sobota, 22 września 2012

Kisielowa misja.

Wszystkie prawa zastrzeżone, zbieżność osób i charakterów nieprzypadkowa, tak samo jak rodzaj narracji, wszystkie dygresje i w ogóle wszystko.
Nie odpowiadam za szkody wyrządzone na umyśle przez poniższy tekst.


__________________________________


Od wielu, wielu lat był w posiadaniu tajemnicy. Sekretu, którego nie mógł nikomu wyjawić.
Ukrywał go przed całym światem, chcąc zachować go tylko dla siebie. Bo od tego zależało jego życie. Tak, od tej jednej, małej enigmy zależało całe jego jestestwo – a było to jestestwo wyjątkowe i majestatyczne, jakiego inni mogli mu tylko zazdrościć.
Gdyby chciał, mógłby, razem ze swoim nieodłącznym towarzyszem, Panem Kotem, zapanować nad tym, wartym pogardliwego uśmiechu, światem. Miałby wtedy kolejną planetę do kolekcji. Bo umówmy się – co to jest dla Wielkiej Gwiazdy Wszechświata, jedna planeta w tę czy we w tę? Problem w tym, że tej jednej nie zdobędzie tak łatwo. A jeśli nie mógł zdobyć czegoś łatwo… to tego nie robił. Nie chciało mu się. Szkoda mu było kisielu, który był jego cennym surowcem, tajnym źródłem jego wspaniałości.
- Hibum, mój Przyczajony Pomocniku, jak nasze zapasy? – zapytał, przeglądając się w magicznym, zwierciadle, spadku po Złej Królowej, która była jego daleką krewną. Było to jedyne lustro, które wytrzymywało blask jego chwały. Mimo, iż musiało wcześniej przeżyć odbijanie twarzy wstrętnej Wiedźmy. Hiciul z całego serca współczuł Lusterku. Czasami. Kiedy nie był przejęty sprawami wagi intergalaktycznej.
- O wspaniały Kisielowładco, melduję, iż musimy wysłać kogoś na zbiory – Pan Kot zajrzał do tajemnej skrytki za szafą prowadzącą do Narnii, którą przytargał ostatnio Donge.
Wielka Gwia… - zresztą, wiecie o kogo chodzi, ta nazwa jest za długa by powtarzać ją w nieskończoność – tak czy inaczej, WGW utkwił okrągłe oczy w swoim Majestatycznym Pupilu.
- Jak to? Już? Przyznaj się, oddałeś część tej kotce z trzeciego piętra, z którą się ostatnio gzisz! – Mężczyzna potrząsnął gniewnie Zwierciadłem, które zaczęło panikować i błagać o litość, ponieważ – jak to zgrabnie ujęło – zaraz zwymiotuje samo na siebie i Hiciul już niczego nie zobaczy poza… zawartością lusterkowego żołądka. A był on pełen zatrutych jabłek, których Śnieżka nie chciała jeść.
- Nikomu go nie oddawałem, o Władco, a już na pewno nie tej… - tu Hibum użył słowa, których ja, przez szacunek do Czytelników, nie przytoczę. Wspomnę jedynie, że słowa tego nauczył się od Kisielowładcy… ale to było chyba oczywiste, prawda? – Pragnę jednak przypomnieć, że z wiekiem zapotrzebowanie na Kisiel wzrasta. Co prawda nie jesteś tak wiekowy jak, dajmy na to, Dumbledore, aczkolwiek nie tak młody jak Reniątko z Nu’est…
- Dobra, z Reniątkiem to przegiąłeś, człowieku.
- Kocie, o Władco, jeśli można uściślić. Wracając jednak do tematu, kogo tym razem chcesz wysłać na tę niesamowicie ważną misję?
- Harry’ego Pottera – rzucił z przekąsem trzydziestolatek, dla którego ograniczoność współpracownika była niekiedy strasznym utrapieniem.
- Harry powiedział, że już więcej nie idzie. Wolałby raczej wskrzesić Voldemorta i zbratać się z Edwardem ze Zmierzchu.
Zaskoczony Ciulas aż wstał.
- To ja mam takie znajomości?!
- Większe, Kisielowładny, większe – pospieszył z wyjaśnieniami Pan Kot – problem w tym, że już wszystkie wykorzystaliśmy. Wszyscy zgodnie twierdzą, że misja zdobywania Kisielu jest zbyt trudna, by móc ją wykonać. Nawet Frodo nie chciał tego robić.
- Frodo… on zawsze był tchórzliwym knypkiem. Tak czy inaczej, skombinuj mi idiotę, który mi pójdzie po kisiel!
- Władco, jest jedna taka osoba… Ale żąda w zamian dożywotniego dostępu do naszych zasobów.
Wielka Gwia(…) – wiecie, co dalej – zatarł z zadowoleniem swoje ogromne, facecie łapy i uśmiechnął się dziko.
- Hjukdże w końcu się złamał, jak mu powiedziałem, że pozwolę ci zabrać Czoko do Nibylandii na wycieczkę?
Wspaniały Kot zaprzeczył smutno. Niestety właściciel wspomnianego zwierzęcia miał przed tym jakieś ogromne opory i Hibum nie miał pojęcia dlaczego. Przecież, kiedy ostatnio zgubił się z Czoko w wieży Roszpunki, w końcu i tak wrócili cali i zdrowi. A, że z nadbagażem w postaci stumetrowego warkocza, to już inna sprawa…
- W takim razie, któż to taki? Wyjawiłeś jakiemuś randomkowi naszą tajemnicę?!
- Po pierwsze nie randomkowi, tylko jakiejś dzikiej fance, która zarzeka się, że przez nas nie ma mózgu, tylko jakieś marne resztki, po drugie jaka to tajemnica, jeśli wszyscy o tym wiedzą?
- Ale to są wszyscy z różnych krain pozaziemskich, nie? Zwykli ludzie nie czają takich spraw… - Hiciul rozmasował sobie skronie. Może powinien zmienić współpracownika, a Pana Kota ogolić laserowo całego, oprócz okolic bikini, i sprzedawać jego półnagie fotki? Miałby wtedy z niego dużo większy pożytek… - Poczekaj – wtrącił po chwili milczenia wywołanej słabym przepływem krwi do malejącego poziomu Kisielu – fanka? Ładna?
- Brzydka jak Dzwonnik z Notre Dame, niestety. Także dzieci z tego nie będzie. Ewentualnie Kisiel, jeśli zdoła go przynieść.
Nagle zasmucony tą druzgocącą wiadomością, Kisielowładca postanowił zignorować sprawę Kisielu i od teraz egzystować bez tej cudownej substancji.
Chwilę później Ciulas stwierdził, że ignorowanie jest jednak nudne i postanowił jednak się odezwać.
- Nie mogłeś znaleźć ładnej fanki…?
- Sama do mnie przyszła. Poza tym sam kiedyś powiedziałeś, że nie potrzebujesz ładnych dziewczyn…
- Na sto doczepianych skrzydeł Lituka, człowiek raz coś palnie, lecąc na awaryjnym Kisielu sprzed roku i potem się to za nim ciągnie w nieskończoność. Co ja jestem, Kret z Calineczki, że nie muszę widzieć czy baba jest ładna, czy nie? – Potrząsnął nagle głową. – Dobra, nieważne, wyślij ją na misję, bo Kisiel mi się kończy i mam łupież.
- Tak, o Kisielowładny…
- Ale, ej. Weź mi znajdź jakiś osom przydomek, ten jest jakiś taki… lepki?
Wspaniały Kot zastanowił się przez moment.
- Dobrze, o Ciulasie Wielkołapy.
Hiciul rzucił w Pomocnika szklanym pantofelkiem jego siostry bliźniaczki, Kopciuszka.
- A idź ty…

&

Myślała, że z tym rowerem świetlnym napędzanym budyniem to taki dżołk rzucony przez Ślicznego, ale Szajbniętego Pana Kota, który w dodatku gadał. Bo przecież normalnie koty nie gadają… nie? (Jeśli jednak jest inaczej, błagam, wyprowadźcie mnie z błędu!)
Myślała, że na tę sławną, Kisielowo-Ciulową planetę dostanie się normalnie – proszkiem Fiuu przez kominek, przez drzwi od Narnii (no co, myślała, że może jak się skręci w prawo lub w lewo zamiast iść do przodu, to da radę – ale nie miejcie jej tego za złe, wszak jej mózg był po przejściach… dużych przejściach) albo, w najgorszym przypadku… rakietą.
Ale nie jakimś dzikim rowerem.
- Powodzenia – Hibum pokrzepiająco popukał ją w plecy, przy okazji mechacąc jej sweter, który kupiła specjalnie na tę okazję. Sweter z śliczną miską pełną kisielu. Takiego zwykłego kisielu, nie mózgozastępczego Kisielu. Takich swetrów jeszcze nie produkują.
- Dziękuję – ukłoniła się i dosiadła swojego rowerastego rumaka świetlnego, którego nazwała pieszczotliwie Masiłonem i pognała szybciej od Roberta Kubicy; szybciej nawet od Małysza wychodzącego z progu (znaczy w latach jego świetności, oczywiście). Szybciej nawet od wściekłego Kjujuna, któremu zabrało się PSP. Czyli naprawdę szybko. Tak szybko, że nawet Einstein by nie ogarnął, serio.
Trochę nie bardzo wiedziała, gdzie jest i w którą stronę powinna się udać (ale nie oszukujmy się, była normalną kobietą, to normalne, że nie radziła sobie z pojęciem „lewo-prawo”). Na szczęście fantastyczny Hiciul przewidział tę sytuację i zamontował specjalnego GPSa, dzięki któremu Fanka Brzydka Jak Dzwonnik Z Notre Dame dotarła na miejsce w mgnieniu oka.
Planeta Kisielu była… no wiecie… cała w Kisielu. Nic odkrywczego, serio. Kisiel tu, Kisiel tam… nic, tylko zbierać i wywozić i dozować wedle potrzeby i uznania.
Fanka Brzydka Jak (muszę kończyć…?) – ta właśnie osoba pomyślała sobie, że bez sensu był cały ten szum z niesamowicie trudną misją, której nie jest w stanie wykonać nawet bat-spider-hulk-man. Łatwizna. Trzeba tylko pochylić się delikatnie, zanurzyć wiadra w tej mazi i już.
I wtedy ją oświeciło.
Nie dali jej wiader. Ani nawet wiaderek. Ani szklaneczki. Ani nawet cholernego naparstka.
- To jakiś żart? – wypowiedziała swoje myśli na głos, chociaż przecież nikt jej nie słyszał, w końcu Kisiel nie posiada uszu… prawdopodobnie.
Ale była kobietą o twardym charakterze i postanowiła się nie poddawać. I wcale nie dlatego, że jeśli jej się nie uda, Hibum już nigdy nie zje swoich ulubionych sardynek. Po prostu potrzebowała czegoś, co zastąpi jej mózg. A Kisiel był do tego idealny – miała tego dowody w postaci Hiciula, który sekret Wspaniałości odkrył już dawno temu.
Fanka Brzydka Jak (…) rozejrzała się uważnie. I ze spostrzegawczością godną doktóra House’a udało jej się wypatrzeć, tuż pod ramą rowerka, skrzynkę z napisem „MÓZGOŚRUBKI”.
Ucieszyła się odrobinę, ale potrzebowała jeszcze skrzynki z mózgośrubkokluczem. Znalazła ją pod lewym kołem (ej, ktoś wam powiedział, że to był rower na dwóch kołach? Cztery miał! Takie normalne dwa duże i dwa małe – w końcu trzeba zadbać o bezpieczeństwo kierowcy. Co, jakby Fanka straciła nagle równowagę? No właśnie. Widzę, że też potrzebujecie Kisielu, ale sori sori, ja nie mam…)
- Czyli… wystarczy jak odkręcę sobie czachę, wleję tam dużo, dużo Kisielu, zaśrubuję i wrócę…? – mamrotała do siebie, spoglądając na różowy Kisiel, który pachniał truskawkami. W tajemnicy wam powiem, że to dlatego Hjukdże nie chciał tu przylatywać. Bo on wiedział, że jak tam przyjedzie… to już nie wróci. Bo zacząłby szukać w Kisielu kawałków truskawek. Których tam nie ma, ale biedny Hjukdże o tym nie wie.
Ale zostawmy tego biedaka i wróćmy do dziewczyny, która korzystając z chwili naszej nieuwagi, zapełniła swoją głowę Kisielem po samiutkie brzegi.
I tutaj zaczęły się problemy.
Nie, z podziemi nie wyskoczyły nagle krwiożercze zombiaki, to nie amerykański film. Planeta nie wybuchła, nie zaczęła się trząść ani pochłaniać wszystkiego dookoła. Po prostu… Kisiel był ciężki i Fanka nie mogła podnieść głowy, która i tak z natury była nieproporcjonalnie duża.
A w dodatku Hibum zapomniał zatankować. I rowerkowi kończyło się paliwo.
Dziewczyna przytłoczona tragizmem swojego okropnego losu w pierwszym momencie miała zacząć płakać. Ale wtedy przypomniała sobie, że przecież Kisiel jest uniwersalny i mogła użyć go jako paliwo. A głowa? Cóż, odkryła, że rowerek ma wbudowaną poduszkę. I było po sprawie.
Mogła już wracać.
Misja zakończyła się powodzeniem. Przynajmniej na tym etapie.

&

Jeśli ktoś oczekiwał już hepi ędu, to nieco się przeliczył.
Fakt, Fanka Brzydka Jak Ten Sławny Dzwonnik dotarła do Hiciula. Mało tego, Kisiel spowodował, że wcale taka brzydka już nie była. Sprawdziło się stwierdzenie (nie wiem czyje, ale się sprawdziło, dobra?), że jak kobieta ma coś w głowie, to od razu pięknieje.
Problem w tym… że mózgośrubek nie dało się odkręcić. Żadną mocą.
- Zostało nam tylko jedno wyjście – westchnął Hibum. Może nam pomóc tylko jedna osoba.
- Napakowany Lituk czy napakowany Siłon? – próbował zgadnąć Hiciul, którego poziom inteligencji powolutku spadał z powodu niedoboru Kisielu.
- Żaden z nich. Musimy zadzwonić – Pan Kot zrobił dramatyczną pauzę udając, że gra główną rolę w teatrze – do Pudziana.
- O nie – jęknęła Fanka.
- O nie – powtórzyło Zwierciadło, które bało się, że nie przeżyje tego spotkania.
- O nie – wyszeptał lateksowy strój Lejdi HiHi, w obawie, że Polak będzie chciał go założyć.
- O nie – mruknął Hiciul, właściwie nie wiedząc, czemu.
- Wielkołapy, musimy, potrzebujesz Kisielu – powiedział kot.
Jednak Wielka Gwiazda Wszechświata stwierdził, że to zbyt ryzykowne posunięcie. Zaprosić do siebie Pudziana i kazać mu coś robić to jak zacząć hejt na jakimś portalu społecznościowym – czyli samobójstwo.
Ciul podszedł do Fanki, przyłożył jej dłonie do głowy i wyjął swoją część Kisielu.
Tak, tak po prostu. Bo umiał. Tylko wcześniej mu się nie chciało, proste jak budowa cepa (tylko, rany, czy ktoś jeszcze pamięta jak wygląda cep…?)
- Możesz już sobie iść. Jak nam zabraknie Kisielu, skontaktujemy się z tobą ponownie – Hibum pomachał protekcjonalnie łapką. – A, rowerek możesz wziąć ze sobą.
Uradowana dziewczyna w podskokach, aczkolwiek bardzo tajniacko, bo pod peleryną niewidką, opuściła mieszkanie Hiciula.

&

- Hibum?
- Tak, Kisielowładco?
- Powiemy jej kiedyś prawdę…?
- O czym?
- No o Kisielu. O tym, dlaczego to jest misja najtrudniejsza z trudnych?
- Może lepiej nie… Sama się kiedyś domyśli…
Hiciul przetarł oczy i pokiwał głową. O tak, lepiej, żeby na razie nie wiedziała. Niech to pozostanie tajemnicą. Enigmą, od której zależy jego życie. A co tam. To nie było takie ważne i tak porywające jak rozwalanie gości w grze. I już.
I koniec.

Obserwatorzy