czwartek, 3 maja 2012

No tomorrow



Świat przed jego oczami zawirował. Doskonale znał to uczucie i wiedział, do czego prowadzi. Nie miał jednak innej możliwości, jak tylko zignorować ewidentne obawy przemęczenia i przemierzyć ten korytarz do końca, ostatkiem sił opierając się o ścianę.
Musiał być silny. Nie mógł nikogo zawieść. Był przecież liderem i chodzącą wizytówką zespołu; wszystko, co robił, robił dla tej grupy, która właśnie teraz, w tym momencie… potrzebowała go najbardziej.
Napiął mięśnie, wyprostował się i przybrał jeden z najpiękniejszych uśmiechów, na jaki było go stać. Otworzył drzwi i wszedł do środka udając, że wszystko jest w porządku.

Nikt nie był zdziwiony, kiedy po raz kolejny wylądował w szpitalu.



- Dlaczego on się nie budzi, doktorze? – ciche pytanie zmąciło pełną nerwów ciszę, rozbijając się o ściany szpitalnej sali.
Dziesięć głów odwróciło się w stronę lekarza, który wyglądał na równie zmartwionego, co pozostali. Wpatrywał się w wyniki badań z takim skupieniem, że jego brwi niemal się stykały.
- Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie – oznajmił w końcu, kręcąc głową. – Wyniki są w porządku… Pozostaje nam tylko czekać.


*** 

Śnił. 
Przejmująca cisza uderzyła w jego zmysły, potęgując w nim uczucie wyobcowania, jakiego właśnie doznawał. Nawet wszechogarniająca biel, w której zdawał się tonąć. 
Był tu sam, nerwowo rozglądając się dookoła, jednak wszystko spowijała śnieżna, wspaniała i majestatyczna, biel. 
Skąd się tu wziął? I dlaczego czuł się tu tak lekko i wspaniale? 
Wydawało mu się, że ma skrzydła… 
… skrzydła, skrępowane jakąś niewidzialną siłą. 

***

- Hyung… kazali mi do ciebie mówić. Powiedzieli, że mnie słyszysz i że mogę ci powiedzieć cokolwiek… Ale ja nie wiem, co mógłbym ci powiedzieć. Normalnie – mężczyzna zawiesił głos – normalnie zrobiłbym ci smaczne jedzonko i porozmawialibyśmy we dwóch, jak zawsze, gdy coś jest nie tak… Naprawdę nie wiem, co mam ci powiedzieć…

Ryeowook-ah. Jego delikatny i miękki głos rozpoznałbym wszędzie…
Ach, ja też chętnie zjadłbym coś przygotowanego przez ciebie, Ryeowookie… Poczekaj jeszcze tylko trochę, pozwól mi tu chwilę pobyć. Tu jest tak przyjemnie, wiesz? Jestem wolny…
Co u was słychać, chłopaki? Naprawdę jestem ciekaw. Jak idzie tobie i Sungminowi w Sukirze? Dobrze sobie radzicie…?
Wookie-ah…? Dlaczego mi nie odpowiadasz? Nie słyszysz moich słów…?


- Hyung… nie mogę tu długo u ciebie siedzieć, bo za godzinę muszę poprowadzić audycję razem z Sungminem…

Za godzinę? Więc co ty tu jeszcze robisz? Dlaczego jesteś tutaj i sprawiasz, że inni… że ja się martwię? I co znaczy… u mnie? Powiedz mi, Reowookie, gdzie ja teraz jestem? I dlaczego nie mogę cię zobaczyć, choć słyszę cię tak wyraźnie…?

- … wiesz, hyung, ludzie codziennie dzwonią do nas i pytają, jak się miewasz. A ja nigdy nie wiem, co mam im powiedzieć… Bo, hyung, teoretycznie wszystko z tobą w porządku… Dlaczego w takim razie się nie budzisz? Czy stało się tutaj coś, co powstrzymuje cię od powrotu do nas? Hyung, potrzebujemy cię. Bo bez ciebie wszystko się jakoś sypie…

Nie budzę się? Reowookie, przecież nie śpię… nie śpię… nie widzisz?
I… przecież nie zniknąłem. Jestem tutaj. Koło ciebie… skąd chcesz, żebym wrócił? Z tej bieli, która mnie otacza? Ale ona jest taka cudowna…
Poradzicie sobie… w końcu macie mnie tuż obok… prawda?
Nie do końca rozumiem, co się dzieje… wybacz mi.



*** 

Śnił. 
Wciąż zatopiony w bieli, podążał wciąż przed siebie. 
Przystanął na chwilę, by uspokoić serce, którego bicie słyszał głośno i wyraźnie. 
Miarowe bum bum rozbijało się o jego klatkę piersiową, będąc jedynym dźwiękiem, jaki do niego docierał. 
Zirytowany, próbował zrobić coś, by pozbyć się tego dźwięku. 
Jednak nic nie mogło powstrzymać uparcie bijącego serca. 
Obiecał sobie, że nie pozwoli temu trwać. I niszczyć tę piękną ciszę, która spowijała go do tej pory… 

***

- Jungsoo… - głos matki. Najpiękniejszy i najbardziej rozczulający głos na całym świecie. – Jungsoo, syneczku, jestem przy tobie.

Mamo…? Dlaczego przyszłaś? Jesteś przecież taka zajęta…

- Synku, dlaczego mi to robisz? Dlaczego wciąż sprawiasz, że muszę się o ciebie martwić? Serce matki zawsze jest przepełnione troską o syna… nie mógłbyś i tym razem obudzić się i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze? Synku…

Mamo, dlaczego płaczesz? I nie mów, że nie, przecież słyszę. Zawsze próbujesz ukryć przede mną swoje łzy, a ja i tak je widzę.
Przepraszam mamo. Za doprowadzanie cię do takiego stanu.
Chciałbym cię przytulić i powiedzieć, żebyś się nie przejmowała… ale nie mogę się ruszyć. Nie mogę nic zrobić mamo. Jestem bezsilny.
Wybacz mi, mamo. Sprawiam ci tyle przykrości…


- Synku – ledwie słyszalny szept dochodzi do jego uszu - zawsze przy tobie byłam i zawsze przy tobie zostanę. Więc, proszę, wybudź się już z tej śpiączki…


*** 

Śnił. 
Ciężar niewidzialnych kajdan wciąż go przytłaczał i nie pozwalał mu na swobodne poruszanie się. 
Coś bardzo go męczyło; zawieszony pomiędzy dwoma światami nie wiedział, do którego ma należeć. 
Wrócić, skąd przyszedł czy zostać i zrzucić te ciężkie kajdany? 
Ale czy istniało jeszcze coś, do czego mógłby wrócić? 

***

- Dzień dobry, hyung. Przepraszam, że przychodzę dopiero teraz… wcześniej jakoś nie mogłem się na to zdobyć. Poza tym… byliśmy z Ryeowookiem ostatnio dość zajęci

Sungmin-ah… nic nie szkodzi. Naprawdę. Cieszę się, że mnie odwiedziłeś…

- Hyung… dzisiaj była nasza ostatnia audycja w Sukirze. Przedwczoraj powiedziano nam, że to już koniec. Hyung, wiedziałeś o tym? Wiedziałeś, prawda…?

Koniec Sukiry…? Czy o tym wiedziałem? Nie pamiętam. Nie pamiętam niczego, co działo się w ostatnim czasie. Mój umysł jest pusty i czysty jak biała kartka…
Tak, czy inaczej, Minnie… hwaiting.


- Ale wiesz, co jest w tym najgorsze, hyung? Żaden z nas nie ma już więcej nowych zajęć, wszystko kończy się wraz z nastaniem następnego miesiąca.


*** 


Śnił. 
Zagubiony sam w sobie, usiłował przywołać wspomnienia z ostatnich tygodni. 
Różnorodne obrazy przewijały się w jego głowie niczym źle poskładany i niekończący się film. 
Żadnych konkretnych wspomnień. Jedynie wciąż narastające uczucie przygnębienia i bezsilności. Przytłaczało go; wiedział, że jeśli się obudzi, wszystko wróci do niego ze zdwojoną siłą. 
Nie miał w sobie wystarczająco dużo samozaparcia, by móc z tym walczyć. 

***

- Wiesz, Teukie-hyung, jak tak z tobą siedzę… to mam wrażenie, że pomieszały nam się role. To zawsze ty byłeś tym, który usiłował zrobić wszystko, żeby wyciągnąć mnie spod kołdry… Teraz to ja siedzę obok ciebie i gadam do kogoś, kto prawdopodobnie mnie nie słyszy… wszystko dlatego, że chcę, żebyś już się obudził. Bo mamy problemy, hyung. Duże problemy. I potrzebujemy cię, by je rozwiązać.

To ty, prawda Kangin-ah? Chociaż twój głos dochodzi do mnie jakby z bardzo daleka, to jednak słyszę cię dość wyraźnie.
Ah, lubiłem cię budzić. I lubiłem patrzeć, jak wyskakujesz z łóżka, wściekły, że ktoś przerywa ci sen. To były bardzo zabawne momenty… szkoda, że już nigdy się nie powtórzą.
Kangin-ah… ja… chyba nie jestem w stanie wam pomóc. Zrobiłem wszystko, co mogłem…



*** 

Śnił. 
Grad pełen wspomnień uderzał w skrępowane skrzydła, przysparzając mu dodatkowego bólu. 
Jedyne, czego pragnął, to powrót tej wspaniałej, spokojnej bieli zamiast natłoku obrazów. I pięknej ciszy zamiast hałasu rozmów zachodzących jedna na drugą. 
Tęsknił za tym uczuciem lekkości, którego zaznał jeszcze niedawno. 
Pragnął go zaznawać już zawsze, całym sobą. 
Zostawić wszystko, co go krępowało… i po prostu odlecieć. 
Na skrzydłach zranionych przez rzeczywistość. 

***

- Nigdy nie wiem, co mam powiedzieć, kiedy do ciebie przychodzę. Powiedziano mi, że mam mówić, co u mnie słychać, ale czy nie powiedzieli ci już tego pozostali…? Nie bardzo bym się chciał powtarzać.

Shindong… często tu bywasz? Słyszę cię po raz pierwszy, wybacz… przez ostatnie dni dużo śpię… mam wrażenie, że nadrabiam wszystkie nieprzespane noce z ostatnich lat…

- Hyung, w końcu… biorę ślub. Tym razem już na serio. Nikt już nie zgłasza sprzeciwów i w końcu będziemy mogli zostać małżeństwem, z Nari.

Naprawdę, Shindong? Cieszę się! Wiesz, że macie moje błogosławieństwo. Bądźcie szczęśliwi. A skoro pokonaliście takie ogromne przeszkody, jakie stały na waszej drodze, to pewnie już nic wam nie straszne, co?

- Tylko… będzie mi brakowało…nie, już mi brakuje twojego ciągłego narzekania, że mógłbym spać w piżamie, a jeśli nie, to żebym przynajmniej nie latał po mieszkaniu jak mnie Pan Bóg stworzył – mężczyzna zachichotał, jednak szybko spoważniał. – Hyung… musisz przyjść na mój ślub. Obiecaj mi, że się na nim pojawisz.


*** 


Śnił. 
Od kiedy wróciły do niego wspomnienia, nie mógł odnaleźć spokoju. 
Miotał się pomiędzy jednym a drugim zdarzeniem, niezmiernie nieszczęśliwy i niezdolny do podjęcia decyzji. 
Chciał się obudzić i jednocześnie pragnął nigdy nie wracać do tego wszystkiego, co zostawił… 
Dużo łatwiej byłoby zostawić wszystko i odejść. 
Pozwolić opaść niewidzialnym kajdanom i ulecieć wszechogarniającemu smutkowi. 

***

- Ehm… - cichy, zmieszany głos zmieszał się z dźwiękami szpitalnej aparatury. – Nie mam pojęcia, co powiedzieć. Wszystko w porządku, hyung? Nie, to bez sensu, przecież wiadomo, że nie bardzo… więc… jakby… och, nie wiem. Po prostu tu posiedzę, dobrze?

Yesung… mój drogi, szalony Yesung. To ja powinienem zapytać, czy wszystko w porządku… Bo ja… ja już nie jestem ważny. Bardziej mnie martwi to, co zrobisz, kiedy dowiesz się, że nie możesz już śpiewać…
W sumie dobrze, że nie możesz tego usłyszeć.

- Hyung… wiesz, że jakoś tak bez ciebie nudno? I cicho… i nie ma kto się zajmować moimi żółwiami, kiedy mnie nie ma… Zresztą, wszyscy ostatnio są jacyś tacy dziwni… i drażliwi…

Przejdzie im. W krótce im przejdzie. Musi. Bo teraz będziecie potrzebować siebie nawzajem…


*** 

Śnił. 
Jakieś bardzo jasne światło zbliżało się do niego powoli, obdarzając go nieziemsko przyjemnym ciepłem. 
Wyciągnął dłonie w jego kierunku i podniósł się, by podążyć w jego kierunku. 
Z każdym krokiem był coraz lżejszy… 
Jednak wciąż było coś, co nie pozwalało mu poruszać się swobodnie. 
Chciał się od tego uwolnić jak najszybciej. 
Bez względu na konsekwencje. 

*** 

- Hyung, wiem, że nie lubisz, kiedy ciągle o tym mówię, ale… pozwól mi się za siebie pomodlić, dobrze? To nie zaszkodzi, a może pomóc.

Siwon… i tak zrobisz, co będziesz uważał za słuszne. Poza tym… nie mam prawa ci tego zabraniać…
- Tylko… słyszałem od lekarza, że twoje serce jest coraz słabsze, hyung. Czy tego właśnie pragniesz? Powrotu do Tego, który dał ci życie? O to mam się modlić, hyung?

Nie wiem, Siwon. Ale tak… chyba tego właśnie chcę. Wiem, że to słabe i egoistyczne… ale ja nie mam już po co wracać. Zresztą, niedługo sam się o tym przekonasz…

- Cóż, chyba tak zrobię. Chociaż nie ukrywam… wolałbym, żebyś się obudził i żył jeszcze bardzo długo. Czy nie mówiłeś, że chcesz mieć szczęśliwą rodzinę? Hyung… sam nie wiem, czego mam dla ciebie chcieć… Co będzie dla ciebie najlepsze…? Nie mam pojęcia… mogę się tylko modlić…

*** 


Śnił. 
Teraz, kiedy zdecydował się podążać w kierunku tego wspaniałego światła, uparcie dążył do celu. 
Kajdany… powoli opadały. 
Krok po kroku zwalniały go z ogromnego ciężaru. 
Ale skrzydła miał wciąż zranione. 
W dalszym ciągu nie mógł wzbić się w powietrze. 

***

- Głupek. Naprawdę jesteś głupi, wiesz? Mógłbyś dać sobie już spokój z tym spaniem, wiesz? Wszyscy odchodzą od zmysłów. Nie dość, że nie dają nam nowych zleceń, to jeszcze to twoje… ta cała śpiączka. Weź się ogarnij i wracaj.

Kyuhyun-ah. Zadziorny i prostolinijny jak zawsze.
Dlaczego wciąż się o mnie martwicie? To naprawdę nie czas na to. Musicie zająć się teraz sobą i waszą przyszłością… to jest teraz najważniejsze. Nie ja. Mnie już nie ma. Tylko to głupie serce wciąż nie chce dać za wygraną…


- Teukie… proszę. Wrócisz? Będę zwracał się do wszystkich formalnie... To jak, wrócisz? Proszę. Potrzebuję cię, Teukie-hyung. Jak nikt w zespole. Obudź się, a wtedy podziękuję ci za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Bo zrobiłeś bardzo dużo. No już, wstawaj, głupi… wstawaj…

Kyuhyun-ah… naprawdę nie masz za co dziękować. Twój hyung przysporzył ci przecież tye bólu… ale cieszę się, że mi wybaczyłeś.
Dbaj o swoich hyungów, dobrze? I nie przesadzaj z grami. I pamiętaj, żeby czasem poćwiczyć wokal, żeby nie zardzewiał.



*** 


Śnił. 
Otaczająca go biel zdawała się przyjemnie kołysać sprawiając, że czuł się dziwnie nieważko. 
Kajdany już dawno zostawił za sobą. Kroczył w kierunku jasności, czując, jak goją się rany na jego skrzydłach. 
Już niedługo zniknie ten smutek, który w sobie nosił. Pożegna się ze wszystkim, co smutne i przytłaczające. 
Jeszcze tylko chwila. 

***

- Teukie-hyung… wiedziałeś, prawda? Że rozwiązują Super Junior? Że wraz z końcem miesiąca zostaniemy bezrobotni… że będziemy rozdzieleni?

Tak, Hyukie. Wiedziałem. Próbowałem coś z tym zrobić, ale nie mogłem nas… nie mogłem was ochronić. Jestem beznadziejnym liderem. Tak niewiele mogłem zrobić… a i tak mi się nie udało.

- To dlatego nie chcesz się obudzić? Bo to oznacza, że już nie masz do czego wracać? Hyung, ja wiem, że praca była całym twoim życiem… wiem to bardziej, niż ktokolwiek inny. I wiem też, że jesteśmy dla ciebie bardzo ważni. Bo jesteśmy, prawda? Więc obudź się, proszę. Nie pozwól swojemu sercu osłabnąć do końca. Nie rób mi tego… nie rób tego ELFom… nie odchodź, hyung…

Hyukie… przestań płakać. I nie płacz już tak często, dobrze? Stań się silnym, wspaniałym człowiekiem. Jesteś wspaniały i silny… i jeśli będziesz chciał, to na pewno sobie poradzisz. Nawet beze mnie…
ELFy też jakoś sobie poradzą. Musiały znieść wiele smutnych rzeczy, zniosą i to.



*** 


Śnił. 
Był już prawie u celu. 
Rozwinął skrzydła i już miał się wzbić w powietrze… 

***

- Hyung. Miałeś depresję, prawda? Wciąż ją masz. Heechul-hyung mi powiedział. Powiedział, że nic z tym nie chciałeś robić. I udawałeś. Hyung, udawałeś tak dobrze, że nie zauważyłem. Przepraszam za to. Za siebie i za wszystkich. Za to, że lekceważyliśmy twoje złe samopoczucie…

Nic nie szkodzi, Donghae, naprawdę. Fakt, Heechul ciągle mi powtarzał, żebym coś z tym zrobił… ale ja nie chciałem. Bo to bez sensu. To do niczego by nie zaprowadziło.
To za daleko zaszło, by móc to powstrzymać.


- Hyung… - mężczyzna złapał Leeteuka za rękę – nie zostawiaj mnie. Obiecałeś mojemu ojcu, że się mną zaopiekujesz, pamiętasz? Nie możesz mnie zostawić… nie ty… błagam. Nie chcę, żebyś umarł, hyung…

Donghae… nie jestem już w stanie spełnić tej obietnicy. Nie mogę dłużej cię ochraniać… Nie jestem w stanie… Przepraszam. Ale nie jesteś sam. Nigdy nie byłeś. Mam nadzieję, że o tym wiesz…


*** 


Śnił. 
Wciąż nie mógł wzbić się w powietrze. Było jeszcze coś… coś, co nie pozwalało mu odejść. 
Jedna niewielka rana. 

***

- Wiesz, że przychodzę tu każdego dnia, prawda? Gadam do ciebie, jakby od tego zależało moje życie. I wciąż mam nadzieję, że się odezwiesz. Że otworzysz oczy, podniesiesz się i powiesz: „Ohoho, ale was nastraszyłem!”… Tak się nie stanie, prawda hyung? Nie chcesz się obudzić. Ta głupia aparatura tak podobno pokazuje. Że powoli odchodzisz… Nawet nie wiem, czy mnie teraz słyszysz, lekarz powiedział, że teraz to już bez sensu… a ja mimo wszystko do ciebie mówię, hyung. Jakby to miało coś zmienić…

Heechul. Wspaniały i niepokorny. Ale tak naprawdę strasznie wrażliwy… Tak bardzo, że stworzyłeś mur, przez który niezmiernie trudno jest innym cię zrozumieć.
Dziękuję ci, Heechul, że ten mur nigdy mnie nie dotyczył. Że byłeś moim dobrym przyjacielem. Wiem jak bardzo się o mnie troszczyłeś i pomagałeś kiedy myślałeś, że tego nie widzę. Dziękuję. I przepraszam. Za to, że tak rzadko słuchałem twoich rad.


- Hyung… tylko ciebie mogłem tak nazywać. Tylko ciebie, spośród całego zespołu. Teraz to ja jestem najstarszy. Ale to już nie ma znaczenia. Od jutra formalnie nie istniejemy jako grupa… Nie istniejemy nawet jako solowi artyści. Ale poradzimy sobie, wiesz o tym. Bo jesteśmy silniejsi niż ktokolwiek inny. Mimo, iż wszyscy myślą, że nie ma dla nas jutra, ja w to nie wierzę. Zawsze jest jakieś jutro.

Właśnie, Heechul. Dacie sobie radę…
Chyba na mnie czas… ledwie cię słyszę… ta przyjemna cisza i to wspaniałe, jasne światło… muszę tam iść. Mojego jutra… już nie będzie. Nie w tym znaczeniu, w którym ty o nim mówisz…



*** 


Śnił. 
Wzbijał się gdzieś wysoko, znikając wśród bieli jaśniejszej od śniegu. 
Lżejszy niż powietrze. 
Szczęśliwy. 
Bez wczoraj, bez jutra… 
Wieczne dzisiaj. 

***

- Heechul-hyung?
Kiwnął głową.
- Anioł wrócił do Nieba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy