piątek, 18 stycznia 2013

Anioł Ciemności

Stanął nade mną Anioł Ciemności. Jego jasna i mleczna skóra zaskoczyła moje oczy.
Nauczono mnie, że Ciemność nie może być piękna. A jednak patrzy na mnie swoimi czarnymi od smutku tęczówkami i uśmiecha się lekko, łagodnym gestem obejmując moje wątłe, drżące ramiona. Cała jest piękna, aż brakuje mi powietrza; łapczywie łapię każdy jego haust.
I pragnę, by Ciemność wchłonęła mnie całą, bym i ja mogła stać się pięknem, które nawiedzi cierpiącą duszę i pozwoli jej utonąć.
I wciąż czuję na sobie ciężar uścisku Anioła Ciemności, łagodny ciężar jego ramion.
I dziwię się wszystkim tyn, którzy mówili mi, że Ciemność lodem przeszywa każdą duszę. A ja czuję właśnie, jak żar jej istnienia wypala moje słabe, zimne, chore serce.
Anioł Ciemności gorącymi wargami znaczy mój policzek, delikatną dłonią gładząc mnie po głowie. I już wie, oboje wiemy, że jestem teraz cała jego, że oddam mu każdy zakamarek duszy.
Ostrożnie i czule dotyka moich uszu - i nagle staję się Ciszą, tą, która od wieków towarzyszy mu zamiast Krzyku. I już rozumiem, dlaczego pojawił się dziś przede mną ten piękny, milczący Anioł.
Ronię kilka łez, on zbiera je czule spod moich powiek i zawiesza sobie na skrzydłach. Zamyka mi oczy, by światło nie mogło już nigdy stanąć murem między nami.
Uśmiecham się, a Anioł Ciemności całuje moje usta i po cichutku pozbawia mnie tchnienia. Uspokaja serce, które ostatkiem sił krzyczy mu, że kocha.
Anioł Ciemności dotyka mnie, wiem, że wzywa mnie do siebie.
Tonę.

Obserwatorzy