sobota, 23 czerwca 2012

Namalowany


Charakterystyczna woń jego perfum docierająca do twoich nozdrzy jednoznacznie pozwoliła ci zawyrokować, że w końcu się pojawił. Nie był spóźniony; wręcz przeciwnie, przyszedł przed czasem, ale i tak miałaś wrażenie, że czekasz tu na niego od wieków.
Stawiał pewne i szybkie kroki, wiedząc, że tego dnia ta cała ekipa będzie pracować dla niego. Nikomu jednak nie szczędził ciepłego uśmiechu i pięknych ukłonów pełnych szacunku; wiele razy powtarzał ci, że każdy w tym biznesie jest tak samo ważny – od idola, aż po każdą, pozornie najmniej ważną osobę w ekipie.
„Sukces idola zależy od starań wielu osób, aniołku” – przypomniałaś sobie jego słowa, wypowiedziane zaledwie kilka dni temu, gdy pocieszał cię podczas jednej z wielu nocy, w której zbyt mocno obciążona pracą, wydawało ci się, że wszystko robisz nie tak – „Każdy z nas ma tutaj swoje miejsce; zabraknie ciebie i wszystko się rozleci, rybeńko.”
Uśmiechnęłaś się i próbowałaś odnaleźć go wzrokiem. Zmarszczyłaś delikatnie brwi; nigdzie go nie było.
Zniknął. Jakby był tylko obrazem w twojej głowie.
Ale już za moment pojawił się tuż przed tobą, w odpowiednim przebraniu, gotowy do robienia zdjęć.
Przez chwilę zabrakło ci tchu; w słabym świetle, z daleka od ogromnych reflektorów… wyglądał tak nieziemsko i delikatnie, że przez chwilę byłaś zazdrosna o piękno, które sobą reprezentował.
- Noona – zwrócił się do ciebie, ręce opierając o biurko, będące twoim dzisiejszym stanowiskiem pracy – czekałaś na mnie?
Roześmiałaś się. Nazywał cię tak, chociaż wcale nie byłaś od niego starsza. Ale byłaś mu to w stanie wybaczyć, w końcu mówił tak do ciebie tylko wtedy, kiedy widział cię zapracowaną i skupioną na swoich zadaniach.
- Tak się składa, że wszyscy tu na ciebie czekają – odpowiedziałaś, kładąc dłoń na idealnie ułożonej fryzurze mężczyzny; złapał ją, gdy chciałaś ją cofnąć i splótł ze sobą wasze palce, wciąż wpatrując się w twoje oczy, jakby czegoś oczekując.
- Dowiedz się czy mają jeszcze troszkę czasu – szepnął ci na ucho, delikatnie głaszcząc cię po policzku.
Zamknęłaś oczy, niezdolna do żadnego ruchu, kiedy centymetr po centymetrze, zmniejszał resztki dzielącego was dystansu.
Byłaś pewna, że robił to specjalnie. Kusił cię, przyciągał do siebie, by za chwilę zmienić zdanie. Igrał z tobą i z twoimi emocjami.
A tobie to odpowiadało. Mimo, iż stałaś tuż przy nim, cała drżąca od jego gorącego oddechu, rozgrzewającego twój kark i nie mogłaś poruszyć się nawet o milimetr.
- Ja… zapytam – udało ci się wykrztusić i wyswobodzić spod jego spojrzenia, które zdawało się przeszywać cię na wskroś.
Kilka metrów później odetchnęłaś z przedziwną mieszanką ulgi i ekscytacji.
Bo wiedziałaś, że za moment do niego wrócisz. I będzie na ciebie czekał, przeglądając w komputerze zdjęcia z poprzedniej sesji.

Nie byłaś zdziwiona, gdy wracając do niego pięć minut później, zastałaś go drzemiącego przy twoim biurku.
Wiedziałaś, że musisz go obudzić, ale postanowiłaś popatrzeć na niego przez moment.
Tak dawno nie widziałaś go śpiącego… przypominał ci niewinnego, bezbronnego chłopca, którego trzeba chronić przed złem całego świata.
Podczas gdy to właśnie on był tym, który zawsze przybywał ci z pomocą.
Nachyliłaś się nad nim i ucałowałaś go w czubek nosa.
Poruszył się niespokojnie i zamachał dłońmi myśląc, że przegania natrętną muchę.
- Donghae – oparłaś głowę na jego ramieniu; uśmiechnął się delikatnie, otwierając jedno oko – nie śpij.
Kiwnął delikatnie głową, po prostu się w ciebie wpatrując. Jego ciemne, nieco zamglone tęczówki wciąż zdawały się znajdować na granicy snu.
Nawet nie zauważyłaś, kiedy poruszył się niczym dziki kot i niemal siłą wydarł ci pocałunek.
I wtedy zrozumiałaś, po co przyszedł tak wcześnie.
Dopiero teraz to pojęłaś i w duchu śmiałaś się z samej siebie za to, że tak powoli kojarzysz fakty.
- Myślisz, że zrealizujesz swój dziwny plan, tak? Nie tak łatwo – resztkami silnej woli wyrwałaś się z jego objęć i pobiegłaś do garderoby, zatrzaskując za sobą drzwi.
Zapukał w nie dwa razy; wiedziałaś, że nie odpuści tak łatwo, ale nie miałaś zielonego pojęcia, co też wymyśli, byś pozwoliła mu wejść do środka. A nie zamierzałaś odpuszczać zbyt łatwo.
- Aniołku… - usłyszałaś, jak mruczy przez drzwi – otwórz mi, co? – popukał paznokciem w drzwi a ty, nie wiedzieć czemu, zaczęłaś się trząść.
- Nie ma mowy – jakimś cudem zdołałaś mu odmówić, choć w rzeczywistości pragnęłaś wciągnąć go do garderoby i utonąć w jego ramionach.
- Kochanie – zniżył głos; wiedziałaś, że za chwilę stanie się chrapliwy z pożądania – nawet nie wiesz, jak wiele przyjemności cię ominie, jeśli tego nie zrobisz… - wyobraziłaś go sobie, jak wypowiada te słowa, z ciężkim oddechem i wargami wyczekującymi pocałunków.
Byłaś jednak uparta… a właściwie tylko taką udawałaś. Bo tak było zabawniej. Bo w ten sposób było bardziej… po prostu bardziej.
- Aniołeczku… - słyszałaś jego urywany oddech; dzieliło was tak niewiele, a jednak zbyt dużo, by móc od tak zmniejszyć dystans – tracimy czas. A ja teraz mógłbym – przerwał na moment; wiedziałaś, że robi to specjalnie, byś wyobraziła sobie miliony pieszczot, którymi właśnie by cię obdarzał – mógłbym sprawiać, że piszczałabyś cichutko jak zawsze, kiedy jest ci ze mną tak przyjemnie… - drążył; zacisnęłaś powieki; mówił jeszcze coś, ale jego słowa już do ciebie nie dolatywały, ty starałaś się zapanować nad pragnieniem spełnienia się jego słów.
Wyciągnęłaś dłoń i przekręciłaś klucz w zamku.
Wpadł do pomieszczenia i niemal zmiażdżył twoje wargi swoimi, tak bardzo ich pragnąc. Przyjęłaś jego pocałunki tak, jak przyjmuje się długo wyczekiwany prezent. Pozwoliłaś mu, by zachłannie zatapiał się w twojej skórze, by znaczył ją wilgotnymi śladami… by dotykał cię tak, jak już dawno tego nie robił…
Pozwoliłabyś mu na wszystko; jego ciche „aniołku” sprawiało, że nie miałaś już więcej argumentów.
Jednak nie było wam dane cieszyć się sobą w pełni… usłyszałaś głosy nawołujące was z oddali.
Powolutku odrywaliście się od siebie, sekunda po sekundzie uspokajając swoje oddechy i uśmiechając się do siebie przebiegle.
- Cóż, wygrałem tę grę, nie? – podsumował i wysunął koniuszek języka.
Udałaś obrażoną i chwyciłaś w dłonie jakąś dziwną, białą siateczkę.
- No nie wiem, nie wiem… - powiedziałaś, wyciągając ręce w jego stronę.
- Co masz zamiar zrobić z tym czymś…? – zapytał, powoli znikając po drugiej stronie pokoju, najwyraźniej próbując ci uciec.
- Najpierw chyba muszę cię złapać… a potem, kto wie… - śmiałaś się, goniąc go długim korytarzem i w końcu wpadając do studia, w którym wszyscy na was czekali… a właściwie na niego. Ty mogłaś spokojnie pracować w domu.
Ale za żadne skarby świata nie odmówiłabyś sobie siedzenia na sesji zdjęciowej najpiękniejszego człowieka na ziemi.
Patrzyłaś jak siada na przygotowanym miejscu i rozmawia z fotografem. Jak posyła tej kobiecie jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że będziesz zazdrosna.
Nie zastanawiając się dłużej, podchodzisz do ekipy i mówisz coś na ucho dyrektorowi artystycznemu. Ten patrzy na ciebie, na to co trzymasz w dłoni i kiwa głową, ogromnie zadowolony z twojej propozycji.
Podchodzisz do Hae i uśmiechasz się jednym z najbardziej uroczych uśmiechów, na jakie cię stać. Patrzy na ciebie odrobinę zdziwiony twoim zachowaniem; po chwili spogląda na twoją dłoń, w której wciąż trzymasz tę dziwną siateczkę i na chwilę uśmiech schodzi z jego twarzy.
- Nie… - prycha, gdy zakładasz mu ją na głowę, jak gdyby nie wierząc do końca w to, co się właśnie dzieje.
- Ależ owszem – śmiejesz się i układasz przedmiot tak, by ładnie się na nim prezentował, korzystając jednocześnie z okazji, by pobyć blisko niego jeszcze przez moment.
Upewniasz się, że to urocze serduszko, które zauważyłaś przed chwilą, zostanie uchwycone w kadrze i w końcu, posyłając Donghae całusa, cofasz się kilka kroków.
W końcu postanawiasz, że wrócisz do domu i tam zajmiesz się resztą zadań zleconych przez wytwórnię.
Odwracasz się, by jeszcze raz na niego spojrzeć i wtedy wasze spojrzenia się krzyżują.
Widzisz w nich coś takiego… przez chwilę masz wrażenie, że jest rozczarowany tym, że już sobie idziesz. Jakby miał nadzieję na coś więcej.
I właśnie wtedy słyszysz odgłos robienia zdjęcia. I czujesz, że to będzie to zdjęcie, które za kilka godzin przyniesie ci, niemal w podskokach po to, byś mogła nanieść na nie ewentualne poprawki.
Po czym znów weźmie cię w ramiona i zacałuje. I zaprowadzi do krainy rozkoszy.
Ale na razie patrzy na ciebie, przyjmując dostojną, ale lekką pozę. I wygląda nieziemsko, jakby nie był człowiekiem, a dziełem sztuki. Jak namalowany.
Wychodzisz.
I masz w głowie jego obraz; i wiesz, że to zdjęcie, które pokażecie światu, będzie niosło ze sobą nieco melancholii i oczekiwania.
Ale przede wszystkim przyniesie łagodną atmosferę; taką jak delikatna bryza znad morza w upalny dzień.
Uśmiechasz się do swoich myśli.
I nie możesz się już doczekać.

2 komentarze:

  1. Napisałaś to tak swobodnie, przejrzyście i lekko, że aż nie chce się odrywać wzroku tylko czytać dalej i dalej.. a tu bach! Koniec kropka ;D Świetne no po prostu brak mi słów :))

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy