wtorek, 15 maja 2012

Wyjątkowa

Nie potrafił dokładnie określić, kiedy to się zaczęło. Któregoś dnia, po prostu poczuł, że nie jest sam.
W momencie, gdy smutek powoli i bezlitośnie wypełniały jego myśli i kładły się ciężarem na jego sercu, gdzieś w głębi duszy zdał sobie sprawę z tego, że odtąd, w jakiś niewytłumaczalny i metafizyczny sposób, jest przy nim ona. Osoba, bez której nie potrafiłby teraz istnieć.
Początkowo była jedynie źródłem ciepła w jego sercu, z którego czerpał siły do działania; z czasem stała się również głosem, przemawiającym do niego łagodnie w deszczowe dni, kiedy przymykał oczy i próbował do niej dotrzeć.
Zastanawiał się, czy jej obecność, którą odczuwał przez cały ten czas, nie jest przypadkiem gorzkim żartem zmęczonego organizmu… ale kiedy przyśniła mu się pewnej lipcowej nocy, pochylając się nad nim, obdarzając delikatnym i prosząc, by o siebie dbał, już wiedział.
Istniała.
Nie miał pojęcia, kim jest i dlaczego zamieszkała w jego sercu.
Tamtej nocy, kiedy Księżyc spoglądał na niego zza zasłony, postanowił dowiedzieć się, skąd pochodzi i dlaczego wciąż przy nim trwa.



*** 





Kim jesteś? Wspaniała i wyjątkowa Ty, której niebieskie oczy podążają za mną we śnie? Jakie imię nosisz, tajemnicza Ty, której płomienne włosy rozpalają ogień w moim sercu? 
Kim jesteś, Pomocniczko mojego Anioła Stróża i dlaczego zjawiłaś się w moim życiu tak nagle? 
A może… może jesteś właśnie jednym z moich Aniołów Stróżów…? 
Daj mi wskazówkę, Wyjątkowa…



***



Nikomu o niej nie powiedział. Pragnął zatrzymać to w tajemnicy tak długo, jak tylko będzie to możliwe. Nie dlatego, że obawiał się, iż nikt mu nie uwierzy – na świecie istniało przecież tak wiele spraw, których nie dało się racjonalnie wyjaśnić – ale dlatego, że chciał zatrzymać ją tylko dla siebie. Była jego małym, utajonym skarbem, którym nie zamierzał się z nikim dzielić. 
Wiedział, że gdy już komuś o Niej opowie, nie minie wiele czasu, a dowiedzą się wszyscy. 
Wolał unikać tego najdłużej, jak się dało. 
I pielęgnować tę przedziwną, magiczną więź własnymi siłami. Więź, która zrodziła się nagle i nie mogła już być przerwana. 
Nie chciał, by została przerwana. 



*** 



Nie ważne, ile razy upadam i jak często mam ochotę się poddać. Dzięki Tobie, Wyjątkowa, dzięki Twojemu ciepłemu sercu, które wciąż mi towarzyszy, jestem w stanie podnieść się i dawać z siebie wszystko. 
Gdyby nie Ty, szepcząca mi we śnie słowa zachęty, gdzie bym teraz był? Czy byłbym w stanie uśmiechać się tak radośnie, jak teraz? Czy umiałbym powiedzieć do siebie w lustrze, że postępuję właściwie, gdyby nie Ty? 
Chciałbym Cię poznać, by móc Ci powiedzieć, jak wiele dobrego Ci zawdzięczam. 
Chcę podziękować Ci za to, że istniejesz i towarzyszysz mi każdego dnia. 
Że uśmiechasz się do mnie, a kiedy trzeba, marszczysz brwi, odrobinę rozczarowania. 
Jesteś niczym strażnik dla mojego zagubionego „ja”. 
Potrzebuję Cię bardziej niż powietrza. 


***


Jak bardzo prawdziwe i szczere było to wyznanie i jak bardzo przywiązał się do jej, tak nietypowej i przez to tak specjalnej, obecności. Uzależnił się od jej pięknego spojrzenia niebieskich oczu, jakim obdarzała go każdej nocy; odchodził od zmysłów, kiedy nie pojawiała się w nich choć na moment. Była pierwszą osobą, o której myślał, gdy się budził i ostatnią, gdy kładł się spać. 



*** 


Zauważyli; mówią, że coś mnie zmieniło. I mają rację – Ty mnie zmieniłaś. Twoje słowa, które szepczesz mi do ucha, Twoje spojrzenie, którym obdarowujesz mnie, gdy zamykam oczy i to ciepło Twojego serca, które mogę czuć… To wszystko sprawiło, że jestem inny. 
Nie chcę im jeszcze o Tobie mówić. Wciąż boję się niekiedy, że to tylko moja wyobraźnia – że zwyczajnie Cię wymyśliłem, żeby radzić sobie z codziennością. 
Ale to nie może być prawda. 
Jesteś prawdziwą, żyjącą i wyjątkową kobietą, doskonale o tym wiem. Nie potrafiłbym sobie Ciebie wymyślić, Wyjątkowa. Nie Ciebie. 
Wiem, że czekasz na mnie. Pragniesz, bym cię znalazł. 
Mówisz mi to tak często podczas deszczowych nocy, kiedy nie mogę spać. 
Obiecuję Ci, że Cię odnajdę. 
Poczekaj jeszcze troszkę, Wyjątkowa… 


***


Od wielu osób słyszał, że Paryż nazywany jest miastem zakochanych… jednak on nie udał się tam, żeby odnaleźć miłość. Przyleciał tam, żeby pracować, by zadowolić europejskich fanów. Przecież nie mógł się spodziewać, że to miłość odnajdzie jego, zaskakując go w najmniej spodziewanym momencie. Że po raz pierwszy w życiu ujrzy osobę, która od tak dawna wypełniała wszystkie jego myśli. 



*** 


To Ty, prawda? 
To musisz być Ty; znam Cię przecież tak dobrze, że nie mógłbym Cię z nikim pomylić… 
Jak piękna jesteś, kiedy stoisz tuż przede mną, tak uroczo oczarowana wszystkim, co tu widzisz. 
Czuję bicie Twojego serca; wiem, że bije tak z mojego powodu. Mówisz coś do mnie w jego wnętrzu, ale jest tu zbyt głośno, bym mógł Cię usłyszeć. 
Jedyne, co mogę dla Ciebie teraz zrobić, Wyjątkowa, to starać się ze wszystkich sił. Chcę, żebyś wyszeptała mi później: Jestem z Ciebie dumna, Jungsoo. 
I posłać Ci najpiękniejszy uśmiech, na jaki mnie stać. Nawet, jeśli nie będziesz wiedzieć, że przeznaczony jest wyłącznie dla Ciebie, ja wciąż będę się uśmiechał. 
I szukał spojrzenia Twoich wspaniałych, błyszczących jaśniej niż światła reflektorów, oczu. 


***


Była tak blisko. Bliżej, niż mógłby się tego spodziewać. Przez cały koncert myślał tylko o tym, jak do niej dotrzeć. Wyciągał rękę w jej stronę, ale wciąż łapał jedynie powietrze. 
Pragnął ją dosięgnąć; złapać i zamknąć w uścisku, z którego już nigdy by jej nie wypuścił. 
Jak niewiele potrzebował teraz do szczęścia i jak trudno było to zdobyć… 
Wydawało mu się, że serce za moment wyskoczy mu z piersi i odda się na zawsze w jej niczego nieświadome ręce. 
Gdyby tak się stało, z pewnością uczyniłaby go jeszcze bardziej szczęśliwym. 



*** 


Nie zdajesz sobie sprawy z tego, że wiem o Twoim istnieniu, prawda? Wydajesz się nie wiedzieć, jak dużą rolę odgrywasz w moim życiu; mam wrażenie, że wciąż wierzysz, że jesteś tylko jedną z wielu; tą bezimienną, która obserwuje mnie jedynie z ukrycia i która nie znaczy dla mnie więcej, niż każdy inny ELF, który spogląda na mnie spod sceny. 
Jak bardzo się mylisz, Wyjątkowa… 


***


Odkąd zobaczył ją wtedy, na koncercie, podążającą za nim wzrokiem z niesamowicie roześmianą twarzą i wyczuwalnym wzruszeniem w spojrzeniu, coś w nim pękło. 
Nie mógł już trzymać tego dłużej w tajemnicy. Pragnął wykrzyczeć całemu światu, że istnienie Wyjątkowej nie jest tylko okrutną, ale jakże piękną fantazją, lecz faktem, którego nie da się podważyć. Jest prawdziwa i rzeczywista, choć jednocześnie tak bardzo odległa. 
- Hyung, jesteś pewien? 
- Oczywiście, Heechul-ah. Tak, jak tego, że właśnie na ciebie spoglądam. I wiesz co? Muszę się dowiedzieć, kim ona jest. Za wszelką cenę. Kim jest i dlaczego to właśnie ona pojawiła się w moim życiu. 



*** 



Gdzie jesteś? Ty, która mieszkasz w moim sercu i kierujesz moimi myślami, jak mam Cię odnaleźć? Nie znam nawet Twojego imienia, więc jak mam Cię odszukać? 


***


Nie było nocy, podczas której by mu się nie śniła, i dnia, podczas którego nie słyszałby jej delikatnego głosu. 
Stała się jego małą, słodką obsesją, której za nic w świecie nie chciał się pozbywać, a wręcz przeciwnie – pragnął, by całkowicie zawładnęła jego duszą i mieszkała w niej już na zawsze. 
Myślał o niej w każdym możliwym momencie; kiedy miał jakiś problem, przymykał oczy i wyobrażał sobie, że z nią rozmawia; wszystkie podjęte w ten sposób decyzje, w jakiś przedziwny sposób, zawsze okazywały się tymi właściwymi. 
Zastanawiał się tylko, czy ona wie o tej więzi, która między nimi zaistniała. 
Wciąż nie był tego pewien. Jak i tego, gdzie powinien zacząć jej szukać. 



*** 



Dlaczego nie mogę Cię dosięgnąć? Jaki jest powód tego, że twoje serce wciąż nie jest na mnie otwarte do końca? 
Powiedz mi, wyjątkowa, czy słyszysz, gdy Cię wzywam? Czy dociera do Ciebie mój głos? Odpowiedz, jeśli mnie słyszysz, proszę… 
Tak bardzo chcę Cię poznać; wziąć Twą dłoń w moje ręce i czuć jej delikatne ciepło, które powoli rozgrzało by moje chłodne serce. Chcę, by płonęło, jak ogień twoich włosów. Chcę pozwolić palcom zanurzyć się i spłonąć w tym ogniu. 
Musisz tylko pozwolić mi się znaleźć. 
I uwierzyć, że to właśnie Ty jesteś tą jedną, jedyną, której chcę oddać siebie. 


***


Był tak bardzo bezradny. Wciąż miał zbyt mało poszlak, by móc zacząć prawdziwe poszukiwania. Gdyby chociaż wiedział, z jakiego kraju pochodzi… 
Ale nie dawała mu żadnych wskazówek; czasami tylko, gdy jego tęsknota za nią rozrywała mu serce, wydawała się szeptać do niego coś naprawdę ważnego; i mimo, że z całych sił starał się to usłyszeć, nigdy mu się to nie udało. 



*** 



Dlaczego to działa tylko w jedną stronę, Wyjątkowa? Dlaczego nie docierają do Ciebie moje nawoływania? 
Czy już na zawsze pozostaniesz obecna tylko w moich myślach? Pozwolisz mi usychać z tęsknoty? 
Tak bardzo nie lubisz, kiedy jestem nieszczęśliwy i samotny… dlaczego więc tę samotność pogłębiasz? 
Przemów do mnie. Jakkolwiek. 
Nie mam już sił, Wyjątkowa, by żyć w ten sposób, nieustannie starając się Cię dosięgnąć i nie mogąc się zbliżyć do Ciebie nawet na milimetr. 
Potrzebuję Cię; tej prawdziwej, nie wyśnionej Ciebie. 
Gdzie jesteś…? Gdzie mi się schowałaś…? 


***


Omal nie stracił równowagi, gdy usłyszał, że dadzą koncert także w Paryżu. Oparł się o managera, ze wszystkich sił starając się nie upaść i opanować to nagłe drżenie, które chwilowo przejęło nad nim kontrolę. 
„Le Zenith” – obiło się o jego uszy i już wiedział, że to nie może być zwykły przypadek. 
- Leeteuk, co ci tak nagle oczy zaczęły błyszczeć? 
Nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się delikatnie. 



*** 



Będziesz tam, prawda? Jestem niemal pewien, że Cię tam zobaczę, jeśli naprawdę tak bardzo Ci na mnie zależy. Bo wiem, że tak jest; powtarzasz mi to tak często. 
Wyjątkowa, gdybyś tylko mogła poczuć, jak bardzo jestem szczęśliwy na samą myśl o tym, że istnieje choć cień szansy, że po raz kolejny będę mógł cię zobaczyć… 
Wiem, że mnie wspierasz i że będziesz robić to już wiecznie… 
Zjaw się na tym koncercie, proszę, bo chcę Ci podziękować za Twoją miłość. 
Skoro wciąż nie wierzysz, że i ja mógłbym Cię kochać, pozwól mi zrobić chociaż to… 


***


Przygotowywał się do swojego występu jeszcze skrupulatniej i dokładniej, niż kiedykolwiek w całym swoim życiu. Czuł, że to będzie najważniejsza trasa koncertowa w całej jego karierze i z całego serca pragnął, by tak się stało. 
Był pewien, że jeśli postara się odpowiednio, to wszystko się ułoży. 
Na samą myśl o tym, że w końcu mógłby się czegoś o niej dowiedzieć, uśmiechał się promiennie. 



*** 



Dlaczego Chopin, Wyjątkowa? Dlaczego podpowiadasz mi właśnie jego? Czy ma to z Tobą jakiś związek? 
Pewnie sama tego nie wiesz… Zresztą… to wcale nie jest teraz takie istotne. 
Zagram to dla Ciebie. Chcę, żebyś zrozumiała mnie przez ten jeden, krótki fragment. 
Chcę w nim do Ciebie przemówić. 
Błagam, zrozum moją wiadomość. Bo tylko przez muzykę mogę do Ciebie mówić. Tylko przez nią. 


***


Tak bardzo chciał ją tam zobaczyć, że gdy po raz pierwszy wyszedł na scenę, podczas próby i odnalazł ją wśród kilkuset fanek, wydawało mu się, że tylko ją sobie wymarzył. 
Mimo, iż szczerze wierzył w to, że ją zobaczy, to nieoczekiwane spotkanie wciąż było dla niego ogromnym zaskoczeniem. 
Wystarczyło jedno spojrzenie w stronę Siwona, Donghae i Ryeowoka, by ci domyślili się, w czym rzecz. Powiedział im o niej kilka dni wcześniej, inaczej chyba by oszalał. 
Uśmiechnęli się i chwile później dali mu znać, że wiedzą, kogo tak często próbuje odszukać spojrzeniem. Postanowili przyjrzeć się jej bardzo dokładnie, próbując zrozumieć, co w tej dziewczynie tak oczarowało ich lidera, że nie potrafił przestać o niej myśleć. 



*** 



Tak bardzo chciałem do Ciebie podejść. To pragnienie wypalało mi dziurę w sercu… ale za każdym razem, gdy robiłem krok w Twoją stronę, nagle zaczynało brakować mi odwagi. Co, jeśli nie jestem dla Ciebie aż tak ważny? Co, jeśli pragniesz pozostać jedynie w moich myślach, tak subtelnie i metafizycznie? 
Nie mogłem się ruszyć, tak wiele sprzecznych myśli kłębiło mi się w głowie. 
Mogłem tylko podążać za Tobą wzrokiem. 
Jak wtedy, kiedy zobaczyłem Cię po raz pierwszy… 


***


Większość koncertu pamięta jak przez mgłę. Jedyne, o czym był w stanie myśleć, to to, że ona tam była. I to właśnie ta jedna, wyjątkowa myśl dodawała mu energii i napełniała go ogromnym i niesamowitym szczęściem. 
Jak małe dziecko czekał na moment, który planował od dawna; na chwilę, w której zamieni swoje uczucia w piękno muzyki i zrobi wszystko, by mogła zrozumieć, że to właśnie dla niej śpiewa tego wieczoru. 
Wziął głęboki wdech i z ogromną powagą wyszedł na scenę. 
Delikatne tony saksofonu rozbrzmiały w całej hali, obdarowując wszystkich słuchaczy tym nietypowym rodzajem ciepła, którym potrafi obdarzyć drugą osobę tylko ktoś przepełniony miłością… 



*** 



Czy kiedykolwiek podejrzewałaś, że właśnie tak będzie brzmiała melodia mojego serca? 
Gram teraz dla Ciebie, tylko i wyłącznie dla Ciebie. 
Chcę, żebyś wiedziała, jak ważną osobą się dla mnie stałaś i jak wiele dobrego zrobiłaś w moim życiu, nawet o tym nie wiedząc. 
Proszę, spójrz na mnie uważnie i spróbuj zrozumieć moje serce. Chcę, żebyś umiała odnaleźć w nim siebie… 
Patrz tylko na mnie. Niech cały świat straci dla Ciebie znaczenie. 
Tyko wtedy będziesz mogła zrozumieć… 
Ja, chociaż nie widzę Cię oczami, spoglądam na Ciebie w inny sposób. Słyszę Twoje myśli, ale tak bardzo zagłusza mi je tłum… 
Mogę tylko siąść do fortepianu i zagrać ten utwór, który tak bardzo chciał być wykonany. Niezależnie od tego, jak często zmieniałem koncepcję, ten fragment wciąż jest ten sam. Bo w jakiś niewytłumaczalny sposób rozumiem, że jest dla Ciebie ważny. 
Stuk, stuk, stuk stuk. Moje palce biegną po klawiaturze fortepianu, a ja czuję, że dzieje się między nami coś niesamowitego. 
W tym jednym, krótkim momencie, istniejemy tylko Ty i ja. Nie muszę na Ciebie spoglądać, żeby wiedzieć, że czujesz to samo. 
Jesteś tylko moja. 


***


Powolutku przemierzał scenę, po raz kolejny potajemnie próbując odnaleźć ją wśród tłumu. Uśmiechnął się, gdy ją odnalazł i pragnąc obdarzyć ją ostatnią z róż, ruszył przed siebie. 



*** 



To nie tak miało się skończyć. Chciałem powolutku do Ciebie dotrzeć, a potem… zaśpiewać ostatnie słowa, gubiąc się w Twoich oczach. 
Dlaczego więc nie pomogłaś losowi i nie starałaś się do mnie dotrzeć, gdy poniósł mnie tłum? Dlaczego zrezygnowałaś z możliwości spoglądania na mnie z tak bliska? Dlaczego nie pozwoliłaś mi siebie dosięgnąć…? 
Tak bardzo chciałem do Ciebie dotrzeć, pokazać Ci, że jesteś dla mnie najważniejsza… 
Nie pozostaje mi nic innego jak tylko mieć nadzieję, że moje uczucia do Ciebie dotarły… że zrozumiałaś, iż śpiewam teraz dla Ciebie. Tylko dla Ciebie. 
Och, byłem tak blisko… 
To niesprawiedliwe… 


***


- Hyung, tam, gdzie ona jest, jest taka jedna biało-czerwona flaga, nie? – Donghae zaczepił Leeteuka pod koniec koncertu, a kiedy ten przytaknął, mężczyzna wziął się pod boki i zaśmiał z tryumfem – no to ja mam taką samą. Zabrałem. 
Lider spojrzał na niego wzruszony. 
- Wiesz, jaka to flaga? 
Kiwnął głową. 
- Hyung, od jutra zaczynamy poszukiwania… 



*** 



Tak bardzo Ci dziękuję, Wyjątkowa… za to, że jesteś ze mną tak długo; za Twoje słowa i za sny, w których do mnie przychodzisz... Jestem Ci tak bardzo wdzięczny, że nie mogę powstrzymać łez… 
Jutro, już jutro zacznę Cię szukać i znajdę Cię, choćbym miał to zrobić na dzień przed swoją śmiercią. Na chwilę przed końcem świata. 
Obiecuję, że Cię znajdę i w końcu, po tak długim czasie powiem Ci, że bardzo Cię kocham. Tak wyjątkowo. Dobrze…? 
Wiesz, tak mi tu teraz dobrze, stojąc przed Tobą. Wiem, że na mnie spoglądasz, że płaczesz, tak jak ja. 
Spoglądam w Twoje oczy, tak bardzo zaskoczone tym, że krzyżują się z moim spojrzeniem i tak bardzo rozmiłowane. 
Masz najpiękniejsze oczy na świecie, wiesz? Kiedyś powiem Ci to osobiście. 
Tak bardzo chciałbym powiedzieć Ci to właśnie teraz… i to pragnienie tak bardzo rozdziera mi serce… 
Jedyne, co mogę teraz zrobić, to posłuchać Twojego głosu, który zabrania mi płakać. 
Widzisz, wycieram już łzy, więc Ty też już nie płacz, Wyjątkowa. 
Oboje zapamiętamy ten dzień na długo, prawda? 


***


Mimo, iż starał się ze wszystkich sił, nie zdążył jej odnaleźć przed rozpoczęciem służby wojskowej. Zadanie, które wydawało się nie być takie trudne, okazało się żmudne i czasochłonne… 
Jednak wciąż nie tracił nadziei. Wiedział, że ona wciąż jest przy nim i że tak już pozostanie. 



*** 



Ostatnio wciąż płaczesz w moich snach… 
Nie rozumiem tych łez… przecież mam się dobrze. Robię to, co powinienem robić, jako mężczyzna. Rozumiesz to, prawda? 
A może… płaczesz dlatego, że musisz czekać na mnie tak długo…? 
Nie martw się, czas potrafi płynąć bardzo szybko. 
Wrócę, nim się tylko obejrzysz. 
I znajdę Cię, gdziekolwiek byś się nie znajdowała. 
Obiecaj mi tylko, że na mnie zaczekasz… 


***


- Hyung… myślę, że ją znaleźliśmy – spokojny głos Siwona rozniósł się echem po sali, w której się widzieli. 
- Zaraz pokażę ci zdjęcia, hyung – Donghae szukał czegoś w torbie, by po chwili wręczyć zaskoczonemu mężczyźnie dwa zdjęcia. 
Leeteuk przyjrzał się osobie, która spoglądała z nich na niego; chciał coś powiedzieć, ale wzruszenie odebrało mu mowę. 
- To jeszcze nie wszystko – Ryeowook nałożył mu słuchawki na uszy – ona śpiewa. 



*** 



To nie jest sen, prawda? Twój ciepły, mocny głos dociera do moich uszu i sprawia, że mam ochotę śpiewać razem z Tobą. 
Ta piosenka… moja piosenka… właśnie stała się najważniejszą melodią na świecie. 
Dziękuję Ci za to. Tak bardzo tego potrzebowałem… 
Teraz mogę spokojnie przeczekać te długie miesiące, które muszą minąć, żebyśmy mogli się spotkać… 


***


Tak wiele osób czekało na niego, gdy wychodził z wojska. Przyjaciele wyciągali do niego radośnie ramiona, pragnąc przywitać go najcieplej, jak potrafili. Fanki radośnie piszczały, przypominając mu o swojej miłości. 
- Mama czeka na ciebie w sklepie – usłyszał głos swojej siostry jak przez mgłę. 
Przytaknął i powoli za nią podążył, rozglądając się dookoła i szukając tej jednej, wyjątkowej osoby w tłumie, jednak wcale jej nie znalazł. 
Obiecała mu… obiecała, że przywita go po wyjściu z wojska… 
Rozczarowany, wsiadł do samochodu. 
Mimo, iż cieszył się, widząc najważniejsze dla niego osoby, po tak długim czasie rozłąki, to jednak jakaś cząstka jego nie potrafiła się radować. 
Otworzył drzwi lokalu. Zauważył swoją mamę, która z uśmiechem na ustach częstowała kogoś herbatą. 
Podszedł bliżej, zaciekawiony. 
I wtedy jego serce zapomniało na moment, jak ma bić. Zatrzymało się, gdy jego oczom ukazały się płomiennie rude włosy, a chwilę potem powitał go najpiękniejszy uśmiech, jaki tylko mógł sobie wymarzyć. Jej uśmiech. 
Wstała, kiwając mu głową na powitanie. 
Nie zastanawiając się dłużej, zamknął ją w uścisku. 



*** 



To naprawdę Ty. 
Tak długo na Ciebie czekałem… 
Ale to nie jest ważne… 
Bo w końcu jesteś... 
Wyjątkowa. 
W końcu jesteś moja.


czwartek, 3 maja 2012

Parasol



- Mamo, co to za rzeczy?- dziecięcy głos rozległ się echem po pustym pokoju, w którym znajdował się jedynie siedmioletni chłopiec i jego rodzicielka.
- To? – kobieta spojrzała na kartony – to są moje wspomnienia… - wzięła do ręki album ze zdjęciami; na jej ustach wykwitł delikatny, radosny uśmiech. Pogładziła jego okładkę i odłożyła na bok po to, by móc sięgnąć po kolejny przedmiot.
Stare, odrobinę pogniecione plakaty przypomniały jej o dniach, w których przepełniona najróżniejszymi uczuciami, nadawała im odpowiednią oprawę; trzymając je w ręku, po raz kolejny poczuła ten sam rodzaj podekscytowania, który towarzyszył jej, kiedy po raz pierwszy trzymała je na koncercie, będącym spełnieniem jej marzeń.
- Super Junior – wyczytał malec powoli - mamo, byłaś fanką zespołu taty?
Kobieta westchnęła i pokiwała głową.
- Wciąż jestem. Gdyby nie oni, moje życie nie byłoby takie ciekawe - odparła;
- A to? – chłopiec zgrabnym ruchem małej rączki otworzył ogromny, ciemny parasol.
- To, kochanie, jest najważniejszy przedmiot na świecie. Gdyby nie on, ciebie mogłoby tu nie być – odpowiedziała; do oczu napłynęły jej łzy. Otarła je wierzchem dłoni, bezskutecznie usiłując ukryć wzruszenie.
- Wzruszasz się tak szybko, jak wujek Jungsoo – zauważył malec – ale mamo, dlaczego płaczesz?
- Wiesz, kochanie, każdy ma w swoim życiu takie momenty, że nie umie powstrzymać łez – tłumaczyła mu, sadzając sobie syna na kolanach.
- Nawet tata? – niedowierzał chłopiec, wpatrując się w kilkuletnią fotografię, na której jego rodzice pozowali do zdjęcia z twarzami opryskanymi radością.
Skinęła głową.
- Nawet tata.
- Kiedy?
- Na przykład w dniu, w którym zostało zrobione to zdjęcie .
Siedmiolatek zmarszczył brwi.
- Ale nie wygląda na smutnego…
- Widzisz, synku, rzecz która zasmuciła twojego tatę wydarzyła się troszkę później…



***


Żadne z nich nie spodziewało się, że przeznaczenie zetknie ich ze sobą tak zwyczajnie, na zatłoczonej, seulskiej ulicy w chłodny, deszczowy dzień. Że ona – najzwyklejsza turystka z Europy, spotka jego – swojego koreańskiego idola, który ukryty pod wielkim, eleganckim parasolem, podążał właśnie w jej stronę, od jakiegoś czasu niezmiernie zaintrygowany jej poczynaniami.
Lubił dni takie jak ten – kiedy zamiast uradowanego pisku fanek słyszał jedynie niespokojne, ale miarowe stukanie kropel deszczu o napięty materiał parasola.
Dostrzegł ją już z daleka – rozglądała się dookoła; w jednej ręce miała mapę, zaś w drugiej usiłowała utrzymać targany przez wiatr, parasol, najwyraźniej czegoś szukając i z niemal nabożną uwagą przyglądając się każdemu budynkowi.
Zwolnił odrobinę, postanawiając przyjrzeć się jej z daleka.
Obserwowana przez niego osoba raz na jakiś czas, jakby otrząsała się z letargu i wykonywała kilka kroków w lewo lub w prawo, po czym, uprzednio spojrzawszy w mapę, zastygała w bezruchu.
Zastanawiał się, jak długo to jeszcze potrwa.
Kiedy tylko odwróciła się do niego tyłem, podszedł bliżej. Usłyszał, jak mruczy coś do siebie w bardzo egzotycznie brzmiącym języku.
Chciał coś powiedzieć; w tym samym momencie dziewczyna, próbując obrócić mapę, wypuściła z dłoni parasolkę, która, uniesiona nagłym porywem wiatru, dotarła aż na ulicę pełną rozpędzonych pojazdów.
Nie zastanawiając się dłużej, w jednej chwili znalazł się tuż przy niej, nie pozwalając jej zmoknąć.
- Może ci pomóc? – zapytał, pochylając się nad nią; oprócz wszędobylskiego zapachu deszczu, do jego nozdrzy dotarł jeszcze inny, delikatniejszy.
Woń subtelnych, kobiecych perfum.
- Dziękuję – odpowiedziała przyjemnym dla jego uszu głosem i zaczęła szukać czegoś w kieszeni kurtki. – Gdzie to jest? – zapytała, powoli i starannie, ale przy tym dość płynnie wypowiadając każdą sylabę. Z niemałym zaskoczeniem stwierdził, że mówi do niego w jego ojczystym języku.
Spojrzał na karteczkę, na której zapisany był pewien adres. Uśmiechnął się, unosząc ku górze tylko jeden kącik ust.
- Po co tam idziesz? – zapytał bez ogródek, lustrując ją spojrzeniem. Dziewczyna jednak nie podnosiła wzroku, uporczywie wpatrując się w mapę. Westchnął i wyrwał jej papier z rąk. – Trzymałaś ją nie tak, jak trzeba – wyjaśnił, po czym powtórzył wcześniejsze pytanie.
- Chciałam kupić kilka rzeczy i może zobaczyć… - zawiesiła głos i uniosła głowę, zaintrygowana znajomo brzmiącą barwą głosu mężczyzny. W chwili, gdy ich oczy się spotkały poczuła, jak boleśnie serce potrafi uderzać o klatkę piersiową oraz jak wielką mieszankę uczuć można przeżyć w przeciągu zaledwie kilku sekund - … ciebie – wykrztusiła w końcu, ogromnie rozbawiając swojego towarzysza swoim nagłym zdenerwowaniem.
- Skąd jesteś? – dociekał; jego przenikliwe i ciekawskie spojrzenie spod gęstej zasłony rzęs sprawiało, że wciąż jeszcze oszołomiona niespodziewanym spotkaniem, nie potrafiła się skupić na słowach, które do niej kierował.
Przyzwyczajony do tego typu zachowań idol, spokojnie powtórzył pytanie.
- Z Polski – odpowiedziała w końcu, ale widząc jego minę dodała – to w Europie.
- Przecież wiem – obruszył się, karcąc się w duchu, że został przyłapany na niewiedzy – Ach, moja sława dotarła aż na drugi koniec świata… to takie wspaniałe uczucie – stwierdził po chwili namysłu i zaproponował dziewczynie wspólny spacer do sklepu jego siostry.
Zgodziła się i ruszyli w odpowiednim kierunku, oboje pełni nadziei, że deszcz, który pozwalał mu pozostać nierozpoznanym przez uciekających przed nim przechodniów, wciąż będzie ich sprzymierzeńcem.

W sklepie, poza uśmiechniętą sprzedawczynią w zaawansowanej ciąży i starszą panią, oglądającą przeróżne przedmioty, nie było nikogo.
Dziewczyna, opuściwszy na moment idola zajętego rozmową, rozejrzała się uważnie dookoła.
Chciała mieć stąd tak wiele rzeczy…! Powolutku podchodziła do każdej półki, uważnie przyglądając się wszystkim przedmiotom i nie mogąc się zdecydować na żaden z nich.
- Weź to – Polka poczuła na głowie niewielki ciężar.
- Co to?
- Torba. Podpisałem ją już dla ciebie – oznajmił nonszalancko, wzruszając ramionami.
Spojrzała na niego, uśmiechając się z wdzięcznością.
- Dzień dobroci dla fanek? – zapytała, chwytając torbę w obie ręce.
Heechul westchnął i poklepał ją po głowie.
- Można tak powiedzieć – stwierdził, wzruszając ramionami – ale to nie byłaby prawda. Szczerze mówiąc, dopóki moja siostra nie wróci, jestem skazany na nudę – oparł się o ścianę i przymknął oczy.
Dla dziewczyny była to doskonała okazja, by po raz pierwszy w życiu poobserwować go z tak bliska.
Był naprawdę piękny, z tymi kruczoczarnymi włosami, delikatnie opadającymi na jego delikatną, jasną skórę. Mimo, iż miał łagodny wyraz twarzy, jego ciężki oddech i nieco opadłe kąciki ust zdradzały pewien rodzaj ulotnego smutku; gdy przyjrzała mu się uważniej, zauważyła, że cała jego postawa – nieco przygarbione plecy i opadnięte ramiona wskazywały na to, że coś go martwi.
- Pewnie też bym tak wyglądała, gdyby moja mama miała wypadek – powiedziała cicho w ojczystym języku.
Mężczyzna drgnął na dźwięk słowa „mama” i odważnie zajrzał w jej piwne oczy; dziewczyna spuściła nagle wzrok, speszona intensywnością jego spojrzenia.
- Mówiłaś coś? – zapytał, powoli i wyraźnie wypowiadając każdą sylabę, jakby obawiając się, że nie zostanie zrozumiany.
Zastanawiała się przez moment, czy powiedzieć mu prawdę; wiedząc jednak, że upływający czas działa na jej niekorzyść, mruknęła tylko, że to nic takiego i żeby się nie przejmował.
- Nie zamierzam – odparł i pomachał do sprzedawczyni – to, co zawsze, ale razy dwa, dobrze?

Wciąż nie mogła uwierzyć we własne szczęście. Siedziała przy stoliku z Kim Heechulem, popijając jego ulubioną kawę i najzwyczajniej w świecie rozmawiając. Takiego obrotu spraw zupełnie się nie spodziewała.
Jedyną rzeczą, która odrobinę psuła tę magiczną chwilę był sam Heechul, który, wraz z upływającymi minutami, coraz częściej spoglądał za okno, próbując dojrzeć za zasłoną wciąż padającego deszczu, sylwetkę swojej siostry.
- Przyjdzie – zapewniła go. Kiwnął głową i po raz kolejny zmienił temat.
- Imię. Wciąż nie znam twojego imienia – przypomniał sobie po jakimś czasie.
Roześmiała się, odrobinę przechylając głowę. Dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę?
- Iga – przedstawiła się – Mam na imię Iga.
Zasłonił usta dłonią, próbując nie wybuchnąć śmiechem.
- Nie masz jakiegoś koreańskiego imienia? To jest… trochę… zawszone – zaśmiał się ze swojego żartu.
Dziewczyna udała, że się złości.
- To nie moja wina, że u was moje imię oznacza wesz… Jak ci coś nie pasuje to twój problem – obruszyła się na niby; ze zdziwieniem stwierdziła, że czuje się przy nim zupełnie swobodnie.
- W sumie… dla mnie w porządku. Ale mogłabyś mieć jakieś mniej… pasożytnicze. Gaemi, na przykład – uśmiechnął się, prezentując równy rząd idealnie białych zębów.
- Gaemi? – próbowała przypomnieć sobie, co to słówko oznacza.
Idol wskazał na mrówkę która spokojnie wędrowała sobie po parapecie.
- Mrówka. Dużo lepsze niż Wszy.
Skrzywiła się.
- To jak nie Mrówka, to może… - nie dokończył; ich rozmowę przerwał bowiem natarczywie dający o sobie znać, telefon Hee.
Przeprosił Igę na moment, szepcząc, że to jego siostra i odebrał.
Mówił coś, najwyraźniej wyrzucając Heejin spóźnienie, obficie przy tym gestykulując i strojąc przeróżne zabawne miny, zapewne dlatego, że zdawał sobie sprawę z tego, że go obserwowała.
Chwilę później z mówiącego zamienił się w słuchacza, początkowo wciąż się uśmiechając.
Podniósł do ust filiżankę, aby upić łyk kawy, jednak wiadomość, którą usłyszał sprawiła, że ta roztrzaskała się z brzdękiem o podłogę, obryzgując ją brązową, mętną cieczą.
Zaraz po filiżance upadł jego telefon, a on sam zastygł nieruchomo, w zastraszającym tempie blednąc na twarzy.
Nie wiedziała, co się dzieje. Miała tylko pewność, że przytrafiło się coś naprawdę niedobrego. Chciała zapytać, o co chodzi, ale usta Heechula, wymawiające wciąż jedno i to samo słowo, dały jej odpowiedź i rozdarły jej serce na pół.
„Mama”
Oparł głowę o wewnętrzną stronę dłoni, które drżały tak, jak całe jego ciało. Niedługo potem, te same dłonie straciły zdolność podtrzymywania czegokolwiek i zarówno one, jak i jego głowa, zwisały żałośnie wzdłuż ciała.
Nie wiedziała, jak długo siedzieli tak – on szepcząc wciąż to jedno słowo, ona – nie wiedząc, co ma w tej sytuacji zrobić. Zawieszeni jakby poza czasem, cierpieli, każde na swój sposób.
Zauważyła, że przestrzeń między jego policzkami a materiałem spodni migocze od spadających w tym samym tempie, co deszcz za oknem, łez. Ich ślady dojrzała także na jego ustach, policzkach i brodzie.
Niewiele myśląc wstała i w chwilę później pochylała się nad nim, wyciągając przed siebie dłonie i kładąc je na wilgotnych policzkach. Pragnęła być parasolem, chroniącym go przed deszczem jego smutku…
Spojrzał na nią; z wielkich, ciemnych oczu nieprzerwanie wypływały łzy, mocząc jej palce. Nie zwracała na to uwagi, szaleńczo próbując wymyśleć coś, co pozwoli choć trochę uśmierzyć jego ból, który zdawał się wydzierać z jego niemal czarnych tęczówek.
- Moja mama – powiedział zachrypniętym głosem. Pokręciła głową na znak, że nie musi jej tego mówić, jednak on kontynuował, chcąc nadać kształt myślom, które raniły jego serce. – Moja mama nie żyje – złapał się za koszulę w okolicach serca jakby sprawdzając, czy ono wciąż tam jest.
Milczała, delikatnie ocierając jego łzy.

- Nie mogę ci teraz pomóc – powiedziała do sprzedawczyni siostra Heechula – a nie chcę, żebyś się przemęczała, kiedy jesteś w ciąży, więc… może nie otwierajmy dziś… - kobieta wypowiadała każde słowo powoli, z trudem dobierając słowa i z niepokojem spoglądając na brata, który stał niepewnie na nogach i wpatrywał się beznamiętnym wzrokiem w przestrzeń. Mimo ponad trzydziestu lat na karku i wielu lat w bezlitosnym show biznesie, wciąż zachował w sobie dziecięcą wrażliwość…
- Może… może ja się przydam? – zapytała stojąca obok Iga. Heejin zastanowiła się chwilę i przystała na jej propozycję.
- Hyori wszystkiego cię nauczy – położyła dłoń na jej ramieniu i uśmiechnęła się delikatnie – i jeszcze jedno… dziękuję za to, że byłaś przy Heechulu, kiedy do niego dzwoniłam. Jestem pewna, że będzie ci za to wdzięczny do końca życia.
Iga uśmiechnęła się i pożegnała wychodzące rodzeństwo.
Kiedy tylko została sam na sam z Hyori, rozpłakała się, dając upust emocjom, które próbowała ukryć wcześniej.
Jedyne czego chciała, to pozbyć się z głowy najboleśniejszego widoku jej życia.


***


- Co ty na to, żeby zacząć tu pracować na stałe? – propozycja Heejin wypłynęła nagle, wprawiając Igę w osłupienie. – Potrzebujemy kogoś na miejsce Hyori, która niedługo urodzi. Poza tym mówisz dobrze po angielsku, więc klienci zza granicy nie będą problemem, a z koreańskim też sobie świetnie radzisz… to jak?
Dziewczyna milczała; wydawało jej się, że źle zrozumiała słowa starszej siostry Heechula. Nie mogła uwierzyć w to, że dostała taką propozycję, chociaż prawie w ogóle się nie znały…
- To jak?
Dziewczyna uśmiechnęła się z wdzięcznością. Praca w tym miejscu była jak spełnienie marzeń.
Jedynym problemem stały się tylko sprawy papierkowe i… znalezienie mieszkania.
Iga podzieliła się swoimi wątpliwościami.
- To nie jest problem. Mieszkam teraz w domu rodziców, bo nie chcę, żeby tata był sam… i potrzebuję kogoś, kto by się zajął moim mieszkaniem. Więc dopóki nie znajdziesz sobie czegoś, możesz mieszkać u mnie.
Polka wpatrywała się w Heejin jak w anioła, który dopiero co zstąpił z niebios.
- Dlaczego mi tak pomagasz…?
- Bo ty pomogłaś mojemu bratu – wyjaśniła.
- Przecież ja niczego nie zrobiłam…
- Zrobiłaś więcej, niż ci się wydaje. Naprawdę.


***


Nie miał pojęcia, że mieszkaniem siostry ktoś się zajmuje. Zawsze przychodził tu i wychodził, kiedy mu się podobało, nawet pod jej nieobecność.
Wyciągnął klucze z kieszeni, uprzednio jednak, nacisnął klamkę. Ze zdziwieniem zauważył, że drzwi są otwarte, a w mieszkaniu unosi się intensywna woń świeżo parzonej herbaty.
- Noona, jesteś tu? – rzucił w przestrzeń, zdejmując buty i podążając korytarzem– masz ten parasol, który zostawiłem u ciebie po… - zawiesił na chwilę głos, biorąc głęboki wdech i wykrzywiając ustaw w grymasie - … pogrzebie?
Zmarszczył brwi, kiedy odpowiedziała mu cisza. Przechodząc koło łazienki zauważył, że ktoś jest w środku. Westchnął i rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu przedmiotu, po który przyszedł.
Nie mogąc go znaleźć, poddał się i udał do kuchni. Na stole, oprócz kubka z herbatą, znajdowała się butelka szamponu i flakonik perfum. Sięgnął po flakon i powąchał.
Pachniał znajomo, jednak z pewnością nie były to perfumy, których używała na co dzień jego siostra ani żadna ze znanych mu osób. Dlaczego więc sądził, że zapach ten jest mu tak dziwnie znajomy? Planował zastanowić się nad tym przez chwilę, jednak usłyszał, jak drzwi od łazienki się otwierają. Podniósł się z miejsca.
- Noona, ten parasol… - urwał w połowie zdania, zorientowawszy się, że ta osoba, która przed nim stoi, nie jest osobą, na którą czekał.
- Oppa? – wyszeptała Iga, upuściwszy ręcznik, którym jeszcze przed momentem wycierała mokre włosy; będąc w lekkim nieładzie, gładko okalały jej twarz i szyję, zwisając na ramionach.
- Ty… - Heechul nie mógł oderwać od niej wzroku – co tu robisz?
- Mieszkam… Heejin unni ci nie mówiła?
Zaprzeczył, wciąż się w nią wpatrując. Kątem oka zauważył, że zamierza podnieść ręcznik; uprzedził ją, biorąc przedmiot w dłonie i nie rozumiejąc, dlaczego to robi, przyłożył do twarzy.
- Wiśniowy… - powiedział, wciąż patrząc na Igę – tam na stole w kuchni… to twój szampon – bardziej stwierdził niż zapytał.
Kiwnęła głową. Czuła, że będzie musiała mu teraz wszystko wytłumaczyć…


***


Pojawiał się bez zapowiedzi, zawsze wtedy, kiedy miał ochotę na jej towarzystwo i za każdym razem wymawiając się, że nie zabrał ze sobą tego nieszczęsnego parasola, po który przyszedł ostatnim razem.
Oboje wiedzieli jednak, że przychodził po to, żeby spędzić trochę czasu z kimś, kto go wysłucha i nie będzie zadawać zbędnych pytań.
I ona taka była – siadała obok niego na kanapie, z kubkiem herbaty w ręku i najzwyczajniej w świecie słuchała tego, co miał jej do powiedzenia. A miał naprawdę wiele.
Opowiadał jej o pracy, o tym, jak mu się żyje teraz, kiedy znów zaczyna działalność w zespole. O tym, co mu się ostatnio udało… i co zawalił.
Oboje potrzebowali tych spotkań. Bez siebie czuli się bowiem jak bez najważniejszej połowy swojego serca.
I chociaż dla niej to uczucie wcale nie było czymś nowym, to jednak on musiał się do niego dopiero przyzwyczaić. Nauczyć się, w jaki sposób obdarowuje się kogoś własnym sercem.


***


Od śmierci jego matki minął już jakiś czas… i wydawać by się mogło, że już się z tym pogodził… jednak za każdym razem, gdy tylko spadł ulewny deszcz, zjawiał się u Igi ponury i milczący. Przestał lubić deszcz, który kiedyś darzył specjalnymi względami.
Spadające krople deszczu kojarzyły mu się z jego własnymi łzami, które wylewał wtedy, łkając i szukając ukojenia w tych łzach.
- Coś cię gnębi – zauważyła, delikatnie kładąc dłoń na jego ramieniu – powiedz mi.
Milczał przez moment; wiedziała, że zbierał siły, żeby powiedzieć jej coś, czego bał się powiedzieć komukolwiek innemu.
- Nie byłem idealnym synem, wiesz? – przymknął oczy i odchylił głowę do tyłu – pewnie wiesz, skoro jesteś moją fanką… - uśmiechnął się słabo – ale przez te wszystkie lata w Super Junior... starałem się z całych sił, żeby móc jej powiedzieć: mamo, teraz możesz być ze mnie dumna.
- Myślę, że była… że jest dumna.
Zamknął oczy i zmarszczył brwi; wyglądał, jakby bił się z myślami.
- Może. Tylko… Wiesz, tak naprawdę nie zrobiłem nic, żeby wynagrodzić jej wszystkie te zmartwienia, które przeze mnie przeżyła… nic.
Iga rozejrzała się dookoła. O kanapę stał oparty duży, elegancki parasol. Ten sam, dzięki któremu się poznali. Złapała go w ręce i uderzyła go w głowę na tyle mocno, żeby zrozumiał, iż nie ma racji i na tyle lekko, żeby nie zrobić mu większej krzywdy.
- Jesteś głupi, Heechul oppa. Myślisz, że matkom potrzeba jakiś specjalnych gestów, by wybaczyły wszystkie błędy, jakie popełniły ich dzieci?
- Nie wiem. Nie znam się na tym – odparł z rozbrajającą szczerością.
- To ja ci powiem, że każda kochająca mama wybacza swojemu dziecku wszystko, kiedy widzi, że jest naprawdę szczęśliwe i nie zapomina o swoich rodzicach. A ty pamiętasz. Mało tego, troszczyłeś i troszczysz się o nich. Po swojemu, ale zawsze. Więc nie gadaj głupot, że nie zrobiłeś niczego. Bo twojej mamie na pewno wystarczyła twoja miłość do niej.
Nie wiedział, co ma na to odpowiedzieć; wpatrywał się, nieco zmieszany, w jej tęczówki, odnajdując w nich wszystko to, czego potrzebował.
Pewność tego, co właśnie powiedziała, biła od niej niesamowitym światłem i rozgrzewała jego serce.
Uśmiechając się łagodnie, przyciągnął ją do siebie i zamknął w uścisku.


***


Każdego dnia czekała na niego z radością w sercu i odrobiną niecierpliwości, którą zdradzały odrobinę drżące dłonie, gdy napełniała kubek wrzątkiem.
Nie wyobrażała już sobie życia bez tego człowieka; już wcześniej, mieszkając w Polsce i obserwując jego artystyczne poczynania czuła, że jest od niego absolutnie uzależniona; już wtedy tęsknota, jaką czuła, kiedy dni upływały bez żadnych wieści od niego, była inna od tęsknoty, jaką czuje zwykły fan do swojego idola.
Nie zdawała sobie z tego sprawy, ale jej serce było tego pewne. Tęskniło za swoją brakującą częścią.
I to samo serce drgało nieznacznie za każdym razem, kiedy pojawiał się tuż obok i obdarzał ją ciepłym uśmiechem.
- Zostaw tę herbatę – wołał od progu – wkładaj buty i wychodzimy.
Wychyliła głowę zza drzwi w kuchni, odnajdując go na końcu korytarza, machającego do niej ze złośliwym uśmiechem.
- Co planujesz?
- Jeszcze nie wiem – odrzekł, wzruszając ramionami – po prostu gdzieś pójdźmy.
- Jesteś pewien? Przypominam, że masz dość rozpoznawalną twarz…
Skrzywił się i wywrócił oczami.
- Czy wszystkie kobiety takie są? Wynajdują miliard problemów tam, gdzie ich nie ma?
Roześmiała się i podeszła do niego.
- Wszystkie. Zacznij się przyzwyczajać.

Mała, rodzinna knajpka tonęła w mroku, oświetlana jedynie bladym światłem świec przy każdym stoliku.
Mogli rozmawiać i czuć się swobodnie bez lęku, że ktoś go rozpozna i przeszkodzi im w cieszeniu się swoją obecnością.

- Dzięki, było fantastycznie – uśmiechnęła się do niego, z niepokojem spoglądając na kłębiące się deszczowe chmury.
Mężczyzna podążył za nią wzrokiem; jego twarz z roześmianej przybrała nagle bardzo poważny wyraz.
- Cztery miesiące – powiedział cicho, niby do siebie, ale wiedząc też, że i ona to usłyszy – widujemy się już cztery miesiące. Że też wciąż mnie lubisz… poznałaś przez ten czas tyle moich wad… - wypowiadał zwoje myśli na głos patrząc, jak na chodniku pojawiają się pierwsze krople deszczu – a tak mało zalet… i wciąż mnie lubisz.
- Bo widzisz… - Iga spojrzała na niego łagodnie – chcę poznać wszystkie twoje wady, żeby móc się nauczyć je w tobie kochać. A na poznanie twoich zalet…
- Będziesz miała całe życie, jeśli zechcesz – dokończył za nią, zanim otworzył swój parasol i osłaniając ich przed deszczem, złączył ich usta w pocałunku.


***


- I co było potem, mamo?
- Twój tata wciąż zostawiał u mnie swój parasol. Dopóki nie doszliśmy do wniosku, że będzie wygodniej, jak zamieszkam razem z nim.
- Dlaczego?
Kobieta uśmiechnęła się tajemniczo.
- Bo wtedy nie musieliśmy się bać, że do mieszkania przyjdzie twoja ciocia, kiedy twój tato… - zastanowiła się przez chwilę, jak ubrać w słowa to, co zamierzała powiedzieć – „przychodził po swój parasol”…
- Co jest dziwnego w przychodzeniu po parasol, mamo…?
- Kiedyś zrozumiesz… - Iga przytuliła syna i ucałowała go w czoło.


Lista marzeń



Yyy... nie znoszę swoich snów czasami...-.-




Duże dłonie o niezwykle smukłych palcach sprawnym ruchem zamykają ekran przenośnego komputera, który jeszcze przed momentem otwarty był na stronie, z czerwonym, wyraźnym nagłówkiem: „MY BIG DREAM LIST”.
Nie wszystkie zdołały się spełnić…

Wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby słowa lekarza niosły za sobą chociaż cień nadziei.
- Białaczka.
Wszystkie jej podejrzenia okazały się być smutną prawdą.
- Nie możemy już nic z tym zrobić.
Wyrok.
- Pozostał pani już tylko rok…

Rok to zdecydowanie zbyt mało czasu. Miała tyle marzeń do spełnienia…
Łzy kapały na klawiaturę komputera, kiedy wykreślała te skrajnie niemożliwe do spełnienia.
14. Wyjść za Koreańczyka
Jedno z najpiękniejszych… marzenie o wspólnym szczęściu i rodzinie stworzonej z Azjatą… znika.
23. Mieć śliczne azjatyckie dzieci
Serce pękające na pół. Marzenie nie do zrealizowania.
47. Zaśpiewać psalm na prymicji Adasia
Wybacz, Adaś… Tego z pewnością nie zdąży zrobić… ale ma nadzieję, że będziesz o niej pamiętał…

Początkowo o chorobie wiedzieli tylko znajomi z uczelni. Nie powiedziała nawet najbliższym przyjaciołom. Nie dlatego, ze nie chciała; zawsze, gdy już wybierała numer lub gdy miała napisać wiadomość… coś zatrzymywało ją w połowie.
„Hej, wiesz co? Mam białaczkę i został mi rok życia.”
Nie była w stanie im tego powiedzieć.
Dusiła to w sobie i spychała na skraj umysłu.

Weszła na forum. Jeżeli była w stanie komuś powiedzieć, to tylko im. Jeśli była w stanie to zrobić, to tylko w ten sposób.
Wrzuciła do tematu sporządzoną całkiem niedawno i poprawioną listę marzeń z dopiskiem:
„ Został mi tylko rok na spełnienie ich wszystkich. Nie zdążę…”
Nikt nie rozumiał, dlaczego jedynie rok… a ona nie miała siły im tego tłumaczyć.

W pokoju w akademiku panował chaos.
Na podłodze stały podpisane imiennie kartony.
A ona stała przy ścianie i ściągała plakat, który kiedyś próbowała przymocować za wszelką cenę.
Ściągnęła z półki płytę w dużym, trzydziestocentymetrowym opakowaniu i włożyła ją do kartonu podpisanego: Lu.
Drżącymi rękami rozpięła naszyjnik; umieściła go w małym pudełeczku i dołączyła do kartonu, w którym znajdował się już portret Kim Heechula.
- Iga… - szepnęła.

Jakiś czas później omiotła spojrzeniem puste ściany i opustoszałe półki.
Poczuła uścisk w gardle.
Usiadła na łóżku i schowała twarz w dłoniach.
To był dopiero początek, ale już w tym momencie czuła, że to zbyt wiele.

Następnego dnia wysłała paczki.

Wybrała wszystkie pieniądze z konta i dokładnie je przeliczyła… smutny uśmiech pojawił się na jej ustach, gotów zaraz zniknąć.
30. Odwiedzić Yuukiego appę
31. Odwiedzić Risu ommę
31. Odwiedzić Natalię i Mako unnie
47. Kupić Arturowi gitarę na 18 urodziny
48. Poprowadzić audycję w ‘Yumiko radio’

Pięć marzeń… Ze wszystkich, które miała… spełni tylko pięć.

Z pociągu w Białymstoku wysiadła niezmiernie radosna, z lekko przyspieszonym biciem serca – zawsze tak miała, gdy spotykała się z ELFami.
Poznała go od razu; wyglądał dokładnie tak jak na zdjęciach;
- Appa! – wykrzyknęła, lądując w jego ramionach.
- Cześć, Gang-aji – odpowiedział, klepiąc ją po głowie – pora na specjalną audycję Yumiko radia.
- Cześć elfiątka i inne stworzenia! – mówił do mikrofonu, uśmiechając się – Dziś mamy specjalnego gościa, który przyjechał tu aż z drugiego końca Polski!
- Annyong! Wita was wasz ulubiony, od dziś, szczeniaczek..!
Chwilę potem otworzyła notatnik i skreśliła w nim dwie pozycje.
- Co robisz? – Zapytał Maciek.
- Zaznaczam, że właśnie spełniłam dwa marzenia, appa – odwróciła się, żeby nie mógł zobaczyć, że ociera łzę z policzka.
- To świetnie, Gang-aji, to świetnie…

Kilka godzin później odznaczyła kolejne, tuż po pożegnaniu z Risu.
Spotkania, których nigdy nie zapomni…
Do końca życia…

Wsiadła do kolejnego pociągu.
„Unnie, będę niedługo” – napisała w SMS-ie do Natalii.
„W takim razie czekam.”

Uwielbiała je. W ciągu tych kilku dni, jakie z nimi spędziła czuła się tak bardzo kochana i tak bardzo u siebie, jak już dawno się nie czuła.
I mimo, iż jej organizm sprawiał jej wyraźne problemy, one, nie znając dokładne tego przyczyny, otoczyły ją troską i zrozumieniem.

Mako podeszła do stolika, na którym leżała ręcznie wykonana kartka i otworzyła ją.
- Natalia, chodź na chwilę – zawołała dziewczynę.
„Dziękuję. Spełniłam kolejne marzenie. Duże marzenie.”

Wróciła do akademika potwornie zmęczona i wyczerpana fizycznie, jednak ze świadomością, że w tych dniach stało się coś dobrego.
Jednocześnie czuła, że powinna ich wszystkich przeprosić. Za to, że sprawi im nieco bólu w przyszłości. Jeśli tylko lubią ją choć trochę tak, jak sądziła…

Odcięła się od świata. Nie włączała komputera, wyjęła baterię z telefonu; Chciała pobyć sama ze sobą i zrozumieć to, co właśnie się działo.
Nie rozumiała, dlaczego tak jest. Nie rozumiała wielu rzeczy.

- Lu, jeśli umrę… świat dalej będzie taki sam, prawda? – nie wytrzymała po kilku dniach i napisała wiadomość na gagu-gadu.
- Dlaczego miałabyś umierać? Nie mów tak. Nie umrzesz.
Nie odpisywała przez kilka minut. Wiedziała, że Lucyna jest zaniepokojona, ale to, co chciała jej napisać… nie chciała sprawiać, że będzie jej smutno…
- Każdy kiedyś umrze – napisała wymijająco – A ja… nieco szybciej.
- Madziek, co się dzieje?! Co Ty wygadujesz?!
- Lu, umieram… no, tak trochę. Nie żartuję. Ale… nic się nie zmieni, prawda?
- Jak to nic? …
- Nic. Posmuteczkujecie chwilę, a potem wszystko będzie jak dawniej. Musi tak być.
- Madziek…

„Chciałabym spełnić wszystkie moje marzenia” – pisała na fotoblogu – „ale wiem, że nie jest to możliwe. Moja lista marzeń musi odejść w niepamięć, chęć poznania Super Junior też powinna zacząć znikać, żeby nie bolała.
Btw. ja to miałam nosa – wiedziałam, że nie uda mi się pojechać na SS4”

Wiedziała, że w końcu do niej przyjdzie. Dobra, szalona dusza, wprowadzająca w jej życie niewielki i pozytywny zamęt.
- Madzia unnie! – Przytuliła ją mocno.
- Cześć, Gosia. Co u Ciebie? – udawała zadowoloną.
Miała wrażenie, że zaraz się rozpłacze.

Za każdym razem, kiedy mówiła, że został jej niecały rok życia, słyszała: „Nie wierzę” lub „Żartujesz, nie?”
Męczące.

Po prostu sobie żyła.
Rodzice chcieli, żeby wróciła do domu, ale ona nie mogła tego zrobić. Coś kazało jej zostać tam, gdzie była. Wiedziała, że sprawi im tym przykrość, ale tak postanowiła. Zostaje.

„Siwon-oppa… módl się za mnie, proszę. Módl się o dobrą śmierć dla ELFa…”
„Siwon-oppa, Donghae-oppa… jak mam pogodzić się z tym, że Bóg nie pozwala mi dłużej żyć… nie pozwala mi was poznać?
„ Nawet gdy umrę, nie przestanę modlić się o szczęście dla Super Junior i ELFów”
Twitter. Bardzo jej się przydawał.
„Tak bardzo chciałabym spełnić jak najwięcej marzeń. Ale nie mogę. Są zbyt nierealne.”

Zdarzały się dni, że zupełnie opadała z sił.
Wybierała numer któregoś ze szczecińskich ELFów, a one zjawiały się tak szybko, jak tylko mogły, zawsze gotowe do pomocy.
Była im wdzięczna.

Lucyna była bardzo zła, kiedy napisała jej, że będzie w Tucholi za godzinę.
Była zła, że jechała tam sama. Wiedziała o tym. Wiedziała, że martwiła się, że coś może jej ię stać.
Ale musiała to zrobić. Musiała się z nią zobaczyć.
Poprosiła ją, żeby wybrały się razem na spacer nad jezioro.
- Lu, chyba muszę ci podziękować…
- Za co?
- Za to, że jesteś, że cię mam. Za to, że mnie znalazłaś i za to, że tak często ze sobą rozmawiamy.
- Daj spokój, to nic.
Łzy w oczach obu dziewczyn.
- I przepraszam, że to się skończy…
- Madziek…
Uścisk, delikatny i smutny uścisk pełen żalu.

Nie wiedziała, jak to się stało, ale dowiedzieli się o niej. Musieli się o niej dowiedzieć.
Trzymała w ręku bilet na Super Show 4.
I jeszcze jeden.
Do Seulu.
1. Pojechać do Seulu
36. Pojechać na SS4

Dwa ogromne marzenia.

Spotkanie z Super Junior w Korei. Ciepłe, pełne dobroci słowa i gesty tych mężczyzn sprawiły, że ból fizyczny stawał się znośny.
15. Poznać członków Super Junior osobiście
38. Uściskać całe SuJu

Kolejne dwa.
Pięknie i jednocześnie tak bardzo smutno…
- Heechul oppa…
Buziak.
- Hyukjae oppa
Drugi.
- Dziękuję – powiedziała słabo, chwiejąc się na nogach.
39. Dać buziaka Hee i Hyukjae

Przyglądała się sobie w lustrze. Była wychudzona i blada, z lekko zapadłymi policzkami. Wyglądała okropnie. Tylko oczy miała jasne i żywe, jakby na przekór ciału.
Kolorowy strój podkreślał jej bladość, ale rozświetlał spojrzenie.
49. Przymierzyć hanbok

Później trafiła do szpitala. Nie sądziła, że ją odwiedzą.
Zrobili to.
I nie wiedzieć, skąd, wiedzieli o liście jej marzeń.
Przyprowadzili ze sobą dwie osoby, które bardzo chciała poznać. I na dodatek… śpiewali razem z nią. Jej głos, na szczęście, wciąż był silny na tyle, by dać radę.
Płakała ze szczęścia, dziękując im milion razy na minutę.
41. Poznać Jang Geun Suka
42. Poznać HongKi'ego
43. Zaśpiewać "Star" z Minhyukiem


Henry nauczył ją grać na skrzypcach to, czego zawsze chciała się nauczyć.
Spytała, dlaczego tu jest.
Odpowiedział, że słyszał o jej sytuacji i chce pomóc spełnić jej marzenia.
27. Mieć skrzypce
28. Nauczyć się grać "Ave Maria" Schuberta na skrzypcach


Na lotnisku odtańczyła dziki taniec z Shindongiem i Yesungiem.
A potem, niesamowicie wyczerpana, powlekła się do samolotu.
19. Zatańczyć z Kim Jongwoonem jego dziki taniec
40. Powygłupiać się z Shindongiem

Ale wszystkie te spełnione marzenia…
Świadomość, że to wszystko… że będzie mogła rozpamiętywać to tak krótko… sprawiała, że miała ochotę umrzeć już w tej chwili.

Ostatnie miesiące spędziła na wózku lub w łóżku.
Nigdy sama, za co była wdzięczna.
Kinga i Marcin przyjeżdżali tak często, jak mogli.
Była wdzięczna Bogu za to, że ma takich przyjaciół i miała do niego pretensje o to, że będą cierpieć.
25. Przyjaźnić się z Kingą całe życie
26. Przyjaźnić się z Maliną całe życie

Spełnione.

- Madzia, wydadzą twoją książkę – usłyszała na wpół przytomna od swojej imienniczki, którą poznała jeszcze w gimnazjum.
Słaby, jednak zdecydowanie pełen ulgi, uśmiech.
46. Dokończyć pisanie 'Laury'
2. Napisać książkę
3. Wydać książkę

- Madzia, skreśl trzy marzenia..
Widziała jej łzy. A ona tak rzadko płakała...
Nie chciała tego widzieć.
- Nie możesz więcej płakać - zastrzegła.
- To nie umieraj.
- Nie da się...

Lu przyjechała w samą porę.
- Madziek – szeptała, przytulając ją mocno – będę tęsknić.
- Wiem – odpowiedziała, całując ją w czoło. – Pamiętaj o mnie.
- Zawsze.

„Dwadzieścia trzy marzenia na pięćdziesiąt. Dziękuję.
Będę się za was wiecznie modlić.
Kocham was.
Pamiętajcie o mnie czasem.” – podyktowała bratu, który pisał tę wiadomość na facebooku drżącą ręką.

Ostatnie co zobaczyła, to Księżyc w pełni.


No tomorrow



Świat przed jego oczami zawirował. Doskonale znał to uczucie i wiedział, do czego prowadzi. Nie miał jednak innej możliwości, jak tylko zignorować ewidentne obawy przemęczenia i przemierzyć ten korytarz do końca, ostatkiem sił opierając się o ścianę.
Musiał być silny. Nie mógł nikogo zawieść. Był przecież liderem i chodzącą wizytówką zespołu; wszystko, co robił, robił dla tej grupy, która właśnie teraz, w tym momencie… potrzebowała go najbardziej.
Napiął mięśnie, wyprostował się i przybrał jeden z najpiękniejszych uśmiechów, na jaki było go stać. Otworzył drzwi i wszedł do środka udając, że wszystko jest w porządku.

Nikt nie był zdziwiony, kiedy po raz kolejny wylądował w szpitalu.



- Dlaczego on się nie budzi, doktorze? – ciche pytanie zmąciło pełną nerwów ciszę, rozbijając się o ściany szpitalnej sali.
Dziesięć głów odwróciło się w stronę lekarza, który wyglądał na równie zmartwionego, co pozostali. Wpatrywał się w wyniki badań z takim skupieniem, że jego brwi niemal się stykały.
- Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie – oznajmił w końcu, kręcąc głową. – Wyniki są w porządku… Pozostaje nam tylko czekać.


*** 

Śnił. 
Przejmująca cisza uderzyła w jego zmysły, potęgując w nim uczucie wyobcowania, jakiego właśnie doznawał. Nawet wszechogarniająca biel, w której zdawał się tonąć. 
Był tu sam, nerwowo rozglądając się dookoła, jednak wszystko spowijała śnieżna, wspaniała i majestatyczna, biel. 
Skąd się tu wziął? I dlaczego czuł się tu tak lekko i wspaniale? 
Wydawało mu się, że ma skrzydła… 
… skrzydła, skrępowane jakąś niewidzialną siłą. 

***

- Hyung… kazali mi do ciebie mówić. Powiedzieli, że mnie słyszysz i że mogę ci powiedzieć cokolwiek… Ale ja nie wiem, co mógłbym ci powiedzieć. Normalnie – mężczyzna zawiesił głos – normalnie zrobiłbym ci smaczne jedzonko i porozmawialibyśmy we dwóch, jak zawsze, gdy coś jest nie tak… Naprawdę nie wiem, co mam ci powiedzieć…

Ryeowook-ah. Jego delikatny i miękki głos rozpoznałbym wszędzie…
Ach, ja też chętnie zjadłbym coś przygotowanego przez ciebie, Ryeowookie… Poczekaj jeszcze tylko trochę, pozwól mi tu chwilę pobyć. Tu jest tak przyjemnie, wiesz? Jestem wolny…
Co u was słychać, chłopaki? Naprawdę jestem ciekaw. Jak idzie tobie i Sungminowi w Sukirze? Dobrze sobie radzicie…?
Wookie-ah…? Dlaczego mi nie odpowiadasz? Nie słyszysz moich słów…?


- Hyung… nie mogę tu długo u ciebie siedzieć, bo za godzinę muszę poprowadzić audycję razem z Sungminem…

Za godzinę? Więc co ty tu jeszcze robisz? Dlaczego jesteś tutaj i sprawiasz, że inni… że ja się martwię? I co znaczy… u mnie? Powiedz mi, Reowookie, gdzie ja teraz jestem? I dlaczego nie mogę cię zobaczyć, choć słyszę cię tak wyraźnie…?

- … wiesz, hyung, ludzie codziennie dzwonią do nas i pytają, jak się miewasz. A ja nigdy nie wiem, co mam im powiedzieć… Bo, hyung, teoretycznie wszystko z tobą w porządku… Dlaczego w takim razie się nie budzisz? Czy stało się tutaj coś, co powstrzymuje cię od powrotu do nas? Hyung, potrzebujemy cię. Bo bez ciebie wszystko się jakoś sypie…

Nie budzę się? Reowookie, przecież nie śpię… nie śpię… nie widzisz?
I… przecież nie zniknąłem. Jestem tutaj. Koło ciebie… skąd chcesz, żebym wrócił? Z tej bieli, która mnie otacza? Ale ona jest taka cudowna…
Poradzicie sobie… w końcu macie mnie tuż obok… prawda?
Nie do końca rozumiem, co się dzieje… wybacz mi.



*** 

Śnił. 
Wciąż zatopiony w bieli, podążał wciąż przed siebie. 
Przystanął na chwilę, by uspokoić serce, którego bicie słyszał głośno i wyraźnie. 
Miarowe bum bum rozbijało się o jego klatkę piersiową, będąc jedynym dźwiękiem, jaki do niego docierał. 
Zirytowany, próbował zrobić coś, by pozbyć się tego dźwięku. 
Jednak nic nie mogło powstrzymać uparcie bijącego serca. 
Obiecał sobie, że nie pozwoli temu trwać. I niszczyć tę piękną ciszę, która spowijała go do tej pory… 

***

- Jungsoo… - głos matki. Najpiękniejszy i najbardziej rozczulający głos na całym świecie. – Jungsoo, syneczku, jestem przy tobie.

Mamo…? Dlaczego przyszłaś? Jesteś przecież taka zajęta…

- Synku, dlaczego mi to robisz? Dlaczego wciąż sprawiasz, że muszę się o ciebie martwić? Serce matki zawsze jest przepełnione troską o syna… nie mógłbyś i tym razem obudzić się i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze? Synku…

Mamo, dlaczego płaczesz? I nie mów, że nie, przecież słyszę. Zawsze próbujesz ukryć przede mną swoje łzy, a ja i tak je widzę.
Przepraszam mamo. Za doprowadzanie cię do takiego stanu.
Chciałbym cię przytulić i powiedzieć, żebyś się nie przejmowała… ale nie mogę się ruszyć. Nie mogę nic zrobić mamo. Jestem bezsilny.
Wybacz mi, mamo. Sprawiam ci tyle przykrości…


- Synku – ledwie słyszalny szept dochodzi do jego uszu - zawsze przy tobie byłam i zawsze przy tobie zostanę. Więc, proszę, wybudź się już z tej śpiączki…


*** 

Śnił. 
Ciężar niewidzialnych kajdan wciąż go przytłaczał i nie pozwalał mu na swobodne poruszanie się. 
Coś bardzo go męczyło; zawieszony pomiędzy dwoma światami nie wiedział, do którego ma należeć. 
Wrócić, skąd przyszedł czy zostać i zrzucić te ciężkie kajdany? 
Ale czy istniało jeszcze coś, do czego mógłby wrócić? 

***

- Dzień dobry, hyung. Przepraszam, że przychodzę dopiero teraz… wcześniej jakoś nie mogłem się na to zdobyć. Poza tym… byliśmy z Ryeowookiem ostatnio dość zajęci

Sungmin-ah… nic nie szkodzi. Naprawdę. Cieszę się, że mnie odwiedziłeś…

- Hyung… dzisiaj była nasza ostatnia audycja w Sukirze. Przedwczoraj powiedziano nam, że to już koniec. Hyung, wiedziałeś o tym? Wiedziałeś, prawda…?

Koniec Sukiry…? Czy o tym wiedziałem? Nie pamiętam. Nie pamiętam niczego, co działo się w ostatnim czasie. Mój umysł jest pusty i czysty jak biała kartka…
Tak, czy inaczej, Minnie… hwaiting.


- Ale wiesz, co jest w tym najgorsze, hyung? Żaden z nas nie ma już więcej nowych zajęć, wszystko kończy się wraz z nastaniem następnego miesiąca.


*** 


Śnił. 
Zagubiony sam w sobie, usiłował przywołać wspomnienia z ostatnich tygodni. 
Różnorodne obrazy przewijały się w jego głowie niczym źle poskładany i niekończący się film. 
Żadnych konkretnych wspomnień. Jedynie wciąż narastające uczucie przygnębienia i bezsilności. Przytłaczało go; wiedział, że jeśli się obudzi, wszystko wróci do niego ze zdwojoną siłą. 
Nie miał w sobie wystarczająco dużo samozaparcia, by móc z tym walczyć. 

***

- Wiesz, Teukie-hyung, jak tak z tobą siedzę… to mam wrażenie, że pomieszały nam się role. To zawsze ty byłeś tym, który usiłował zrobić wszystko, żeby wyciągnąć mnie spod kołdry… Teraz to ja siedzę obok ciebie i gadam do kogoś, kto prawdopodobnie mnie nie słyszy… wszystko dlatego, że chcę, żebyś już się obudził. Bo mamy problemy, hyung. Duże problemy. I potrzebujemy cię, by je rozwiązać.

To ty, prawda Kangin-ah? Chociaż twój głos dochodzi do mnie jakby z bardzo daleka, to jednak słyszę cię dość wyraźnie.
Ah, lubiłem cię budzić. I lubiłem patrzeć, jak wyskakujesz z łóżka, wściekły, że ktoś przerywa ci sen. To były bardzo zabawne momenty… szkoda, że już nigdy się nie powtórzą.
Kangin-ah… ja… chyba nie jestem w stanie wam pomóc. Zrobiłem wszystko, co mogłem…



*** 

Śnił. 
Grad pełen wspomnień uderzał w skrępowane skrzydła, przysparzając mu dodatkowego bólu. 
Jedyne, czego pragnął, to powrót tej wspaniałej, spokojnej bieli zamiast natłoku obrazów. I pięknej ciszy zamiast hałasu rozmów zachodzących jedna na drugą. 
Tęsknił za tym uczuciem lekkości, którego zaznał jeszcze niedawno. 
Pragnął go zaznawać już zawsze, całym sobą. 
Zostawić wszystko, co go krępowało… i po prostu odlecieć. 
Na skrzydłach zranionych przez rzeczywistość. 

***

- Nigdy nie wiem, co mam powiedzieć, kiedy do ciebie przychodzę. Powiedziano mi, że mam mówić, co u mnie słychać, ale czy nie powiedzieli ci już tego pozostali…? Nie bardzo bym się chciał powtarzać.

Shindong… często tu bywasz? Słyszę cię po raz pierwszy, wybacz… przez ostatnie dni dużo śpię… mam wrażenie, że nadrabiam wszystkie nieprzespane noce z ostatnich lat…

- Hyung, w końcu… biorę ślub. Tym razem już na serio. Nikt już nie zgłasza sprzeciwów i w końcu będziemy mogli zostać małżeństwem, z Nari.

Naprawdę, Shindong? Cieszę się! Wiesz, że macie moje błogosławieństwo. Bądźcie szczęśliwi. A skoro pokonaliście takie ogromne przeszkody, jakie stały na waszej drodze, to pewnie już nic wam nie straszne, co?

- Tylko… będzie mi brakowało…nie, już mi brakuje twojego ciągłego narzekania, że mógłbym spać w piżamie, a jeśli nie, to żebym przynajmniej nie latał po mieszkaniu jak mnie Pan Bóg stworzył – mężczyzna zachichotał, jednak szybko spoważniał. – Hyung… musisz przyjść na mój ślub. Obiecaj mi, że się na nim pojawisz.


*** 


Śnił. 
Od kiedy wróciły do niego wspomnienia, nie mógł odnaleźć spokoju. 
Miotał się pomiędzy jednym a drugim zdarzeniem, niezmiernie nieszczęśliwy i niezdolny do podjęcia decyzji. 
Chciał się obudzić i jednocześnie pragnął nigdy nie wracać do tego wszystkiego, co zostawił… 
Dużo łatwiej byłoby zostawić wszystko i odejść. 
Pozwolić opaść niewidzialnym kajdanom i ulecieć wszechogarniającemu smutkowi. 

***

- Ehm… - cichy, zmieszany głos zmieszał się z dźwiękami szpitalnej aparatury. – Nie mam pojęcia, co powiedzieć. Wszystko w porządku, hyung? Nie, to bez sensu, przecież wiadomo, że nie bardzo… więc… jakby… och, nie wiem. Po prostu tu posiedzę, dobrze?

Yesung… mój drogi, szalony Yesung. To ja powinienem zapytać, czy wszystko w porządku… Bo ja… ja już nie jestem ważny. Bardziej mnie martwi to, co zrobisz, kiedy dowiesz się, że nie możesz już śpiewać…
W sumie dobrze, że nie możesz tego usłyszeć.

- Hyung… wiesz, że jakoś tak bez ciebie nudno? I cicho… i nie ma kto się zajmować moimi żółwiami, kiedy mnie nie ma… Zresztą, wszyscy ostatnio są jacyś tacy dziwni… i drażliwi…

Przejdzie im. W krótce im przejdzie. Musi. Bo teraz będziecie potrzebować siebie nawzajem…


*** 

Śnił. 
Jakieś bardzo jasne światło zbliżało się do niego powoli, obdarzając go nieziemsko przyjemnym ciepłem. 
Wyciągnął dłonie w jego kierunku i podniósł się, by podążyć w jego kierunku. 
Z każdym krokiem był coraz lżejszy… 
Jednak wciąż było coś, co nie pozwalało mu poruszać się swobodnie. 
Chciał się od tego uwolnić jak najszybciej. 
Bez względu na konsekwencje. 

*** 

- Hyung, wiem, że nie lubisz, kiedy ciągle o tym mówię, ale… pozwól mi się za siebie pomodlić, dobrze? To nie zaszkodzi, a może pomóc.

Siwon… i tak zrobisz, co będziesz uważał za słuszne. Poza tym… nie mam prawa ci tego zabraniać…
- Tylko… słyszałem od lekarza, że twoje serce jest coraz słabsze, hyung. Czy tego właśnie pragniesz? Powrotu do Tego, który dał ci życie? O to mam się modlić, hyung?

Nie wiem, Siwon. Ale tak… chyba tego właśnie chcę. Wiem, że to słabe i egoistyczne… ale ja nie mam już po co wracać. Zresztą, niedługo sam się o tym przekonasz…

- Cóż, chyba tak zrobię. Chociaż nie ukrywam… wolałbym, żebyś się obudził i żył jeszcze bardzo długo. Czy nie mówiłeś, że chcesz mieć szczęśliwą rodzinę? Hyung… sam nie wiem, czego mam dla ciebie chcieć… Co będzie dla ciebie najlepsze…? Nie mam pojęcia… mogę się tylko modlić…

*** 


Śnił. 
Teraz, kiedy zdecydował się podążać w kierunku tego wspaniałego światła, uparcie dążył do celu. 
Kajdany… powoli opadały. 
Krok po kroku zwalniały go z ogromnego ciężaru. 
Ale skrzydła miał wciąż zranione. 
W dalszym ciągu nie mógł wzbić się w powietrze. 

***

- Głupek. Naprawdę jesteś głupi, wiesz? Mógłbyś dać sobie już spokój z tym spaniem, wiesz? Wszyscy odchodzą od zmysłów. Nie dość, że nie dają nam nowych zleceń, to jeszcze to twoje… ta cała śpiączka. Weź się ogarnij i wracaj.

Kyuhyun-ah. Zadziorny i prostolinijny jak zawsze.
Dlaczego wciąż się o mnie martwicie? To naprawdę nie czas na to. Musicie zająć się teraz sobą i waszą przyszłością… to jest teraz najważniejsze. Nie ja. Mnie już nie ma. Tylko to głupie serce wciąż nie chce dać za wygraną…


- Teukie… proszę. Wrócisz? Będę zwracał się do wszystkich formalnie... To jak, wrócisz? Proszę. Potrzebuję cię, Teukie-hyung. Jak nikt w zespole. Obudź się, a wtedy podziękuję ci za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Bo zrobiłeś bardzo dużo. No już, wstawaj, głupi… wstawaj…

Kyuhyun-ah… naprawdę nie masz za co dziękować. Twój hyung przysporzył ci przecież tye bólu… ale cieszę się, że mi wybaczyłeś.
Dbaj o swoich hyungów, dobrze? I nie przesadzaj z grami. I pamiętaj, żeby czasem poćwiczyć wokal, żeby nie zardzewiał.



*** 


Śnił. 
Otaczająca go biel zdawała się przyjemnie kołysać sprawiając, że czuł się dziwnie nieważko. 
Kajdany już dawno zostawił za sobą. Kroczył w kierunku jasności, czując, jak goją się rany na jego skrzydłach. 
Już niedługo zniknie ten smutek, który w sobie nosił. Pożegna się ze wszystkim, co smutne i przytłaczające. 
Jeszcze tylko chwila. 

***

- Teukie-hyung… wiedziałeś, prawda? Że rozwiązują Super Junior? Że wraz z końcem miesiąca zostaniemy bezrobotni… że będziemy rozdzieleni?

Tak, Hyukie. Wiedziałem. Próbowałem coś z tym zrobić, ale nie mogłem nas… nie mogłem was ochronić. Jestem beznadziejnym liderem. Tak niewiele mogłem zrobić… a i tak mi się nie udało.

- To dlatego nie chcesz się obudzić? Bo to oznacza, że już nie masz do czego wracać? Hyung, ja wiem, że praca była całym twoim życiem… wiem to bardziej, niż ktokolwiek inny. I wiem też, że jesteśmy dla ciebie bardzo ważni. Bo jesteśmy, prawda? Więc obudź się, proszę. Nie pozwól swojemu sercu osłabnąć do końca. Nie rób mi tego… nie rób tego ELFom… nie odchodź, hyung…

Hyukie… przestań płakać. I nie płacz już tak często, dobrze? Stań się silnym, wspaniałym człowiekiem. Jesteś wspaniały i silny… i jeśli będziesz chciał, to na pewno sobie poradzisz. Nawet beze mnie…
ELFy też jakoś sobie poradzą. Musiały znieść wiele smutnych rzeczy, zniosą i to.



*** 


Śnił. 
Był już prawie u celu. 
Rozwinął skrzydła i już miał się wzbić w powietrze… 

***

- Hyung. Miałeś depresję, prawda? Wciąż ją masz. Heechul-hyung mi powiedział. Powiedział, że nic z tym nie chciałeś robić. I udawałeś. Hyung, udawałeś tak dobrze, że nie zauważyłem. Przepraszam za to. Za siebie i za wszystkich. Za to, że lekceważyliśmy twoje złe samopoczucie…

Nic nie szkodzi, Donghae, naprawdę. Fakt, Heechul ciągle mi powtarzał, żebym coś z tym zrobił… ale ja nie chciałem. Bo to bez sensu. To do niczego by nie zaprowadziło.
To za daleko zaszło, by móc to powstrzymać.


- Hyung… - mężczyzna złapał Leeteuka za rękę – nie zostawiaj mnie. Obiecałeś mojemu ojcu, że się mną zaopiekujesz, pamiętasz? Nie możesz mnie zostawić… nie ty… błagam. Nie chcę, żebyś umarł, hyung…

Donghae… nie jestem już w stanie spełnić tej obietnicy. Nie mogę dłużej cię ochraniać… Nie jestem w stanie… Przepraszam. Ale nie jesteś sam. Nigdy nie byłeś. Mam nadzieję, że o tym wiesz…


*** 


Śnił. 
Wciąż nie mógł wzbić się w powietrze. Było jeszcze coś… coś, co nie pozwalało mu odejść. 
Jedna niewielka rana. 

***

- Wiesz, że przychodzę tu każdego dnia, prawda? Gadam do ciebie, jakby od tego zależało moje życie. I wciąż mam nadzieję, że się odezwiesz. Że otworzysz oczy, podniesiesz się i powiesz: „Ohoho, ale was nastraszyłem!”… Tak się nie stanie, prawda hyung? Nie chcesz się obudzić. Ta głupia aparatura tak podobno pokazuje. Że powoli odchodzisz… Nawet nie wiem, czy mnie teraz słyszysz, lekarz powiedział, że teraz to już bez sensu… a ja mimo wszystko do ciebie mówię, hyung. Jakby to miało coś zmienić…

Heechul. Wspaniały i niepokorny. Ale tak naprawdę strasznie wrażliwy… Tak bardzo, że stworzyłeś mur, przez który niezmiernie trudno jest innym cię zrozumieć.
Dziękuję ci, Heechul, że ten mur nigdy mnie nie dotyczył. Że byłeś moim dobrym przyjacielem. Wiem jak bardzo się o mnie troszczyłeś i pomagałeś kiedy myślałeś, że tego nie widzę. Dziękuję. I przepraszam. Za to, że tak rzadko słuchałem twoich rad.


- Hyung… tylko ciebie mogłem tak nazywać. Tylko ciebie, spośród całego zespołu. Teraz to ja jestem najstarszy. Ale to już nie ma znaczenia. Od jutra formalnie nie istniejemy jako grupa… Nie istniejemy nawet jako solowi artyści. Ale poradzimy sobie, wiesz o tym. Bo jesteśmy silniejsi niż ktokolwiek inny. Mimo, iż wszyscy myślą, że nie ma dla nas jutra, ja w to nie wierzę. Zawsze jest jakieś jutro.

Właśnie, Heechul. Dacie sobie radę…
Chyba na mnie czas… ledwie cię słyszę… ta przyjemna cisza i to wspaniałe, jasne światło… muszę tam iść. Mojego jutra… już nie będzie. Nie w tym znaczeniu, w którym ty o nim mówisz…



*** 


Śnił. 
Wzbijał się gdzieś wysoko, znikając wśród bieli jaśniejszej od śniegu. 
Lżejszy niż powietrze. 
Szczęśliwy. 
Bez wczoraj, bez jutra… 
Wieczne dzisiaj. 

***

- Heechul-hyung?
Kiwnął głową.
- Anioł wrócił do Nieba.

Kocia zemsta



Stał przy oknie i wpatrując się w okrągłą, majestatyczną tarczę zimowego księżyca, z niemałą porcją miłości, delikatnie przesuwał palcami po przystrzyżonej sierści swojego ukochanego zwierzęcia, którego właśnie trzymał na ramieniu.
Lubił te chwile, tuż przed zaśnięciem, kiedy mógł przebywać sam ze sobą , kotem oraz błyszczącym księżycem, którego światło łagodnie oświetlało jego mleczną skórę dłoni i sprawiało, że jego pupil zdawał się być przybyszem z tego odległego i niesamowicie pięknego obiektu.
- Ciekawe, co by było, Heebummie, gdybyś okazał się być kosmitą, no nie? – mężczyzna spojrzał w oczy swojego zwierzęcia i nie otrzymawszy od niego odpowiedzi, delikatnie się uśmiechnąwszy. – Pewnie którejś nocy, takiej jak ta, uwolniłbyś się z tego ciałka, pokazał swoją prawdziwą postać i zemścił na mnie za… - zawahał się przez moment – bo ja wiem…? Za całokształt…?
Heebum zamruczał cicho, po czym zwinnym i płynnym ruchem wydostał się z ramion właściciela, miękko lądując na podłodze.
Przedtem jednak, Heechul zauważył w jego oczach pewien nietypowy błysk, którego nie widział u niego nigdy wcześniej.
- To pewnie przez to światło – mruknął do siebie niepewnie, wzrokiem wciąż podążając za kotem, który nic sobie z tego nie robiąc, wygodnie mościł się na ulubionym, czerwonym fotelu.

Zanim zasnął, spojrzał na kota jeszcze raz.
Kiedy ponownie napotkał dziwnie zadziorne spojrzenie zwierzęcia, przez jego plecy przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Niemal natychmiast odwrócił się plecami do ściany, wciąż jednak czując na siebie świdrujące spojrzenie przenikliwych, kocich oczu.

Heebum był pewien, że jego właściciel już śpi. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w rytmie miarowego oddechu.
Kot przyglądał mu się z daleka, po chwili jednak bezszelestnie zsunął się z fotela i poczłapał na swoich niewielkich czterech łapkach do krawędzi łóżka.
Bez trudu wspiął się na mebel; pyszczkiem dotykał nosa śpiącego mężczyzny.
Zwierzę przyglądało mu się uważnie; Heechul miał ściągnięte brwi, a na jego twarz wpłynął nieprzyjemny grymas.
Heebum parsknął cicho, po czym zeskoczył z łóżka.
Miał zdecydowanie ciekawsze plany niż wpatrywanie się w twarz, która była, według jego pana, zbyt idealna, żeby dłużej na nią patrzeć.
Biegał po pokoju, zatrzymując się tu i tam, jakby czegoś szukał, starając się z całej swojej kociej siły, by nie narobić niepotrzebnego w tej chwili hałasu; w końcu, zauważywszy szparę w drzwiach, postanowił skorzystać z okazji i odnaleźć przedmiot, na którym mu zależało tam, gdzie prawdopodobnie zawieruszył się wśród innego sprzętu tego typu – w salonie.

Przez chwilę miał wrażenie, że nikogo tam nie ma i ktoś po prostu zapomniał wyłączyć światło, co zdarzało się już nie raz i nie dwa, szczególnie, kiedy członkowie zespołu opuszczali pomieszczenie w pośpiechu lub gdy któryś z nich zasypiał podczas zapewniania sobie jakiejś, wątpliwej z kociego punktu widzenia, rozrywki. No bo cóż ciekawego mogło być w przewracaniu kartek i gapieniu się na jakieś znaczki albo obrazki? Heebum miał zdecydowanie inne zdanie na temat tego, jak powinno się traktować książkę.
Nie zastanawiając się jednak nad tym dłużej, Heebum ruszył na poszukiwania.
To, czego szukał, znalazł skrzętnie ukryte pod kanapą, obok której cicho pochrapywał Siwon. Heebum nie miał pojęcia, co mężczyzna tu robił, ale postanowił zignorować ten fakt.
Dlaczego to tam schowali? Czyżby wiedzieli, co ten sprytny kot planuje zrobić pod osłoną nocy? Heebum szczerze w to wątpił. Prawdopodobnie przedmiot ten znalazł się tam przez przypadek, tak samo, jak znajdujący się obok kawałek kimbapu, skarpeta – kot, po silnie wydzielającym się z niej zapachu stwierdził, że leży tu już co najmniej miesiąc i wiele innych, ciekawych rzeczy, którymi postanowił zająć się innym razem.
Wziął przedmiot w pyszczek i wrócił do swojego pokoju, zahaczając niechcący kablem o nos Siwona, który smacznie spał na podłodze.


Śniło mu się, że znów musi iść do wojska i ktoś goli mu głowę. Nie wiedział tylko, dlaczego fryzjer wygląda zupełnie jak jego kot i z jakiej przyczyny brzęczenie maszynki dochodzi jak gdyby z oddali.
Nie przejął się tym zbytnio i pozwolił, by fryzjer dokończył swoje dzieło.
Coś jednak było nie w porządku.
Bardzo nie w porządku.
Przede wszystkim, wcale nie znajdował się w salonie fryzjerskim, tylko w swoim pokoju.
Ponadto… była noc.
Heechul poczuł się nagle bardzo nieswojo, ale przypomniał sobie, że przecież śni i chwilę później uśmiechał się do własnego kota, który pozbawiał go włosów na głowie.
Koci fryzjer, kiedy zakończył swoją czynność , przyjrzał mu się uważnie.
- To jeszcze nie koniec, mój panie – odezwał się do mężczyzny, ukazując malutkie, ostre ząbki. Uśmiechał się złowieszczo, po czym zaczął zsuwać nogawki jego spodni.
- Ya! Co ty robisz?! – Heechul wstał z miejsca, z przerażeniem wpatrując się w oczy Heebuma i w maszynkę, którą trzymał. – Ya, nawet nie waż się do mnie z tym jeszcze podchodzić! – wycofał się w głąb pokoju. Niezrażony kot podążył za nim.
- Hyung, dlaczego postanowiłeś się ostrzyc w środku nocy? – do pokoju wpadł zaspany Siwon, przecierając rozespane oczy.
- Weź nie gadaj, tylko mi pomóż! To ten kot! On się mści! – panikował Heechul, wciąż uciekając przed kotem, któremu od czasu do czasu udawało się go dosięgnąć i pozbyć części owłosienia z nóg.
Siwon, nie tracąc czasu, wyjął z kieszeni telefon i podążał tuż za kotem, nie zwracając uwagi na hyunga wołającego, żeby powstrzymał zwierzę.
- Drogi panie, nie może być tak, że tylko mnie będzie zimno tej zimy – odezwał się ponownie Heebum, dopadając prawej nogi właściciela i przesuwając po niej ostrzem.
- Mścisz się? – zapytał ten z niedowierzaniem, trzęsąc nogą rozpaczliwie i uważając, żeby nie zrobić sobie większej krzywdy.
Heebum zaśmiał się i zmienił nogę.
- Hyung, tego jeszcze nie było! Kot golący właściciela! – Siwon pokładał się ze śmiechu, wciąż nagrywając tę nietypową scenę.
Heechul, wciąż próbując pozbyć się kota i jego maszynki z nóg, zaczął wierzgać nogami. Na nieszczęście dla siebie potknął się, lądując na twardej podłodze.
- Gotowe – oświadczyl Heebum, gdy jego właściciel masował sobie obolałe pośladki.
- Hyung, chyba wiem, co chcesz teraz powiedzieć – odezwał się Siwon, wybuchając śmiechem.
- Niby co?! – wrzasnął tamten.
- Oh, my ass! – zacytował starszego kolegę.
- Ty…! Masz szczęście, że to mi się śni!

- Hyung, wstawaj, niedługo mamy próbę – Siwon wpadł do pokoju Heechula, chcąc go obudzić.
- Wstaję, wstaję. Zrobił ktoś śniadanie? – usłyszał, jednak jego uwagę przykuła inna sprawa, przez którą nie mógł skupić uwagi na pytaniu.
- Hyung… - młodszy podrapał się po głowie – wszystko w porządku?
- Jasne. Ale weź się przesuń, zasłaniasz mi lustro… - poprosił. – Poza tym widziałeś gdzieś Heebuma?
- Hyung… wydaje mi się – Siwon nie wiedział, jak dobrać słowa – myślę, że nie będziesz chciał go teraz widzieć…
Odsłonił lustro.

Obserwatorzy