoim ciałkiem skutecznie blokowało kolejne drzwi, a ja koniecznie chciałam wiedzieć, co chowa się za nimi. Chciałam grzecznie poprosić kotka, by się przesunął, ale stojąca obok mnie dziewczynka pokręciła głową. Czułam, że pragnie bym się nie zbliżała. Nie wiedziałam, dlaczego. Dopiero gdy moja przewodniczka wyciągnęła w jego kierunku drugą, nie zranioną dłoń, zrozumiałam w czym rzecz. Osamotnienie nikogo do siebie nie dopuszczało i gotowe było, by w każdej chwili móc zaatakować każdemu, kto się do niego zbliży. Tak też zrobiło. Pazury wbiły się w miękką skórę dziewczynki, sprawiając niewyobrażalny ból i jej… i mnie. Pomieszczenie wypełnił krzyk.
Wtedy też kot postanowił odejść, zapewne w jakieś ciche i bardziej odosobnione miejsce. Mogłyśmy iść dalej. Było mi przykro z powodu ran jasnowłosej dziewczynki, ale ta zdawała się tym nie przejmować, prowadząc mnie dalej.
W tym pokoju stało tylko lustro. Nic więcej. I inaczej niż w przypadku poprzednich pomieszczeń, na jego temat nie spłynęła na mnie żadna wiedza. Pobudziło to jedynie moją ciekawość. Spojrzałam na dziewczynkę. Ona zaś patrzyła w lustro, oczekując, że zrobię to samo. Z jakiegoś powodu czułam, że jeśli do niej dołączę, odkryję jakąś wielką tajemnicę. Podeszłam więc bliżej.
Dziewczynka spoglądała w lustro, choć nie miała twarzy. A ja już wiedziałam, dlaczego czułam się tak lekka. Byłam jedynie twarzą. Twarzą dziewczynki. Twarzą tej, która stała obok.
Byłam nadzieją. Nadzieją przechadzającą się po własnym sercu. Nadzieją, która szła prosto przed siebie, prąc do przodu i nie przejmując się ranami. Dlaczego jednak nie tworzyłam całości sama ze sobą? Dlaczego byłam tylko twarzą? Co takiego sprawiło, że ja, nadzieja, rozczepiłam się w samym środku serca?
Chciałam to wiedzieć. Byłam pewna, że odpowiedź czeka na mnie za kolejnymi drzwiami, wraz z ciepłem, dobrocią i miłością. Wraz ze światłością.
Muszę tylko znaleźć te drzwi…




środa, 5 lutego 2014

Lawina i wiosna

Nie wiem. Nie wiem, co to jest i dlaczego powstało. Ale powstało i szkoda było mi kasować. No to wrzucam, niech tu leży, ech.



Wiosna wita mnie tysiącami zapachów tak jak ty zwykłeś witać mnie lawiną swoich uśmiechów. Gdzie teraz jesteś? Jak wygląda twoje życie, odkąd wszystko dla mnie stało się inne i odkąd nie jestem w stanie za tobą podążać?

Czy twoje oczy wciąż świecą jaśniej niż dwa słońca? A może świat zgasił ich blask, zazdrosny o piękno, którego nie był w stanie posiąść?

Jaki jesteś teraz, po tylu latach spędzonych poza zasięgiem mojego wzroku? Jak inne są twoje uśmiechy?

A może.

Może wcale cię już nie ma?

Nie wiem.

Nie jestem pewna, czy chcę cokolwiek wiedzieć o teraźniejszym tobie, czy nie wolałabym zachować cię takiego, jakim byłeś kiedyś. Kiedy byłeś słońcem, uśmiechem, radością i wiosną.

Tak. Innego nie chcę cię znać.

Wolę zachować w pamięci lawinę twoich cudownych uśmiechów, niech budzą się we mnie wraz z pąkami kwiatów.

Niech wiosna wciąż wita mnie pamięcią o szczęśliwym tobie bym nigdy nie musiała przypominać sobie twej twarzy chłodnej jak jesienny wiatr i mroźnej jak zima. Bo choć widziałam ją tylko raz, to wystarczyło.

Nie chcę już dłużej o tym myśleć.

Chciałabym przestać myśleć o całym tobie, choć jeszcze przed chwilą pragnęłam przywołać wszystkie obrazy, jakie kiedykolwiek namalowałeś w moim sercu. Chcę cię wymazać. Pozbyć się każdej myśli o tobie. Chciałabym już nigdy nie zastanawiać się, gdzie jesteś. Nie zadawać więcej pytań. Tak. Nie mieć więcej pytań i nie mieć już ciebie w głowie.

Chcę być wreszcie wolna jak ptak śpiewający mi nad głową swą radosną pieśń.


Ale przyszła wiosna.
A wiosna zawsze wita mnie tysiącami zapachów tak jak ty zwykłeś witać mnie lawiną swoich uśmiechów…

Obserwatorzy