czwartek, 3 maja 2012

Parasol



- Mamo, co to za rzeczy?- dziecięcy głos rozległ się echem po pustym pokoju, w którym znajdował się jedynie siedmioletni chłopiec i jego rodzicielka.
- To? – kobieta spojrzała na kartony – to są moje wspomnienia… - wzięła do ręki album ze zdjęciami; na jej ustach wykwitł delikatny, radosny uśmiech. Pogładziła jego okładkę i odłożyła na bok po to, by móc sięgnąć po kolejny przedmiot.
Stare, odrobinę pogniecione plakaty przypomniały jej o dniach, w których przepełniona najróżniejszymi uczuciami, nadawała im odpowiednią oprawę; trzymając je w ręku, po raz kolejny poczuła ten sam rodzaj podekscytowania, który towarzyszył jej, kiedy po raz pierwszy trzymała je na koncercie, będącym spełnieniem jej marzeń.
- Super Junior – wyczytał malec powoli - mamo, byłaś fanką zespołu taty?
Kobieta westchnęła i pokiwała głową.
- Wciąż jestem. Gdyby nie oni, moje życie nie byłoby takie ciekawe - odparła;
- A to? – chłopiec zgrabnym ruchem małej rączki otworzył ogromny, ciemny parasol.
- To, kochanie, jest najważniejszy przedmiot na świecie. Gdyby nie on, ciebie mogłoby tu nie być – odpowiedziała; do oczu napłynęły jej łzy. Otarła je wierzchem dłoni, bezskutecznie usiłując ukryć wzruszenie.
- Wzruszasz się tak szybko, jak wujek Jungsoo – zauważył malec – ale mamo, dlaczego płaczesz?
- Wiesz, kochanie, każdy ma w swoim życiu takie momenty, że nie umie powstrzymać łez – tłumaczyła mu, sadzając sobie syna na kolanach.
- Nawet tata? – niedowierzał chłopiec, wpatrując się w kilkuletnią fotografię, na której jego rodzice pozowali do zdjęcia z twarzami opryskanymi radością.
Skinęła głową.
- Nawet tata.
- Kiedy?
- Na przykład w dniu, w którym zostało zrobione to zdjęcie .
Siedmiolatek zmarszczył brwi.
- Ale nie wygląda na smutnego…
- Widzisz, synku, rzecz która zasmuciła twojego tatę wydarzyła się troszkę później…



***


Żadne z nich nie spodziewało się, że przeznaczenie zetknie ich ze sobą tak zwyczajnie, na zatłoczonej, seulskiej ulicy w chłodny, deszczowy dzień. Że ona – najzwyklejsza turystka z Europy, spotka jego – swojego koreańskiego idola, który ukryty pod wielkim, eleganckim parasolem, podążał właśnie w jej stronę, od jakiegoś czasu niezmiernie zaintrygowany jej poczynaniami.
Lubił dni takie jak ten – kiedy zamiast uradowanego pisku fanek słyszał jedynie niespokojne, ale miarowe stukanie kropel deszczu o napięty materiał parasola.
Dostrzegł ją już z daleka – rozglądała się dookoła; w jednej ręce miała mapę, zaś w drugiej usiłowała utrzymać targany przez wiatr, parasol, najwyraźniej czegoś szukając i z niemal nabożną uwagą przyglądając się każdemu budynkowi.
Zwolnił odrobinę, postanawiając przyjrzeć się jej z daleka.
Obserwowana przez niego osoba raz na jakiś czas, jakby otrząsała się z letargu i wykonywała kilka kroków w lewo lub w prawo, po czym, uprzednio spojrzawszy w mapę, zastygała w bezruchu.
Zastanawiał się, jak długo to jeszcze potrwa.
Kiedy tylko odwróciła się do niego tyłem, podszedł bliżej. Usłyszał, jak mruczy coś do siebie w bardzo egzotycznie brzmiącym języku.
Chciał coś powiedzieć; w tym samym momencie dziewczyna, próbując obrócić mapę, wypuściła z dłoni parasolkę, która, uniesiona nagłym porywem wiatru, dotarła aż na ulicę pełną rozpędzonych pojazdów.
Nie zastanawiając się dłużej, w jednej chwili znalazł się tuż przy niej, nie pozwalając jej zmoknąć.
- Może ci pomóc? – zapytał, pochylając się nad nią; oprócz wszędobylskiego zapachu deszczu, do jego nozdrzy dotarł jeszcze inny, delikatniejszy.
Woń subtelnych, kobiecych perfum.
- Dziękuję – odpowiedziała przyjemnym dla jego uszu głosem i zaczęła szukać czegoś w kieszeni kurtki. – Gdzie to jest? – zapytała, powoli i starannie, ale przy tym dość płynnie wypowiadając każdą sylabę. Z niemałym zaskoczeniem stwierdził, że mówi do niego w jego ojczystym języku.
Spojrzał na karteczkę, na której zapisany był pewien adres. Uśmiechnął się, unosząc ku górze tylko jeden kącik ust.
- Po co tam idziesz? – zapytał bez ogródek, lustrując ją spojrzeniem. Dziewczyna jednak nie podnosiła wzroku, uporczywie wpatrując się w mapę. Westchnął i wyrwał jej papier z rąk. – Trzymałaś ją nie tak, jak trzeba – wyjaśnił, po czym powtórzył wcześniejsze pytanie.
- Chciałam kupić kilka rzeczy i może zobaczyć… - zawiesiła głos i uniosła głowę, zaintrygowana znajomo brzmiącą barwą głosu mężczyzny. W chwili, gdy ich oczy się spotkały poczuła, jak boleśnie serce potrafi uderzać o klatkę piersiową oraz jak wielką mieszankę uczuć można przeżyć w przeciągu zaledwie kilku sekund - … ciebie – wykrztusiła w końcu, ogromnie rozbawiając swojego towarzysza swoim nagłym zdenerwowaniem.
- Skąd jesteś? – dociekał; jego przenikliwe i ciekawskie spojrzenie spod gęstej zasłony rzęs sprawiało, że wciąż jeszcze oszołomiona niespodziewanym spotkaniem, nie potrafiła się skupić na słowach, które do niej kierował.
Przyzwyczajony do tego typu zachowań idol, spokojnie powtórzył pytanie.
- Z Polski – odpowiedziała w końcu, ale widząc jego minę dodała – to w Europie.
- Przecież wiem – obruszył się, karcąc się w duchu, że został przyłapany na niewiedzy – Ach, moja sława dotarła aż na drugi koniec świata… to takie wspaniałe uczucie – stwierdził po chwili namysłu i zaproponował dziewczynie wspólny spacer do sklepu jego siostry.
Zgodziła się i ruszyli w odpowiednim kierunku, oboje pełni nadziei, że deszcz, który pozwalał mu pozostać nierozpoznanym przez uciekających przed nim przechodniów, wciąż będzie ich sprzymierzeńcem.

W sklepie, poza uśmiechniętą sprzedawczynią w zaawansowanej ciąży i starszą panią, oglądającą przeróżne przedmioty, nie było nikogo.
Dziewczyna, opuściwszy na moment idola zajętego rozmową, rozejrzała się uważnie dookoła.
Chciała mieć stąd tak wiele rzeczy…! Powolutku podchodziła do każdej półki, uważnie przyglądając się wszystkim przedmiotom i nie mogąc się zdecydować na żaden z nich.
- Weź to – Polka poczuła na głowie niewielki ciężar.
- Co to?
- Torba. Podpisałem ją już dla ciebie – oznajmił nonszalancko, wzruszając ramionami.
Spojrzała na niego, uśmiechając się z wdzięcznością.
- Dzień dobroci dla fanek? – zapytała, chwytając torbę w obie ręce.
Heechul westchnął i poklepał ją po głowie.
- Można tak powiedzieć – stwierdził, wzruszając ramionami – ale to nie byłaby prawda. Szczerze mówiąc, dopóki moja siostra nie wróci, jestem skazany na nudę – oparł się o ścianę i przymknął oczy.
Dla dziewczyny była to doskonała okazja, by po raz pierwszy w życiu poobserwować go z tak bliska.
Był naprawdę piękny, z tymi kruczoczarnymi włosami, delikatnie opadającymi na jego delikatną, jasną skórę. Mimo, iż miał łagodny wyraz twarzy, jego ciężki oddech i nieco opadłe kąciki ust zdradzały pewien rodzaj ulotnego smutku; gdy przyjrzała mu się uważniej, zauważyła, że cała jego postawa – nieco przygarbione plecy i opadnięte ramiona wskazywały na to, że coś go martwi.
- Pewnie też bym tak wyglądała, gdyby moja mama miała wypadek – powiedziała cicho w ojczystym języku.
Mężczyzna drgnął na dźwięk słowa „mama” i odważnie zajrzał w jej piwne oczy; dziewczyna spuściła nagle wzrok, speszona intensywnością jego spojrzenia.
- Mówiłaś coś? – zapytał, powoli i wyraźnie wypowiadając każdą sylabę, jakby obawiając się, że nie zostanie zrozumiany.
Zastanawiała się przez moment, czy powiedzieć mu prawdę; wiedząc jednak, że upływający czas działa na jej niekorzyść, mruknęła tylko, że to nic takiego i żeby się nie przejmował.
- Nie zamierzam – odparł i pomachał do sprzedawczyni – to, co zawsze, ale razy dwa, dobrze?

Wciąż nie mogła uwierzyć we własne szczęście. Siedziała przy stoliku z Kim Heechulem, popijając jego ulubioną kawę i najzwyczajniej w świecie rozmawiając. Takiego obrotu spraw zupełnie się nie spodziewała.
Jedyną rzeczą, która odrobinę psuła tę magiczną chwilę był sam Heechul, który, wraz z upływającymi minutami, coraz częściej spoglądał za okno, próbując dojrzeć za zasłoną wciąż padającego deszczu, sylwetkę swojej siostry.
- Przyjdzie – zapewniła go. Kiwnął głową i po raz kolejny zmienił temat.
- Imię. Wciąż nie znam twojego imienia – przypomniał sobie po jakimś czasie.
Roześmiała się, odrobinę przechylając głowę. Dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę?
- Iga – przedstawiła się – Mam na imię Iga.
Zasłonił usta dłonią, próbując nie wybuchnąć śmiechem.
- Nie masz jakiegoś koreańskiego imienia? To jest… trochę… zawszone – zaśmiał się ze swojego żartu.
Dziewczyna udała, że się złości.
- To nie moja wina, że u was moje imię oznacza wesz… Jak ci coś nie pasuje to twój problem – obruszyła się na niby; ze zdziwieniem stwierdziła, że czuje się przy nim zupełnie swobodnie.
- W sumie… dla mnie w porządku. Ale mogłabyś mieć jakieś mniej… pasożytnicze. Gaemi, na przykład – uśmiechnął się, prezentując równy rząd idealnie białych zębów.
- Gaemi? – próbowała przypomnieć sobie, co to słówko oznacza.
Idol wskazał na mrówkę która spokojnie wędrowała sobie po parapecie.
- Mrówka. Dużo lepsze niż Wszy.
Skrzywiła się.
- To jak nie Mrówka, to może… - nie dokończył; ich rozmowę przerwał bowiem natarczywie dający o sobie znać, telefon Hee.
Przeprosił Igę na moment, szepcząc, że to jego siostra i odebrał.
Mówił coś, najwyraźniej wyrzucając Heejin spóźnienie, obficie przy tym gestykulując i strojąc przeróżne zabawne miny, zapewne dlatego, że zdawał sobie sprawę z tego, że go obserwowała.
Chwilę później z mówiącego zamienił się w słuchacza, początkowo wciąż się uśmiechając.
Podniósł do ust filiżankę, aby upić łyk kawy, jednak wiadomość, którą usłyszał sprawiła, że ta roztrzaskała się z brzdękiem o podłogę, obryzgując ją brązową, mętną cieczą.
Zaraz po filiżance upadł jego telefon, a on sam zastygł nieruchomo, w zastraszającym tempie blednąc na twarzy.
Nie wiedziała, co się dzieje. Miała tylko pewność, że przytrafiło się coś naprawdę niedobrego. Chciała zapytać, o co chodzi, ale usta Heechula, wymawiające wciąż jedno i to samo słowo, dały jej odpowiedź i rozdarły jej serce na pół.
„Mama”
Oparł głowę o wewnętrzną stronę dłoni, które drżały tak, jak całe jego ciało. Niedługo potem, te same dłonie straciły zdolność podtrzymywania czegokolwiek i zarówno one, jak i jego głowa, zwisały żałośnie wzdłuż ciała.
Nie wiedziała, jak długo siedzieli tak – on szepcząc wciąż to jedno słowo, ona – nie wiedząc, co ma w tej sytuacji zrobić. Zawieszeni jakby poza czasem, cierpieli, każde na swój sposób.
Zauważyła, że przestrzeń między jego policzkami a materiałem spodni migocze od spadających w tym samym tempie, co deszcz za oknem, łez. Ich ślady dojrzała także na jego ustach, policzkach i brodzie.
Niewiele myśląc wstała i w chwilę później pochylała się nad nim, wyciągając przed siebie dłonie i kładąc je na wilgotnych policzkach. Pragnęła być parasolem, chroniącym go przed deszczem jego smutku…
Spojrzał na nią; z wielkich, ciemnych oczu nieprzerwanie wypływały łzy, mocząc jej palce. Nie zwracała na to uwagi, szaleńczo próbując wymyśleć coś, co pozwoli choć trochę uśmierzyć jego ból, który zdawał się wydzierać z jego niemal czarnych tęczówek.
- Moja mama – powiedział zachrypniętym głosem. Pokręciła głową na znak, że nie musi jej tego mówić, jednak on kontynuował, chcąc nadać kształt myślom, które raniły jego serce. – Moja mama nie żyje – złapał się za koszulę w okolicach serca jakby sprawdzając, czy ono wciąż tam jest.
Milczała, delikatnie ocierając jego łzy.

- Nie mogę ci teraz pomóc – powiedziała do sprzedawczyni siostra Heechula – a nie chcę, żebyś się przemęczała, kiedy jesteś w ciąży, więc… może nie otwierajmy dziś… - kobieta wypowiadała każde słowo powoli, z trudem dobierając słowa i z niepokojem spoglądając na brata, który stał niepewnie na nogach i wpatrywał się beznamiętnym wzrokiem w przestrzeń. Mimo ponad trzydziestu lat na karku i wielu lat w bezlitosnym show biznesie, wciąż zachował w sobie dziecięcą wrażliwość…
- Może… może ja się przydam? – zapytała stojąca obok Iga. Heejin zastanowiła się chwilę i przystała na jej propozycję.
- Hyori wszystkiego cię nauczy – położyła dłoń na jej ramieniu i uśmiechnęła się delikatnie – i jeszcze jedno… dziękuję za to, że byłaś przy Heechulu, kiedy do niego dzwoniłam. Jestem pewna, że będzie ci za to wdzięczny do końca życia.
Iga uśmiechnęła się i pożegnała wychodzące rodzeństwo.
Kiedy tylko została sam na sam z Hyori, rozpłakała się, dając upust emocjom, które próbowała ukryć wcześniej.
Jedyne czego chciała, to pozbyć się z głowy najboleśniejszego widoku jej życia.


***


- Co ty na to, żeby zacząć tu pracować na stałe? – propozycja Heejin wypłynęła nagle, wprawiając Igę w osłupienie. – Potrzebujemy kogoś na miejsce Hyori, która niedługo urodzi. Poza tym mówisz dobrze po angielsku, więc klienci zza granicy nie będą problemem, a z koreańskim też sobie świetnie radzisz… to jak?
Dziewczyna milczała; wydawało jej się, że źle zrozumiała słowa starszej siostry Heechula. Nie mogła uwierzyć w to, że dostała taką propozycję, chociaż prawie w ogóle się nie znały…
- To jak?
Dziewczyna uśmiechnęła się z wdzięcznością. Praca w tym miejscu była jak spełnienie marzeń.
Jedynym problemem stały się tylko sprawy papierkowe i… znalezienie mieszkania.
Iga podzieliła się swoimi wątpliwościami.
- To nie jest problem. Mieszkam teraz w domu rodziców, bo nie chcę, żeby tata był sam… i potrzebuję kogoś, kto by się zajął moim mieszkaniem. Więc dopóki nie znajdziesz sobie czegoś, możesz mieszkać u mnie.
Polka wpatrywała się w Heejin jak w anioła, który dopiero co zstąpił z niebios.
- Dlaczego mi tak pomagasz…?
- Bo ty pomogłaś mojemu bratu – wyjaśniła.
- Przecież ja niczego nie zrobiłam…
- Zrobiłaś więcej, niż ci się wydaje. Naprawdę.


***


Nie miał pojęcia, że mieszkaniem siostry ktoś się zajmuje. Zawsze przychodził tu i wychodził, kiedy mu się podobało, nawet pod jej nieobecność.
Wyciągnął klucze z kieszeni, uprzednio jednak, nacisnął klamkę. Ze zdziwieniem zauważył, że drzwi są otwarte, a w mieszkaniu unosi się intensywna woń świeżo parzonej herbaty.
- Noona, jesteś tu? – rzucił w przestrzeń, zdejmując buty i podążając korytarzem– masz ten parasol, który zostawiłem u ciebie po… - zawiesił na chwilę głos, biorąc głęboki wdech i wykrzywiając ustaw w grymasie - … pogrzebie?
Zmarszczył brwi, kiedy odpowiedziała mu cisza. Przechodząc koło łazienki zauważył, że ktoś jest w środku. Westchnął i rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu przedmiotu, po który przyszedł.
Nie mogąc go znaleźć, poddał się i udał do kuchni. Na stole, oprócz kubka z herbatą, znajdowała się butelka szamponu i flakonik perfum. Sięgnął po flakon i powąchał.
Pachniał znajomo, jednak z pewnością nie były to perfumy, których używała na co dzień jego siostra ani żadna ze znanych mu osób. Dlaczego więc sądził, że zapach ten jest mu tak dziwnie znajomy? Planował zastanowić się nad tym przez chwilę, jednak usłyszał, jak drzwi od łazienki się otwierają. Podniósł się z miejsca.
- Noona, ten parasol… - urwał w połowie zdania, zorientowawszy się, że ta osoba, która przed nim stoi, nie jest osobą, na którą czekał.
- Oppa? – wyszeptała Iga, upuściwszy ręcznik, którym jeszcze przed momentem wycierała mokre włosy; będąc w lekkim nieładzie, gładko okalały jej twarz i szyję, zwisając na ramionach.
- Ty… - Heechul nie mógł oderwać od niej wzroku – co tu robisz?
- Mieszkam… Heejin unni ci nie mówiła?
Zaprzeczył, wciąż się w nią wpatrując. Kątem oka zauważył, że zamierza podnieść ręcznik; uprzedził ją, biorąc przedmiot w dłonie i nie rozumiejąc, dlaczego to robi, przyłożył do twarzy.
- Wiśniowy… - powiedział, wciąż patrząc na Igę – tam na stole w kuchni… to twój szampon – bardziej stwierdził niż zapytał.
Kiwnęła głową. Czuła, że będzie musiała mu teraz wszystko wytłumaczyć…


***


Pojawiał się bez zapowiedzi, zawsze wtedy, kiedy miał ochotę na jej towarzystwo i za każdym razem wymawiając się, że nie zabrał ze sobą tego nieszczęsnego parasola, po który przyszedł ostatnim razem.
Oboje wiedzieli jednak, że przychodził po to, żeby spędzić trochę czasu z kimś, kto go wysłucha i nie będzie zadawać zbędnych pytań.
I ona taka była – siadała obok niego na kanapie, z kubkiem herbaty w ręku i najzwyczajniej w świecie słuchała tego, co miał jej do powiedzenia. A miał naprawdę wiele.
Opowiadał jej o pracy, o tym, jak mu się żyje teraz, kiedy znów zaczyna działalność w zespole. O tym, co mu się ostatnio udało… i co zawalił.
Oboje potrzebowali tych spotkań. Bez siebie czuli się bowiem jak bez najważniejszej połowy swojego serca.
I chociaż dla niej to uczucie wcale nie było czymś nowym, to jednak on musiał się do niego dopiero przyzwyczaić. Nauczyć się, w jaki sposób obdarowuje się kogoś własnym sercem.


***


Od śmierci jego matki minął już jakiś czas… i wydawać by się mogło, że już się z tym pogodził… jednak za każdym razem, gdy tylko spadł ulewny deszcz, zjawiał się u Igi ponury i milczący. Przestał lubić deszcz, który kiedyś darzył specjalnymi względami.
Spadające krople deszczu kojarzyły mu się z jego własnymi łzami, które wylewał wtedy, łkając i szukając ukojenia w tych łzach.
- Coś cię gnębi – zauważyła, delikatnie kładąc dłoń na jego ramieniu – powiedz mi.
Milczał przez moment; wiedziała, że zbierał siły, żeby powiedzieć jej coś, czego bał się powiedzieć komukolwiek innemu.
- Nie byłem idealnym synem, wiesz? – przymknął oczy i odchylił głowę do tyłu – pewnie wiesz, skoro jesteś moją fanką… - uśmiechnął się słabo – ale przez te wszystkie lata w Super Junior... starałem się z całych sił, żeby móc jej powiedzieć: mamo, teraz możesz być ze mnie dumna.
- Myślę, że była… że jest dumna.
Zamknął oczy i zmarszczył brwi; wyglądał, jakby bił się z myślami.
- Może. Tylko… Wiesz, tak naprawdę nie zrobiłem nic, żeby wynagrodzić jej wszystkie te zmartwienia, które przeze mnie przeżyła… nic.
Iga rozejrzała się dookoła. O kanapę stał oparty duży, elegancki parasol. Ten sam, dzięki któremu się poznali. Złapała go w ręce i uderzyła go w głowę na tyle mocno, żeby zrozumiał, iż nie ma racji i na tyle lekko, żeby nie zrobić mu większej krzywdy.
- Jesteś głupi, Heechul oppa. Myślisz, że matkom potrzeba jakiś specjalnych gestów, by wybaczyły wszystkie błędy, jakie popełniły ich dzieci?
- Nie wiem. Nie znam się na tym – odparł z rozbrajającą szczerością.
- To ja ci powiem, że każda kochająca mama wybacza swojemu dziecku wszystko, kiedy widzi, że jest naprawdę szczęśliwe i nie zapomina o swoich rodzicach. A ty pamiętasz. Mało tego, troszczyłeś i troszczysz się o nich. Po swojemu, ale zawsze. Więc nie gadaj głupot, że nie zrobiłeś niczego. Bo twojej mamie na pewno wystarczyła twoja miłość do niej.
Nie wiedział, co ma na to odpowiedzieć; wpatrywał się, nieco zmieszany, w jej tęczówki, odnajdując w nich wszystko to, czego potrzebował.
Pewność tego, co właśnie powiedziała, biła od niej niesamowitym światłem i rozgrzewała jego serce.
Uśmiechając się łagodnie, przyciągnął ją do siebie i zamknął w uścisku.


***


Każdego dnia czekała na niego z radością w sercu i odrobiną niecierpliwości, którą zdradzały odrobinę drżące dłonie, gdy napełniała kubek wrzątkiem.
Nie wyobrażała już sobie życia bez tego człowieka; już wcześniej, mieszkając w Polsce i obserwując jego artystyczne poczynania czuła, że jest od niego absolutnie uzależniona; już wtedy tęsknota, jaką czuła, kiedy dni upływały bez żadnych wieści od niego, była inna od tęsknoty, jaką czuje zwykły fan do swojego idola.
Nie zdawała sobie z tego sprawy, ale jej serce było tego pewne. Tęskniło za swoją brakującą częścią.
I to samo serce drgało nieznacznie za każdym razem, kiedy pojawiał się tuż obok i obdarzał ją ciepłym uśmiechem.
- Zostaw tę herbatę – wołał od progu – wkładaj buty i wychodzimy.
Wychyliła głowę zza drzwi w kuchni, odnajdując go na końcu korytarza, machającego do niej ze złośliwym uśmiechem.
- Co planujesz?
- Jeszcze nie wiem – odrzekł, wzruszając ramionami – po prostu gdzieś pójdźmy.
- Jesteś pewien? Przypominam, że masz dość rozpoznawalną twarz…
Skrzywił się i wywrócił oczami.
- Czy wszystkie kobiety takie są? Wynajdują miliard problemów tam, gdzie ich nie ma?
Roześmiała się i podeszła do niego.
- Wszystkie. Zacznij się przyzwyczajać.

Mała, rodzinna knajpka tonęła w mroku, oświetlana jedynie bladym światłem świec przy każdym stoliku.
Mogli rozmawiać i czuć się swobodnie bez lęku, że ktoś go rozpozna i przeszkodzi im w cieszeniu się swoją obecnością.

- Dzięki, było fantastycznie – uśmiechnęła się do niego, z niepokojem spoglądając na kłębiące się deszczowe chmury.
Mężczyzna podążył za nią wzrokiem; jego twarz z roześmianej przybrała nagle bardzo poważny wyraz.
- Cztery miesiące – powiedział cicho, niby do siebie, ale wiedząc też, że i ona to usłyszy – widujemy się już cztery miesiące. Że też wciąż mnie lubisz… poznałaś przez ten czas tyle moich wad… - wypowiadał zwoje myśli na głos patrząc, jak na chodniku pojawiają się pierwsze krople deszczu – a tak mało zalet… i wciąż mnie lubisz.
- Bo widzisz… - Iga spojrzała na niego łagodnie – chcę poznać wszystkie twoje wady, żeby móc się nauczyć je w tobie kochać. A na poznanie twoich zalet…
- Będziesz miała całe życie, jeśli zechcesz – dokończył za nią, zanim otworzył swój parasol i osłaniając ich przed deszczem, złączył ich usta w pocałunku.


***


- I co było potem, mamo?
- Twój tata wciąż zostawiał u mnie swój parasol. Dopóki nie doszliśmy do wniosku, że będzie wygodniej, jak zamieszkam razem z nim.
- Dlaczego?
Kobieta uśmiechnęła się tajemniczo.
- Bo wtedy nie musieliśmy się bać, że do mieszkania przyjdzie twoja ciocia, kiedy twój tato… - zastanowiła się przez chwilę, jak ubrać w słowa to, co zamierzała powiedzieć – „przychodził po swój parasol”…
- Co jest dziwnego w przychodzeniu po parasol, mamo…?
- Kiedyś zrozumiesz… - Iga przytuliła syna i ucałowała go w czoło.


3 komentarze:

Obserwatorzy